Dziennikarze mają zgryz po Marszu Niepodległości, czy zapraszać na słowotoki wszystkich, bo się wyróżnili w relacjach medialnych, nawet (zwłaszcza), jak 11.11 podczas palenia tęczy, ataku na squaty i ciskanie młotami Koktajlowa w ambasadę Rosji.
W to miękkie podbrzusze żurnalistów celnie trafiła, ba! w sam splot słoneczny, Eliza Michalik, która słowotoki osób zawiszo-podobnych relegowała ze swoich programów. Nie dziwię się jej, gdy chce się utrzymać w sensownych i logicznych ryzach przekaz dla publiczności.
Bo dziennikarz pyta, rozmawia, a zawiszo-podobny czmycha w zakamarki swoich ciemnych interesów politycznych, mówi od rzeczy. A gdy dochodzi chora idea, którą prezentuje osobnik, tym trudniej z nim rozmawiać, bo należy pochylić się nad jego chorobą. A wśród dziennikarzy lekarzy jak na lekarstwo, albo w ogóle.
Nie każdy dziennikarz to potrafi, bo nie każdy potrafi utrzymać emocje na wodzy. Zdarza się tak, bo dziennikarz też człowiek, a rozmówca zawiszo-podobny tylko z wyglądu jest też.
Kłopot mamy z definicją mediów, które powinny informować i edukować. Z ta drugą częścią misji jest problem, jak edukować. Siedzi przed dziennikarzem osobnik zawiszo-podobny i dziennikarz wypełnia misję informacji, ale nie edukacji.
Dziennikarz w takim wypadku powinien zastosować didaskalia, jak w starych sztukach dramatycznych: na stronie. I poucza widownię: facet kłamie, jak Goebbels, albo podobny osobnik - tego rodzaju didaskalia. W dzisiejszych mediach mogłaby to być stop-klatka na osobę zawiszopodobną. Taki gość "zapraszać-nie zapraszać" zostaje wyłączony i dziennikarz wypełnia misję edukowania, jak kiedyś: na stronie. Mógłby mieć też dziennikarz pilota i wyłącza zawiszo-podobnego, gdy plecie brednie. Wielu polityków w mediach byłoby niemowami, choć ustami kłapaliby przez cały program.
Piszę te uwagi o dziennikarzach, jako takich, czyli profesjonalistach. Jest jeszcze szczep dziennikarzy niepokornych, którzy do takich osobników zawiszo-podobnych stosują także starą taktykę ze sztuk teatralnych: na stronie. Ale niepokorni robią to odwrotnie. Nie edukują, ale podszczypują zawiszo-podobnego. Ten się nakręca - i co prawda wyłącza, jakby zastosowano pilota, ale tylko dlatego, że jego słowotok przechodzi w plucie.
To także ma jakąś funkcję edukacyjną, bo jest przestrogą, że i takim ty możesz zostać. Gdyby siedziała mama z synem przed telewizorem.
Krótko pisząc: nie ma dobrego wyjścia: zapraszać, czy nie zapraszać osobników płci zawiszo-podobnej. Należy robić to na czuja. Trzeba mieć nosa. Dziennikarz nie może być Hamletem, bo Eliza Michalik nie jest Ofelią.
Inne tematy w dziale Polityka