Antoni Krauze chce koniecznie wsadzić palucha w zgorzel katastrofy smoleńskiej. Nie poddaje się, mimo iż producent nie uzbierał potrzebnej kwoty do realizacji obrazu.
Krauze na obecnym etapie znajduje się w kropce, a nawet w wielokropku. Twierdzi, że "Smoleńsk" nie będzie o zamachu, ale o "szukaniu prawdy o katastrofie". Jakiej prawdy? Tej, której dochodzi Jarosław Kaczyński w marszach miesięcznych na Krakowskim Przedmieściu, czy jakiejś innej?
O scenariuszu wiemy tyle, co kot napłakał. Schemat narracji zerżnięty z "Człowieka z marmuru", co nie wróży żadnej oryginalności filmowi (w każdej narracji z pretensjami to pierwszorzędny błąd). Krystynę Jandę ma grać Ewa Stankiewicz. Mylę celowo nazwisko aktorki z nazwiskiem dziennikarki, bo fikcja o Smoleńsku wkroczyła w prawdę narracji Krauzego i do scenariusza, o ile taki jest.
Ta "prawda" ma być z raportu smoleńskiego Antoniego Macierewicza. Bo przecież nie komisji Jerzego Millera, ani tym bardziej Anodiny.
Zrozumiałbym Krauzego, gdyby zrobił film o fikcji zespołu Macierewicza i jego ekspertów, jak przędli wątek zamachowy z puszek po piwie, worka śmieci i rozprutych parówek. Całkiem ciekawy turpizm na film autorski. No, ale to ma być film, jak z Wajdy.
To, co wypłakuje Krauze w rękaw "Rzeczpospolitej" (wywiad z reżyserem) to ma być film (kolejna zmiany koncepcji narracji), jak to Lech Kaczyński od początku prezydentury prowadził nierówną walkę z przeciwnikami politycznymi i skończyło się tym, o czym Krauze mówi "nie pojawi się scena zamachu".
Tytuł filmu jest zatem zwodniczy, bo powinien nosić (coś koło tego) "Portret trumienny Lecha Kaczyńskiego", albo "Samobójstwo mimo woli plus 95 innych ofiar". Nie potrzeba czytać raportu Millera, ani raportu o turpizmie worków śmieci, puszek po red bullu i rozprutych parówek, aby wiedzieć (a jestem o tym przekonany od 10 kwietnia 2010), że wzmożenie patriotyczne dotknęło Kaczyńskiego, iż Tusk będzie przed nim w Katyniu 3 dni wcześniej (słownie: trzy dni), gdy premier próbował jakoś sensownie ułożyć stosunki z Rosją. Szczególnie handel, nasze wschodnie interesy, w tym Ukraina.
Czy już w kraju nikt nie potrafi czytać tej prostej narracji? Dla mnie jest zagadką, dlaczego tylu ludzi dało się nabrać na ten lot do Katynia (bo wówczas Smoleńsk nie był wymieniany) ze wszystkich opcji politycznych. Czyżbyśmy mieli tyle durniów, czy patriotów? A może u nas wsio rawno, patriota został zrównany z durniem i vice versa.
To są pytania narracji godne artysty, a nie laurka dla "poległego" prezydenta. Krauzemu równo się pokićkało. Świetnie zaczynał (dla mnie jego "Palec Boży" jest jednym z najważniejszych filmów młodości), kończy katastrofą, jako narrator.
Gdybym był decydentem w PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej) wydziergałbym dla Krauzego te 5 mln zł. A rób sobie ten obraz. Twórca potrzebuje wewnętrznej wolności od presji zewnętrznych zniewoleń. Piszę z dużą odpowiedzialnością, iż przy stanie materii prawdy smoleńskiej, Krauze może dalej schemat fabularny rżnąłby z Wajdy, ale Stankiewicz zamieniłaby się np. w Agnieszkę Kublik, która z cierpliwością godną benedyktyna odkłamuje "prawdę" smoleńską.
Może wówczas Krauze zrobiłby chociaż przeciętny film, albo takiego patriotycznego gniota, który trzeba byłoby oglądać z zamkniętymi oczami i zatyczkami w uszach.
Inne tematy w dziale Polityka