Max Kolonko z ust wyjął mi sens obecnego sporu w Polsce. Po co celebrytanom i bines-fenomenom wchodzenie w spory polityczne?
Jaki sens mają krzyki Holland, Lisa czy Kondrata?
Dlaczego niektóre sektory biznesu aż kwiczą z powodu odejścia PO?
W normalnym kraju celebryci, zależni tylko od widowni (od koncernów, ale te sugerują się oglądalnością) politykę mają w dosłownej d…. Co ich to obchodzi, kto tam będzie rządził – mają swoje sympatie, ale wygrana tej czy innej opcji nie zmienia ich zarobków.
Podobnie biznesmeni, jeśli naprawdę dobrzy – zmiany wyborcze przewidują. Jeśli chcą uczciwie wygrać przetarg, to wygrają go nawet u nielubianych rządzących, bo przedstawią najlepsze warunki.
U nas niestety media państwowe są jedynie trampoliną do lepiej opłacanych komercyjnych. Duże wydarzenia kulturalne są dotowane, a nawet zaproszenie na Sylwester w stolicy wzbogaca tego a nie innego szansonistę o kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Co do biznesmenów, to szkoda gadać – większość siedzi na państwowym po-prl-owskim majątku. Niektórzy dostali coś od bogatego taty, albo seryjnie wygrali w kasynie. Nasi Rockefellerzy umieją prowadzić tylko biznes B2P, biznes-to-państwo. W każdej zagranicznej gospodarce upadli by po paru miesiącach.
Kolonko właściwie zdiagnozował krzyki w „obronie demokracji”. To nie żadni biznesmeni ani celebryci, to nieudacznicy, którzy nic innego niż ssanie z budżetu, nie potrafią robić.
Inne tematy w dziale Polityka