Paweł Lisicki tak wrósł w fotel naczelnego, że po wyrzuceniu z "Uważam Rze" nie przylepił się do żadnej istniejącej redakcji, ale jak demiurg wraz ze swym meblem stwarza czwarty tytuł tygodnika prawicowego (nie liczę tych z krucht). Na razie nomenklatura periodyku ma się od zasiedzenia - "Tygodnik Lisickiego" i podejrzewam, że takim pozostanie.
Jakie pismo będzie, można poznać po osobach, które zapowiadały na konferencji prasowej tę inicjatywę medialną. Istotniejsze jest inne pytanie: gdzie dryfować będzie przewidywalny konserwatyzm naczelnego. Lisicki jak mało kto ma szansę oderwania się od polskiej prawicowej sztancy, ale nie ma szansy oderwania się od bieżącej polityki i wydarzeń z nią związanych.
To politycy pozycjonować będą pracę jego zespołu redakcyjnego, a nie żadna niepokorność i niezależność. Plus niemałe pieniądze, które trzeba będzie włożyć w funkcjonowanie tytułu na rynku.
"Tygodnik Lisickiego" będzie musiał prowadzić dwa fronty walki - wewnętrzny prawicowy i zewnętrzny liberalno-lewicowy. Siła jego zespołu może wydawać się większa niż prawicowych konkurentów, lecz zachowania czytelników wcale się tym nie kierują.
Prawica stworzyła kilka paradygmatów, które są politycznymi dogmatami i to właśnie one określą niepokorność tygodnika. Paradygmat smoleński jest tą kopią, którą będą musieli wziąć do ręki dziennikarze "Tygodnika Lisickiego" i stanąć w szranki prawicowego turnieju. Zwycięzca może być jeden, no - dwóch. Więcej tytułów w dłuższej perspektywie nie przełknie rynek, tym bardziej, że media papierowe raczej zmierzchają, niż rozkwitają.
Tygodnik ma zadebiutować na rynku z początkiem przyszłego roku. Pierwsze numery o niczym nie muszą świadczyć, bo dziennikarze i politycy będą się obwąchiwać, ale szybko zostaną wydane opinie (najmniej do powiedzenia zostanie dla czytelników), to wówczas zobaczymy dryf "Tygodnika Lisickiego". Na pełne morze mainstreamu, albo mielizna.
Inne tematy w dziale Polityka