No i mamy Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie. Już zdążył przemówić. Na razie do dziennikarzy. Jedno z pierwszych zdań dotyczyło kontynuacji polityki jego zmarłego brata, Lecha Kaczyńskiego. Przyjechał, żeby "wesprzeć dążenia społeczeństwa ukraińskiego do integracji z Unią Europejską, dążenia do tego, żeby być razem".
Kłopot z Kaczyńskim polega na tym, że prowadzi własną politykę zagraniczną, bez porozumienia z oficjalnymi władzami Polski. Nie jest to uzgodnione z szefem rządu i dyplomacji.
Radosław Sikorski zdążył już zrecenzować wyjazd prezesa PiS do Kijowa: "Ile polskich miliardów chcą wpompować w skorumpowaną gospodarkę UKR aby przekupić prez. Janukowycza".
Tak szef dyplomacji nie powinien pisać, on nie jest od tego rodzaju merkantylizmu. W ogóle powinien w tym momencie w mediach elektronicznych milczeć. Ukraina potrzebuje ogromnych pieniędzy. Dziesiątki, jeżeli nie setki miliardów dolarów, euro. Polska tych pieniędzy nie da. Polska może być pośrednikiem między instytucjami finansowymi, bogatymi krajami a aspiracjami Ukraińców.
W tej chwili najważniejsze są aspiracje Ukraińców i na tym powinien skupić się szef dyplomacji, który wszak realizuje cele premiera.
Kaczyński podjął ryzyko. Sikorski jakby wykluczył go z reprezentowania polskich interesów, co może dla niego źle się skończyć.
W Kijowie jest sytuacja zupełnie inna niż przed Pomarańczową Rewolucją. To już inny kraj - z ukształtowaną, silną i prorosyjską oligarchią, a funkcjonowanie gospodarki, szczególnie energetyki jest zależne od Rosji.
Decydujące znaczenie mają dziengi i przy obecnych władzach: mać Rassija. Taki jest komunikat Wiktora Janukowycza.
Do czego może się posunąć w obecnej sytuacji prezydent Ukrainy? Do wszystkiego, lecz są emisariusze polityczni w rodzaju Kaczyńskiego i wcześniej polityków PJN.
Zapowiada się na ogromny wiec polityczny na kijowskim Majdanie. Kaczyński zajmie głos. Janukowycz coś z tym fantem będzie musiał zrobić? Zamarkuje jakieś rozmowy, jak to było na szczycie w Wilnie i z przedstawicielami PE Coxem i Kwaśniewskim.
Kaczyński wymusza na władzach UE jeszcze jedno zdecydowane stanowisko negocjacyjne. Ukraina nie chciała rozmawiać z komisarzem KE Stefanem Fuele, gdy ten miał lecieć w misji ostatniej szansy. Może tym razem się zgodzi.
W tych negocjacjach - jeżeli do nich miałoby dojść - powinien uczestniczyć Sikorski, a nie być na Majdanie. Jest dyplomatą, a nie manifestantem. Taką ma rolę, a z Twittera w tej sytuacji winien zrezygnować. Za szybko reaguje.
Inne tematy w dziale Polityka