Antoni Macierewicz robi tournee po USA za jałmużną. Tam rzecz przedstawia się nieco inaczej niż u nas, bo tam szef zespołu parlamentarnego ds. winy Tuska i Putina dociera do innego elektoratu, Polonii ze znakiem wodnym na Benie Franklinie.
U nas jest to elektorat zdecydowanie biedniejszy (złotówkowy), którego stać na wejście do zakrystii, rzucenie na tacę proboszczowi, a już dla Macierewicza niewiele skapnie, zwłaszcza gdy zabraknie mu egzemplarzy bestselleru, jakim jest raport o Smoleńsku.
Klasyk literatury science fiction wspomaga w USA eksperta swego zespołu dr. Kazimierza Nowaczyka, który ma jakieś kłopoty finansowe i zawodowe. Jest na wylocie z laboratorium Uniwersytetu of Maryland, prawdopodobnie podpadł innemu uczonemu polskiego pochodzenia, Josephowi R. Lakowiczowi.
Nie mamy za dużo wiedzy na ten temat, bo informacje pochodzą z portalu wPolityce, a ten nie jest wiarygodny, potrafi przemilczeć to, co niewygodne, zaś skupić się na tematyce smoleńskiej.
Szlaki Macierewicz ma przetarte wcześniej przez siebie i o. Tadeusza Rydzyka, który też robi cykliczne kwerendy za szmalem u Polonusów, a ecie-pecie nigdy dość na toruńskie imperium medialne. Macierewicz w Nowym Yorku rzecz jasna nie występuje na Manhattanie, lecz na ubogim Greenpoincie, pewnie stamtąd rzuci się do Chicago, tam podobna występuje enklawa Polonii.
Spotkania ponoć są biletowane (co samo w sobie nie jest pejoratywne), to u nas trzeba darmowo sekować zamachem smoleńskim, w USA jakieś centy skapną. Cent do centa, dolar do dolara i uzbiera się dola dla centusia Nowaczyka. Nie rozumiem jednego, czyżby posady w USA nabywało się drogą korupcji? Może. Niemniej twórca s-f podtrzymuje w ten sposób tradycję polskich artystów z okresu PRL-u, którzy tamże jechali po swoje runo. Jak wówczas określano, grali do kotleta. Jazon Macierewicz nasz argonauta od smoleńskiego runa robi na kotleta dla Nowaczyka.
Inne tematy w dziale Polityka