"Do Rzeczy" dotarło do tego samego źródła zdjęcia, co wcześniej tygodnik "wSieci". Tygodnik Lisickiego publikuje na okładce serię zdjęć ze Smoleńska z 10.04.2010 klatka po klatce z pointującym zdjęciem, jakie opublikowali na okładce bracia Karnowscy.
O czym to świadczy? Autorem zdjęć jest ten sam fotograf, który dostarczył zdjęcia dla "wSieci", a teraz serię dla "Do Rzeczy". Zdjęcia z serii w"Do Rzeczy" "mówią" co innego niż Karnowski sugerował, że "dogadani".
Faktycznie na tych zdjęciach, Donald Tusk gada z Putinem, szczególnie widać w geście otwartych rąk, który przechodzą do ostatniego zdjęcia (tego słynnego okładkowego "wSieci") w zaciśnięte w pięści.
O czym to świadczy? O niczym. To jest determinacja, a zarazem grymasy bólu, bo nic innego nie mogło być. Wówczas (i dzisiaj) premier odpowiada za Polskę, a ten dzień był jednym wielkim bólem, który nie mógł nie dotknąć i jego odpowiedzialnego za kraj. Do dzisiaj Smoleńsk odczuwamy w coraz bardziej chorej (podupadającej na zdrowiu psychicznym) przestrzeni publicznej. Ból przetworzył się w ciężką chorobę psychiczną.
Bo z bólem nic nie robiono, tylko wsadzono paluchy w ranę (szczególnie silnie pchano je w rodziny blisko związane z PiS) i mamy zgorzel smoleńską. Ta nieleczona przypadłość amputowała całkiem pokaźną część rodaków od pozostałych, amputowała im rozsądek.
Okładka "Do Rzeczy" - a wcześniej "wSieci" - ewidentnie świadczy o trwałej amputacji ośrodka sądzenia, tej części rozumu, która potrafi oceniać, oprzeć się posądzającym emocjom (Gmyz, który opublikował pierwszy okładkę na Twitterze, tak cyzeluje słowa: To nie były pojedynczy przypadkowy kadr ani fotomontaż).
Tak pisać, takie wydawać sądy - "Dogadani? - mogą tylko ludzie nieodpowiedzialni, niedoświadczeni, nie mający wiedzy o psychologii zachowań w stresowych sytuacjach, a przede wszystkim uprzedzeni i silnie przywiązani do politycznych kajdan.
Proponuję redaktorom z obydwu tygodników wynająć specjalistów, którzy potrafią odczytać z ruchu warg wypowiadane słowa (klatka po klatce) przez Tuska, choć to są tylko fotografie, to dla ludzi z takimi uprzedzeniami będzie pestką, mogą owe klatki po klatce traktować, jako film dokumentujący.
Z tą okładką, jak i z poprzednią, działa podobny syndrom emocji opisany poprzez osoby Chrisa Cieszewskiego (worek śmieci zamiast brzozy) i Jacka Rońdy. Syndrom amatorszczyzny.
Zamiast takiej okładki dziennikarze tygodników winni przeprowadzić rozmowę z jakimś wybitnym psychiatrą, albo psychologiem społecznym, jak nasz nieżyjący Kazimierz Dąbrowski (ten od dezintegracji pozytywnej), który dałby im przypis, glossę do tego zdjęcia i podobnych. Emocjonalnych plam Rorschacha. Bo rozumiem, że literaturą się nie zajmują, gdyż cała (polska i uniwersalna) jest do szczętu liberalna. Rozumienie zachowań i ewokacji grymasów w skrajnych stresach jest poza zasięgiem naszych publicystów prawicowych.
Amputowany został rozsądek części rodaków i całkiem pokaźnej ilości dziennikarzy. A taka amputacja jest trwałym pozbawieniem ośrodka sądzenia.
Inne tematy w dziale Polityka