Antoni Macierewicz nie jest szpiegiem. Powiedział Donald Tusk. Przyznam, że mnie uspokoiło. Kurczę, wiceszef największej opozycyjnej partii działający na korzyść Kremla, czułbym się, jak Zbigniew Herbert przy Oleksym, który wyzwał go na ubitą ziemię.
Uff. Nie jest szpiegiem. Charaszo. A kim w takim razie jest? Premier uspokaja, że jego działania świadczą o ekstrawagancji i braku odpowiedzialności, a nie o złych zamiarach.
Uff. Teraz to mi ciśnienie się podniosło. To wymarzony szpieg - szpieg mimo woli, a przynajmniej agent wpływu. Nie trzeba płacić pożytecznemu idiocie, a zrobi więcej, bo z przekonaniem, nie musi wdziewać maski aktorskiej na twarz. KGB-ista Putin coś o tym wie.
A może Macierewicz to naszej wrażliwej polityki taki pan Jourdain, który przez całe życie polityczne nie wiedział, że mówił prozą szpiegowską, nie wiedział, że tak postępuje jak ewentualni wrogowie Polski sobie życzą.
A to walnie we władze helem, a to wybuchami na pokładzie tupolewa, brzozą pancerną, a na końcu zdegustowany i bezsilny workami śmieci, tudzież rozprutymi parówkami i puszkami po red bullach.
Podkreślam Jourdain, a nie jakowyś Chaplin. Czy to jest ten problem z Macierewiczem?
Nie! Problemem z nim jest, iż pozostaje obecny w sferze publicznej, że zawraca głowę swoją prozą szpiegowską, a to prozą z wątkami lustracyjnymi, a to z raportem WSI, a to z zamachem pod Smoleńskiem.
A honorarium płacimy my, wszyscy Polacy (ile wynosi dieta poselska i biuro poselskie?), plus umowy za dzieło (1,3 mln zł za raport WSI wypłaciło MON) odtwórcy komedii mieszczańskiej z gmachu przy Wiejskiej.
Od takiej komedii wolę slapstick, mogę wyjść z kina, a w razie czego walnąć Chaplinowi w facjatę jakimś tortem, sobie zostawić kawałek do spożycia, bo lubię łakocie i frukta.
Tak więc reżyser naszego życia publicznego Tusk mnie nie za bardzo uspokoił, Macierewicz nie jest szpionem, bo to Jourdain. Mógłby premier zatem zafundować mu lekcje przyzwoitości, etyki, bo na rozum za późno. I nie za nasze.
Inne tematy w dziale Polityka