Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
361
BLOG

Sugestywna perswazja strony izraelskiej

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Zacznę od tego jak ja patrzę na nowelizację ustawy o IPN dot. terminu „polskie obozy śmierci”. Niestety jest ona krokiem w bardzo złym kierunku. Bez dwóch zdań narusza ona wolność słowa, a co gorsza obnaża ona nasze państwo i nasz naród ze słabości. Jeśli bowiem walkę o prawdę historyczną mamy wygrywać penalizacją kłamliwych, szkodzących wizerunkowi Polski i Polaków określeń, to jasny z tego wniosek, że od strony krzewienia prawdy na temat polskiej historii ponieśliśmy sromotną klęskę. Przyznając się w ten sposób do słabości przynosimy samym sobie wstyd o wiele większy niż przynosi nam stosowanie tego terminu przez obce Polsce osoby,  które najczęściej stosują go z powodu ignorancji – przynajmniej nie da się jednoznacznie tego stwierdzić. Jest wielkim nieszczęściem, że państwo polskie chce ludzi karać za stosowanie kłamliwych określeń. Argument mający bronić tę metodę, odnoszący się do powstałego w zapisach prawnych terminu „kłamstwo oświęcimskie” zupełnie do mnie nie trafia. Jest to dokładnie z tych samych powodów zły zapis. Nie wolno nam prawdy bronić siłą. Stosunek do niej jako jeden z naszych najcenniejszych fundamentów cywilizacyjnych, będzie tylko wtedy cennym, gdy prawdzie nie będziemy zmuszeni w taki sposób pomagać. Prawda historyczna chroniona pałką staje się prawdą żałosną, ułomną. 


Przejdźmy jednak do clue burzy jaka rozpętała się przez miniony weekend. Niestety naiwnym jest sądzić, że całe zamieszanie, to tylko  jakieś chwilowe nieporozumienie na linii stosunków polsko – żydowskich. Kiedy czytam o tym, że nasz prezydent „był zbulwersowany” podniesieniem tej kwestii przez ambasador Izraela akurat podczas obchodów odbywających się w muzeum Auschwitz, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko bezradnie załamać ręce. Nasz prezydent od początku swojej prezydentury w swej polityce dotyczącej stosunków pomiędzy Polską a Izraelem błądzi jak dziecko we mgle. Zamiast się bulwersować, lepiej by było, gdyby w końcu zechciał z tej mgły się wydostać i otworzyć oczy. Tak zwana „Rzeczpospolita Przyjaciół”, którą nasz prezydent, nie wiadomo przy czyjej pomocy, skonstruował sobie w głowie, właśnie się rozsypała. I nawet jeśli pan prezydent usilnie będzie udawał, że się nic nie stało, to nie zdoła zasłonić tym, góry gruzu, która po niej pozostała. Jeśli ktoś, kto chce uchodzić za poważnego polityka, narracji o „przyjaźni” nie używa jako cynicznego lania wody, a głęboko wierzy, że coś takiego na gruncie politycznym może istnieć, to prędzej czy później rzeczywistość po niego przyjdzie, tak jak przyszła po nas teraz. Mało jest państw na świecie, które tak jak Izrael, opanowały z taką skutecznością sztukę realizowania swojego interesu w oparciu o cyniczną i bezwzględną praktykę. Liczenie na to, że z takiego rodzaju  partnerem w prowadzeniu interesów ugramy cokolwiek opowieściami o „przyjaźni”, to po prostu polityczna dziecinada. My tu o „Rzeczpospolitej Przyjaciół”, a PREMIER Izraela (nie poseł Knesetu, nie jakiś żałosny niedouczony publicysta czy niedouczona publicystka) o tym, że przeciwstawiając się kłamstwom przypisującym nam udział w Shoah, próbujemy zmieniać historię i sugeruje, że mamy na celu negowanie Holokaustu. Czy naprawdę tak trudno dostrzec, że sprawa w ten sposób została postawiona jasno? Naprawdę nikt nie dostrzega, gdzie od początku strona Izraelska w relacjach między naszymi państwami stawia nas w szeregu? Teraz Polacy będą w polskich mediach ekscytowani występami różnych przedstawicieli diaspory żydowskiej, zaklinających się, że to nie były polskie obozy, że nie ma tu u nas antysemityzmu i innymi tego rodzaju pacyfikującymi usypiaczami, a przecież jak jest, i czego się od nas oczekuje wyłożył jak krowie na rowie PREMIER Izraela. My tu będziemy wsłuchiwać się w fantastykę Stamblerów, Weissów, Danielsów i innych Schudrichów, a ci, których  stanowisko powinno nas najbardziej interesować i fundamentalnie ustawiać naszą politykę, w nas pałą. Zaś my wielce zbulwersowani, wielce zaskoczeni, wielce zawiedzeni. Ot, polski kabarecik. 

Po raz kolejny staliśmy się przedmiotem potężnej antypolskiej kampanii. Od tygodni Polska musi się tłumaczyć jak nie z ustawki zorganizowanej w górnośląskich krzakach, to z tego, że ustawą  karzącą za polską wersję „kłamstwa oświęcimskiego” nie chcemy takiego właśnie kłamstwa uprawiać. Jak drodzy rodacy chcecie się teraz przed tym wszystkim bronić? Nie próbujecie niby ukrywać prawdy o tym, że Polacy brali współudział w Holokauście? A ci naziści oddający cześć Hitlerowi w lesie, to skąd? Pani ambasador Azari ich tam wysłała, pan premier Netanjahu? A może tych dwoje nieuków o nazwiskach Lapid i Harkov? Wy chcecie komukolwiek wmawiać, że nie macie czego ukrywać, że to nie po to, ta ustawa? Co roku przez ulice Warszawy przechodzą świętujący odzyskanie przez Polskę niepodległości niezliczone ilości „faszystów, zwolenników białej supremacji”. A czekajcie do marca – wtedy dopiero przypomni się nam skąd nam nogi wyrastają. 

Trzeba zadać sobie pytanie czemu w najbliższej przyszłości mamy ulec, czego będzie się od nas oczekiwać. Bo to, że nie chodzi o żadne tuszowanie prawdy o Holokauście, o to że w Polsce istnieje szczególny antysemityzm i inne tego typu absurdalne brednie, jest oczywiste. Mamy przed sobą tylko i wyłącznie pewnego rodzaju perswazję, którą ktoś próbuje nam wyjaśnić, że jedyną drogą, abyśmy uwolnili się od tego rodzaju nagonki, w naszym interesie będzie w przyszłości podejmować właściwe decyzje, we właściwych sprawach.  No bo albo „Rzeczpospolita Przyjaciół”, albo „Rzeczpospolita Współsprawców”. Z takim zestawem nie trudno podjąć właściwą decyzję, nieprawdaż?

Obok całej tej zawieruchy, co znamienne, w mediach głównego nurtu bardzo oszczędnie porusza się kwestię tzw. „ustawy 447”. I właśnie z tej właśnie przyczyny ja skupiłbym się właśnie na niej. Każdy kto nie wie o czym piszę, szybko może się dowiedzieć, przepuszczając przez Google klucz o tej samej treści. Kiedy my w Polsce na zmianę bulwersujemy się oskarżeniami ze strony Izraela o próbę negowania prawdy, o Holokauście, i pocieszamy się zapewnieniami ze strony diaspory żydowskiej żeśmy nie „antysemitnicy”, i że niemieckie obozy koncentracyjne nigdy nie były polskie, w tym samym czasie nie w Polsce, nie w Izraelu, a w Stanach Zjednoczonych, supermocarstwie, którego wpływy z silnie zainstalowanym tam lobby żydowskim - chyba każdemu kto w minimalny sposób rozumie rzeczywistość, trafiają do wyobraźni, proceduje się ustawę o znaczeniu dla polskiej racji stanu fundamentalnej. Tymczasem wydaje się, że na gruncie politycznym, dyplomatycznym, dajemy się wkręcać w jakieś afery, które być może szargają naszymi emocjami, ale nijak na gruncie racji stanu w swej powadze nie dorównują temu, co może wyniknąć z wyżej wspomnianej ustawy. Jedyne środowisko społeczno-polityczne, które temat ten twardo przemyca do świadomości Polaków, to środowisko polskich narodowców. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że akurat z ich strony, postawa w tej kwestii będzie nieprzejednana, stanowcza i w każdym stopniu propagandowo przekonująca. Jeśli tzw. „Rzeczpospolita Przyjaciół”, ma być synonimem jakiegoś strategicznego układu pomiędzy polskim państwem a Izraelem i diaspora żydowską, to warto sobie zadać pytanie czy to nie właśnie ta ustawa jest tego układu najistotniejszą składową. Czy można wierzyć, że przez jankeskie parlamenty mogą przechodzić akty prawne, których ostatecznie nikt nie traktuje szczególnie poważnie - zwłaszcza, że dotyczą spraw związanymi z organizacjami żydowskimi? Wierzyć można. Ja jednak nie wierzę.

I tu od razu rysuje się przed nami przyszłość, w której procedowanie tego aktu prawnego co raz bliżej zbliża się do podpisu amerykańskiego prezydenta, a potem realizowanie jej zapisów zacznie być wymagane od podmiotów, które ta ustawa na pewno w swojej treści zdefiniuje. Kto w Polsce wtedy bez żadnych skrupułów będzie stał na straży polskiej racji stanu, jeśli ta będzie zagrożona ze strony tego aktu? Człowiek, który całe swoje polityczne serce oddał tworowi niewiadomego pochodzenia o nazwie „Rzeczpospolita Przyjaciół”, któremu wystarczy tylko na ekranie ubeckiej telewizji pokazać płonącą swastykę i od razu w pierwszy szeregu krzyczy na cały świat o tym jak to w Polsce „nie ma miejsca dla osób, które czczą Adolfa Hitlera„ przyznając w ten sposób, że sprawa musi być poważna, skoro to właśnie on, prezydent, otoczony kamerami całego świata, o tym zapewnia, a wraz z nim inni przedstawiciele polskiej władzy? Oni właśnie? Tym ludziom nie wiele trzeba, by w znacznie grubszych sprawach niż zarzut o próbę negowania Holokaustu, być na baczność. Nie łudźmy się. Tymi ludźmi będą środowiska narodowe, które, jak ogłaszają przedstawiciele ministerstw już po publikacji słynnego reportażu „Superwizjera”, powinny być zdelegalizowane. I to by miało w tej sytuacji całkiem logiczny sens z punktu widzenia tych, dla których różowo rysująca się „Rzeczpospolita Przyjaciół”, to kwestia najważniejsza. Wyeliminowanie sprzed pędzących wagonów nowo rysującej się konieczności dziejowej, środowiska, które nie chce się dać urobić pedagogiką wstydu, poczuciem winy i wieloma innymi tego rodzaju konstruktami, którymi pierze się łby Polaków od prawie trzydziestu lat  funkcjonariuszami z Czerskiej i Wiertniczej, to nie lada kąsek w takiej sytuacji. Kto wie czy polscy narodowcy nie stają dziś przed nadciągającą w ich stronę lokomotywą, która ma doprowadzić do wydarzeń ostatecznie usuwających środowiska narodowe z torów prowadzących do „Rzeczpospolitej Przyjaciół”? Lepiej dmuchać na zimne, bo taka kampania nie będzie wymierzana w nich przez tylko i wyłącznie demoliberalnie zorientowanych towarzyszy z zachodnich mediów. Tu może nawet tego chcieć  państwo Izrael ze wszystkimi jego agendami odpowiadającymi za tzw. „strategiczne zarządzanie percepcją”. Takie siły z drogi nie schodzą zbyt szybko, więc ważne jest, aby nie dać się sprowokować. Niech będzie profesjonalnie.

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka