Uroczystość literatów, ludzi słowa, żonglerów akapitów, słów, liter, pauz, kropek i wołaczy… Grażyna Torbicka dwukrotnie poprosiła panią prof. Borkowską o laudację. W zamian otrzymaliśmy nudny odczyt zlepiony z trzech obcych opinii, przeczytanych niemrawo, bez pełnego zrozumienia, z trudnością, ba (!), z błędami.
Z błędami, choć „laudacja” w chwilę po ogłoszeniu nagrody dostępna była w internetowym wydaniu GW, czyli znana „czytaczce” była i czas się było piękniej jakoś nauczyć…
A laudacja powinna być niekwestionowanym słowem zachwytu, nietuzinkową pochwałą, nieschematyczną przemową – a przede wszystkim… wypowiedzią własną.
Abstrahując od przyznanej nagrody, ta „laudacja” przypomniała mi, za co stoi polska literatura w kącie. Za lata negatywnej selekcji. Takie wręczenie i ta… laudacja winna być głosem porywu dla nagradzanego dzieła. Tymczasem cudzysłów za cudzysłowem, codzienne copy/paste.
Pani profesor rzekła wszystko na jednym tonie, bez emisji i gradacji, jakby się wcześniej napiła Laudanum. Trza jej więc Lauda Sejmikowe by czytać, na posiedzeniu wsi zacisznej jak Lauda, czy Laudańszczyzna niż laudy włoskie uprawiać.
Inne tematy w dziale Kultura