Władimir Putin w rankingach najbardziej wpływowego polityka wyprzedził Baracka Obamę - i zdaje się, że tę opinię w oczach dziennikarzy przez jakiś czas utrzyma. Skutecznym narzędziem do umocnienia się na pozycji lidera jest Edward Snowden, zbiegły analityk amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego - NSA. Sypie Jankesów i ich brudne metody, jak ta-la-la. Przywódcy światowi dowiedzieli się, że ich myśli - a przynajmniej państwowe tajemnice - znane są na wskroś przez amerykańską administrację.
Europę najbardziej wstrząsnęła komórka Angeli Merkel, która była retransmitowana do USA. Obama przeprosił, ale jakoś tak pokrętnie, niejasno. Snowden dał asumpt, aby przywódcy światowi opracowali skuteczne prawo zapewniające prywatność. Ściany parlamentów drżą z oburzenia, włącznie z brukselskim PE.
Nie wątpię, że powstanie świetne prawo z powodu świętego oburzenia, zapewniające bezpieczeństwo dla naszej prywatności i tajemnic państwowych, które gromadzone są w sejfach i głowach przywódców, lecz największe agencje i tak skutecznie obejdą prawo i zabezpieczenia. Tak było zawsze, tak będzie nadal.
Snowden w Moskwie nieprzypadkowo zwrócił uwagę na taki szczegół, jak komórka kanclerz Niemiec. Angela Merkel z pewnością po tej sensacji już jej nie użyła i kanclerski sprzęt elektroniczny powędrował do demobilu. Przez jakiś czas oswojono się, że Amerykanie mają ucho przystawione do wszystkiego na świecie co się rusza i co stanowi wartość informacyjną, bo to najbardziej zmyślny naród, który wymyślił, iż dostęp do informacji to czysty zysk.
Niewiele trzeba było czekać na to, aby Snowden wyraził chęć współpracy z Niemcami, więc do Moskwy (przypominam, że w centrum stolicy Rosji jest Kreml) udała się pielgrzymka niemieckich polityków, aby dowiedzieć się, na co zdecydowany jest Snowden, na ile zdeterminowany, aby ocalić świat przed inwigilacją i w wąskim rozumieniu, jak Niemcy mogliby skorzystać z posiadanej przez niego wiedzy o nich samych.
Merkel, jako mądrą kobieta, bo tylko ktoś taki może być kanclerzem, ma świadomość, iż Snowden - a więc Obama - może wiedzieć tyle o tajemnicach Niemiec, co ona sama. Tajemnicą jest, ile z tej wiedzy udało się uzyskać Kremlowi. 50%, 90%, a może wszystko.
Snowden wyraził chęć współpracy z niemieckimi najwyższymi instancjami państwowymi, ale jego głowę ściga amerykański wymiar polityczno-agencyjny, więc chciałby były analityk amerykańskich służb pełnej ochrony.
Jego sytuację komplikuje prawo. Mianowicie w Rosji otrzymał azyl na rok, który przestaje mieć gwarancje prawne, gdy Snowden znajdzie się poza granicami państwa Putina. Dobrze to wymyślił główny lokator Kremla.
Co w tej sytuacji mogą Niemcy? Przede wszystkim opinii publicznej swojego kraju i światowej zakomunikować, że są żywnie zainteresowani ochroną prywatności i tajemnic państwa. No, ale te tajemnice są znane Obamie i może w całości Putinowi. Niemcy mogą dowiedzieć się tylko o stronie technicznej inwigilowania ich. Zdaje się, że tę wiedzę posiadają. Snowden w Niemczech zeznaje (zakładając, iż jakimś cudem byłaby możliwa ochrona byłego analityka), pozostaje pytanie: co potem? Snowden z pewnością już się gryzie z myślą, co się stanie, gdy rok azylu minie. Nie gryzie się z tą myślą Putin, bo on wie, jak cenna jest głowa Snowdena, dlatego interesuje się jej zawartością.
Czy Snowden uświadomił nam, że wszelkie prywatności - jako takie i państwowe - są złudą i w sytuacji rozwoju nowych technologii nie do osiągnięcia? Prawnie - pewnie to jest możliwe, technika wyprzedza życie, a prawo posuwa się kilka lat za nią.
Snowden nie ruszy się z Moskwy, jest na nią skazany. Możliwe, że do końca życia, acz może go przykryć następna tego typu afera szpiegowska, następny Snowden. A nam wypada się łudzić, że oko Wielkiego Brata nie zagląda do naszych mieszkań. Zaś Putin liczy tygodnie na pozycji lidera rankingu, jak Serena Williams i Rafael Nadal w tenisie.
Inne tematy w dziale Polityka