Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
136
BLOG

NIKonfederacja - nasze małe "hałs of kards"

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Polityka Obserwuj notkę 0
Wydarzyły się rzeczy niesłychane. Dwa dni temu przed gmachem Najwyższej Izby Kontroli odbyła się konferencja prasowa w składzie, który wśród wszystkich zawodowych obserwatorów polityki wywołał niemałe zdumienie. Oto wróg publiczny partii Prawa i Sprawiedliwości numer dwa (z Donaldem Tuskiem nikt w tym wyścigu nie wygra), tj. Marian Banaś, pojawił się wraz ze Sławomirem Mentzenem, prezesem partii Nowa Nadzieja wchodzącej w skład ugrupowania parlamentarnego Konfederacja, i ni mniej, ni więcej ogłosił Polakom, że ów partyja w ramach konsultacji z nim zagwarantowała, że przygotowana przez niego ustawa wzmacniająca możliwości kontrolne NIK stała się punktem jej programu politycznego.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Natychmiast wszelkie głosy stojące na straży świętej demokracji poczęły wzniośle protestować, bo w konferencji tej dopatrzyły się łamania wszelkich reguł jakie obowiązują w tym najwspanialszym ustroju politycznym ludzkości. Ja demokratą nie jestem, więc inaczej niż owe grono protestujących, mam tę wygodę, że na wspomniane reguły mogę spoglądać okiem sceptycznym, a to z kolei daje mi większą swobodę w zdecydowanej ich krytyce. Zgodzę się, że istotnie jeśli ktoś wyznaje pryncypia demokratyczne, powinien w takiej sytuacji co najmniej się zdziwić, a w skrajnym przypadku nawet widowiskowo wzburzyć. Wszelkiego typu próby zjednywania się polityków z przedstawicielami ustrojowych gmachów, które w ustroju demokratycznym mają obowiązek być od polityki niezależnymi, rodzi uzasadnione prawo do podejrzeń o korupcję polityczną. Tu sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej intrygująca, bo zarówno prezes Marian Banaś jaki i prezes Mentzen oznajmili, że celem ich politycznej unii jest wsparcie - a jakże - niezależności Najwyższej Izby Kontroli. Czy to z ich strony bezczelność, czy szczera troska o demokrację i państwo prawa? Odpowiedź na to pytanie być może da się odnaleźć w samej ustawie, która stała się głównym powodem tego "występku". Podczas konferencji prezes NIK wymienił skrótowo, co gwarantować ma jej przyjęcie przez Sejm. Ogłosił więc, że w celu zwiększenia niezależności Najwyżej Izby Kontroli zaproponowany dokument ma nadać izbie uprawnienia prokuratorskie, prawo do kontroli spółek skarbu państwa i fundacji przez nie powoływane, a także kontrolę funduszy operacyjnych służb specjalnych, by zakończyć na zagwarantowaniu odpowiedniego budżetu na wynagrodzenia pracowników NIK oraz że zapewni, iż "wszystkie środki publiczne będą wydawane zgodnie z prawem, w sposób w pełni przejrzysty, transparenty i gospodarny". I wszystko to pięknie brzmi, ale przecież tylko do momentu, gdy nie uwzględni się faktu, że treści tej ustawy oprócz samego Mariana Banasia i być może prezesa Nowej Nadziei nikt nie zna. I ja jednak skoncentrowałbym się od razu na tym zagadnieniu, bo skoro treść ustawy nie została upubliczniona, to co niby ma nas przekonywać, że cała konferencja nie była li tylko spektaklem, za którym stoi nic oprócz obopólnych korzyści wizerunkowych dwóch podmiotów sojuszu Banaś - Konfederacja?

Harmider jaki wywołało owe wydarzenie został w zasadzie ufundowany na wierze w to, że istnieje jakaś ustawa, którą Konfederacja gwarantuje przepuścić przez Sejm, gdy będzie miała możliwość jakiegokolwiek wpływu na stanowienie prawa w Polsce. Ale jeśli przyjrzymy się temu jaki obraz wytworzyła rzeczona konferencja, to widzimy w niej tylko i wyłącznie stwarzanie pewnych pozorów, które przez target wyborczy mają zostać uznane za prezentację wszelkich cnót, które Niebu imponują. Mamy więc prezesa NIK, który nękany przez złowrogi układ polityczny stara się przy pomocy dążącej do władzy partii wesprzeć środki kontrolne nad politykami, spółkami skarbu państwa, a nawet wydatkami służb specjalnych. Czy to nie wzmacnia wizerunku nieprzejednanego w walce z politycznymi układami szeryfa jakim Marian Banaś chce być widzianym? Obok prezes partii politycznej, która w wyścigu wyborczym jeśli nawet nie jest już w stanie doprowadzić do wzrostu swojego poparcia, to koniecznie musi zrobić wszystko, by na posiadanym poziomie go utrzymać. Tutaj Konfederacja ma się zatem jawić jako strażnik uczciwości w polityce, którego trudno było dotąd dostrzec kiedykolwiek po ostatniej transformacji ustrojowej z 1989 roku. Przekonuje przecież, że jej programem politycznym staje się wprowadzenie ustawy, której zapisy jeszcze bardziej chronią państwo przed jakimikolwiek układami politycznymi wykorzystującymi władzę do machlojek. Z punktu widzenia wyborcy, to całkiem rajcowna propozycja.

Ale jest także inny istotny wątek, który należałoby przywołać. Ponad tydzień wcześniej także pod siedzibą najwyższej Izby Kontroli odbyła się inna konferencja Konfederacji, w której ogłoszono start w wyborach z listy tej partii dotychczasowego doradcy prezesa Banasia, jego syna Jakuba. Jakub Banaś, tak samo jak jego ojciec, stoi przed zarzutami prokuratorskimi. Jest podejrzany o wyłudzenie podatkowe oraz wyłudzenie dotacji z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa. Jeśli zacząć to wszystko układać w jakąś całość, to rysuje się przed nami perspektywa układu mającego na celu jednym dostarczać dodatkowych punktów procentowych w sondażach, drugim rozłożenie parasola ochronnego ze strony polityków, którzy już teraz przecież z powodu arytmetyki wyborczej mogą stanąć przed realną szansą wpływania na losy Rzeczypospolitej. Tak zresztą interpretują wszystkie te okoliczności ci, którzy ani nie pałają zauroczeniem do Konfederacji, ani do człowieka, który z pozycji najwyższego urzędu kontrolnego w Polsce, uderza w ich umiłowanych przywódców. Sam Jakub Banaś broni się przed takimi podejrzeniami zwróceniem uwagi na to, że nie mając żadnego dotąd poważnego umocowania politycznego, w razie gdyby udało mu się dostać do Sejmu, w każdym ewentualnym głosowaniu nad odebraniem mu immunitetu stałby na przegranej pozycji. I faktycznie, jeśli w tle nie zaczyna rysować się jakiś układ, który ostatecznie ma ochronić Mariana Banasia oraz jego syna przed wyrokami w sprawach prowadzonych przeciwko nim, to teza Jakuba Banasia wydaje się być blisko realiów. Jak silny musiałby być to układ, skoro do osiągnięcia wspomnianego wyżej celu dosłownie wszystkie partie opozycyjne zdecydowałyby się chronić przed odebraniem immunitetu kogoś takiego jak Jakub Banaś? Kiedy chodzi o jego ojca sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Marian Banaś jako gwarant wymierzania ciosów w obecny układ rządzący i wróg naszego wroga, staje się przyjacielem każdej opozycji, którego nie ochraniać byłoby zbrodnią politycznej głupoty. W takim więc zestawieniu trudno uznać, że Jakub Banaś wchodzi do polityki jako ktoś, kogo obecność w polityce będzie mogła komuś zagwarantować spokój. Ani nie ma żadnych gwarancji ochrony siebie samego ze strony tzw. "totalnej opozycji", ani też jego obecność w Sejmie nie jest potrzebna, by obronić prezesa NIK.

Tylko przed czym i jak unia Konfederacji z Marianem Banasiem miałaby ochronić tego drugiego? Przypomnijmy, że prokuratura w 2021 roku chciała przedstawić prezesowi NIK kilkanaście zarzutów w związku z podawaniem nieprawdy w oświadczeniach majątkowych oraz deklaracjach podatkowych. Z jednej strony zarzuca mu się oszustwa podatkowe z okresu od 2015 do 2020 roku, obciążające skarb państwa na 50 tysięcy złotych, z drugiej - co miało wynikać z reportażu stacji TVN - ukrywał w oświadczeniu majątkowym informację o zabezpieczeniu hipotecznym jego kamienicy, związanym z kredytem bankowym przyznanym na działalność firmy zarejestrowanej na jego syna Jakuba Banasia oraz że w kamienicy prezesa NIK, prowadzony jest gangsterski biznes. Trzeba zadać sobie pytanie czy za powyższymi faktami stoi cokolwiek, co wymagałoby natychmiastowego postawienia Mariana Banasia przed wymiarem sprawiedliwości. Reportaż TVN-u w zasadzie jedynie buduje atmosferę bezpośrednich powiązań prezesa NIK z krakowskimi gangsterami. Nie przedstawia na to żadnych dowodów. Wiemy, że specjaliści od reportaży politycznych tej stacji lubują się w udowadnianiu społeczeństwu, że za obecnym obozem rządzącym stoi Mordor, więc gdy w trakcie badania oświadczeń majątkowych trafili na szemrany biznes prowadzony w kamienicy prezesa NIK (ówcześnie mającego jeszcze w PiSie względy), czym prędzej wykorzystali swe talenta, by coś zasugerować, ale nie udowodnić. Reportaż trwa blisko dwadzieścia minut i jedyna wynikająca z niego informacja, którą dałoby się obciążyć Mariana Banasia, to grożące mu karą pozbawienia wolności do lat trzech, zatajenie w oświadczeniu majątkowym informacji o wspomnianym wyżej zabezpieczeniu wysokiego kredytu bankowego. Reportażyści TVN postanowił zająć się także synem Mariana Banasia i wykorzystać fakt, że na ówczesnym etapie firma Jakuba Banasia, która otrzymała kredyt w wysokości powyżej dwóch i pół miliona złotych jest firmą fikcyjną. W reportażu ujawniono rozmowę telefoniczną, w której dziennikarz TVN-u pyta o biuro w Krakowie, po czym zostaje poinformowany, że trwa przeprowadzka do Warszawy i że firma będzie działać w stolicy. Od emisji reportażu minęło wiele lat i jak wiemy, ani synowi Mariana Banasia, ani nikomu z jego najbliższego otoczenia nie postawiono żadnych zarzutów związanych z czymś, co starał się zasugerować TVN w swoim reportażu, tj. wyłudzeniem ogromnego kredytu na niedziałającą firmę.

W mojej ocenie wszystkie dotychczasowe medialne próby stworzenia z rodziny Banasiów przestępców unikających wymiaru sprawiedliwości w swojej treści są tylko zbiorem faktów, które w konkretnym ułożeniu potrafią sprawiać wrażenie, że stoi za nimi coś z czym ktokolwiek z rodziny Banasiów bałby się zmierzyć. Przywołajmy tu tylko słowa mec. Dariusza Ratajczaka reprezentującego syna prezesa NIK, a który na wcześniejszym etapie prowadzonego dochodzenia, gdy syn Mariana Banasia został zatrzymany przez CBA, powiedział że "Jakub Banaś deklarował współpracę z organami ścigania, wielokrotnie udostępniał swoje miejsce zamieszkania, przeszukań, przekazywał dokumenty, które były niezbędne i nic nie wskazywało na to, że w jakikolwiek sposób będzie utrudniał postępowanie, o którym doskonale wiedział, bo toczy się ono od 2019 roku". Można podejrzewać, że działania organów ścigania wobec rodziny Banasiów w ocenie tych drugich były dalece nadgorliwe, co ostatecznie doprowadziło do sytuacji, w której zarówno Marian Banaś jaki i jego syn poczuli się skrzywdzeni w stopniu wystarczającym do tego, by stać się wrogo nastawionymi wobec panującej nam władzy politycznej, która w ich rozumieniu stoi za wszystkimi tymi działaniami określanymi przez Banasiów mianem prześladowania. 

Niestety ani z doniesień medialnych, ani z oświadczeń organów ścigania, my obywatele, nie mamy na tę chwilę wystarczającego pakietu informacji, by jednoznacznie cokolwiek stwierdzać na temat zarzutów stawianych prezesowi NIK i jego synowi. Prowadzone są postępowania, istnieje domniemanie niewinności i jedyne co nam zostało, to wynikające ze słów przedłożonych na sławetnej konferencji polityczne działanie zarówno rodziny Banasiów jak i Konfederacji oceniać jako realizację wspólnych interesów. Może wyznawcom świętej demokracji ów realizacja będzie przez najbliższy czas spędzać sen z powiek, ale gwarantuję, że demokracja i praworządność na tym nie ucierpi. Zwolennicy obecnie nam panujących też nie powinni mieć większych powodów do strachu, gniewu czy niespokojnych snów. Konfederacja nie posiada żadnej machiny, która pozwoliłaby im skutecznie zdobywać poparcie bez konieczności oglądania się na spory w obozach im przeciwnych. Musi więc wykorzystać i jak widać po prostu wykorzystuje każdą możliwość, aby gdzieś się pokazać i przedstawić światu kolejną inicjatywę pomagającą solidnie się usadowić w pierwszej politycznej trójce, wokół której toczy się bój o to kto i ile po wyborach będzie miał do powiedzenia. Reszta sceny politycznej wydaje się być tylko tego tłem, a w obszar tegoż tła, nie sądzę żeby Konfederacji marzyłoby się wracać.
 

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka