Joachim Brudziński od czasu do czasu jest spuszczany ze smyczy PiS. Chodzi do mediów, aby dać odpór. Interlokutora dziennikarza zwykle nie słucha, gdyż ma na podorędziu przygotowane metafory. Zawsze na Tuska (bo to dla niego morda ruska). A zapytany o kontekst - zwykle jest to Rosja - zapewnia, że posiadł wiedzę o tym kraju, kocha lud rosyjski i literaturę.
Przedziwna sytuacja z tym umiłowaniem do literatury pięknej. Kiedyś dziennikarz winien go przepytać. Jest kilka sposobów, aby przeprowadzić taki test, badany w trakcie nawet się nie zorientuje.
Literatura uczy, a przynajmniej uwrażliwia. U Brudzińskiego tego nie widać. Swego czasu wystąpił w tv, gdy debatowano nad "Sąsiadami" Jana Grossa. Oczywiście, miał Brudziński najwięcej do powiedzenia, iż Gross szarga dobre imię Polaków, w tym wypadku szmalcowników. Pod koniec programu ktoś go złapał na niewiedzy i Brudziński przyznał, iż książkę w księgarni dopiero nabędzie.
Czy lekturę ma za sobą? Wątpię. Naprawdę to słychać u mówiącego, rys duchowy przebija ze słów. Jak znak wodny z banknotów. U niego brak znaku wodnego - fałszywka. Także i w wypadku uczestnictwa Brudzińskiego w TOK FM, iż nie jest rusofobem, a może jest nawet rusofilem. Zdaje się, że deklaracja do importowanej ruskiej wódki jest jedynie prawdziwa, acz wątpię, czy rozpoznałby cytat z Wieniczki Jerofiejewa "Dobry panie, daj mi wieczne spożywanie" - jasne: spożywanie ruskiej wódki, bo nie ruskiej ziemi. Wienia trawestował "daj mi wieczne spoczywanie" i ta "ruska ziemia, ruskie błoto" wypowiedziane przez "rusofila" Brudzińskiego o sytuacji po katastrofie w Smoleńsku może wejść do leksykonu retoryki politycznej. Oczywiście do działu: Lapsusy.
Uczestnictwo Brudzińskiego w TOK FM miało odniesienie do 11. listopada, gdy prezes PiS salwował się do Krakowa. I Brudziński raczej nie oceniał rozwiązanego Marszu Niepodległości (oprócz Bartosza Kownackiego "pedalskiej tęczy"), ale niezręczną (eufemizm) sytuację Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego po ataku "huzarów" kibolskich na ambasadę Rosji. Nieprzypadkowo pisałem, że rzucali młotami Koktajlowa, jak jeden z moich ulubionych "ruskich" pisarzy Nabokow w "Pninie" zastosowałem prostą zamianę rzeczowników.
Brudziński nie jest świadomy, że retorycznie w TOK FM zachował się, jak ci zakapturzeni nacjonaliści pod ambasadą Rosji. Tak należy odczytywać odczytywać: " W relacji Putin – władze Polski mamy rekina Putina i dwie zdezorientowane rozgrywane sardynki".
To ten sam młot Koktajlowa. Koktajle Brudziński lubi, więc ciska się na Tuska. Rosyjskie portale słów Brudzińskiego nie wychwycą, to nie ta polityczna ryba. To jedynie pijawka.
Brudziński jako poseł trochę zarabia - ssie z budżetu, jak na pijawkę przystało - mógłby wynająć lektora, aby trochę wlał mu wiedzy o Rosji, o polskiej historii stosunków z tym krajem, gdyż każda jego obecność w mediach ma zawsze ten sam rys duchowy, psychologiczny. Z braku podstawowej wiedzy o przedmiocie dyskusji ciska się na Tuska. Rzuca się, jak młotem.
Inne tematy w dziale Polityka