Dziennikarz "Faktu" i prawicowych pism Łukasz Warzecha (l. 38) broni antysemityzmu, z jakim mamy do czynienia na ulicach. Michał Boni podzielił się na Twitterze tym, co go spotkało na Marszałkowskiej (centrum stolicy): "Warszawa godz. 22.00 idę ulicą Marszałkowską. Krzyk : Boni ty Żydzie pie.... !"
I co mu odpowiada prawa (prawicowa) dusza Warzecha? "Proszę się nie martwić. Pojedzie Pan do Brukseli, wreszcie z dala od Polski, tam kwitnie tolerancja".
Gdy wtrącił się inny ćwierkający, gen. Stanisław Koziej, strofując dziennikarza "Faktu", ten odpisał z otwartą przyłbicą: "Takie żale i epatowanie tym, że jakiś żul coś tam krzyknął, są żałosne, Panie generale".
U nas antysemityzm może być, jest oswojony? Chyba tak należy rozumieć światowca ulicznego Warzechę. Tym samym Warzecha zgadza się na polską skołtunioną prowincję, antysemicką.
Warzecha na takie zaczepki nie reaguje, może sam chętnie by rzucił pod adresem tego i owego. Warzesze też pewnie napisy na murach podobnych treści nie przeszkadzają, wszak jakiś żul napisał. Daleko jesteśmy od Brukseli, więc możemy sobie na nie pozwolić.
Kultywujmy zrost "Polak-antysemita". To takie nasze żulowskie. Broniąc antysemityzmu ulicznego, a w każdym razie będąc zobojętniałym, Warzecha sam się staje składnikiem zbioru "Polak-antysemita".
Podobnie ma się do czynienia ze zbiorem prawicowym, do którego wszak należy Warzecha: kibolami. Co z tego, że tłuką się na stadionach i poza nimi, ale jacy "patrioci"!
Patriota-antysemita. Dalej Polaku Warzecho! Broń ulicznego antysemityzmu, może ten, który za Bonim krzyczał, drugi raz podniesie kostkę brukową, bo to "patriota", jak na tzw. Marszu Niepodległości.
W razie czego pozostanie Bruksela. Tam nie ma antysemityzmu. Nie wiem, czy starczy miejsca dla tych, którzy nie wyznają antysemityzmu ulicznego. Tak mają nasze żule uliczne i publicystyczne.
Inne tematy w dziale Polityka
