Hollywoodzka Holland, śląski Kutz, swojski Lis i oporowy Peru wspólnie wykrzykują, że PIS oszukał wyborców. Że tym, którzy głosowali na prawicę w sumie chodziło o to, aby skrócić program Lisa o 5 minut, ale za to, aby był nadawany dwa razy częściej.
Jednak jak okiem w obiektywnych mediach sięgnąć, kamery nie znajdują choć jednego głosującego na PIS, który rzekłby, że czuje się oszukany. Wyborcę takiego trudno znaleźć i trzeba by w poszukiwaniu przeprowadzić riserdża, bo to ludzie zamieszkujący niedostępne bagna, gdzie wozy transmisyjne nie dojeżdżają.
Zatem w imieniu wciąż poszukiwanego i nieosiągalnego dla mediów zawiedzionego obrońcy PIS wypowiadają się odsunięci przez chwilową pomyłkę wyborczą od władzy oraz uznane złotouste autorytety.
A to mistrzowie pióra, którzy bez dotacji nie wydali jednej książki.
A to socjologowie z ośrodków utrzymywanych za państwowe pieniądze wiedzący, że ich strumień się zmniejszy, choć na razie mają sporo zamówień na petru-sondaże.
A to profesorowie i dyrektorzy, którzy wciąż boją się o jedno pytanie „a skąd ty się tam właściwie wziąłeś?”.
Z poważnymi minami w imieniu zawiedzionego wyborcy PIS-u wypowiadają się również autorytety sędziowskie, pamiętający, że należą do chlubnego, jednego z nielicznych środowisk nielustrowanych. Na czele tej palestry stoi sędzia, któremu poglądami, jak sam wielokrotnie przypominał, najbliżej do PO, po poglądy PISowe poważnemu sędziemu – powiedzmy to otwarcie – no nie przystoją.
Kulturowej otoczki dodają wypowiedzi wspaniałych aktorów, którzy przez 8 lat wspaniale deklamowali wszelkie obelgi na poprzednią opozycję, przyjmując za to skromne i zawsze niewystraczające na pełne rozwinięcie skrzydeł dofinansowania z budżetów. Na czoło wysunął się tu bezstronny Marek Kondrat, któremu zarzucenie, aby jego zakodowanie miało coś wspólnego z bankowym podatkiem byłoby grubą obsceną.
Wszystkim wtórują, oddając swe bezstronne i dziewicze łamy, demokratyczne media, gdyż zapowiedziano odcięcie wielomilionowych wpływów z reklam, których publikowaniem poprzedni rząd regulował skutecznie słusznie przecież niski poziom krytyki władzy.
Zatem wyborca PIS-u może czuć się zaopiekowany, może spokojnie siedzieć w jakimś Grabowie czy Ostrowie Zabagiennym i głaskać kota (bo każdy wyborca PIS-u ma kota i mieszka gdzieś daleko). Może bezrefleksyjnie i ksenofobicznie patrzeć na średniowieczną i zupełnie niepostępową choinkę. Strojąc żłóbek może pomilczeć nacjonalistycznie lub nawet faszystowsko się zamarzyć o poprzednich świętach w opozycji.
Bo na szczęście są czujni ludzie, którzy zamiast niego, w czasie jego nieobecności, choroby czy przypadkowej absencji podczas pobytu w kościele wypowiedzą się za niego.
Takie niby żarty, bo tymczasem objęci tą medialną troską wyborcy PIS-u przygotowują w spokoju święta. Patrzą przez szkieło na zakodowane pochody i dziwą się. Że też tym bogatym, mogącym wynająć ze 100 staczy, chce się tak samemu marznąć?
Czasem znad krojonej sałatki padnie:
– O Macierewicza pokazują.
– Niech tam przewietrzy te zsowieciałe saloniki – syknie znad zielonego groszku pisowiec.
Czasami przypomni się myśl, że lidera JK tak zmaltretowano medialnie i oczywiście obiektywnie, i że premierem być nie może.
– Jednak Jarek byłby… – próbuje wtedy zagaić pisowiec, lecz spotyka się z karcącym wzrokiem znad marchewki.
– Beatka też jest dobra – ucina pisówka – lampki już naprawiłeś?
Inne tematy w dziale Polityka