Debata Kopacz-Szydło nic nie wniesie, winna się odbyć dużo, dużo wcześniej

Debata między premier Ewą Kopacz a przedstawicielką Jarosława Kaczyńskiego, Beatą Szydło, dojdzie do skutku w ostatnim tygodniu kampanii wyborczej. Za późno i bez sensu – bo niczego nie wniesie. Elektorat (czyli Polacy) kolejny raz został oszukany.

Takie debaty mają sens, gdy odbywają się długo przed aktem wyborczym i nie sa tylko jednym starciem.

Współczuję premier Ewie Kopacz, iż staje do debaty z surogatką Kaczyńskiego. Słyszałem ją w programie Moniki Olejnik. Ależ to nie jest polityk, to kobieta z magla, jej najwyższa funkcja to burmistrz Brzeszcz i jako osoba usprawiedliwiająca Antoniego Macierewicz, gdy ten otwiera usta o sprawach państwowych, a wg Szydło otwiera je prywatnie. Typowa próchnica rozumu.

Taki był sens wywiadu w „Kropce nad i”, w którym prowadząca Olejnik poległa z przedstawicielem magla. Każdy by poległ. Szydło nie odpowiefdziała na żadne pytanie i zatrajkotała Olejnik, którą przegadać trudno.

Znam takie baby (lepszy ten kolokwializm, niż poprawność płci), które wszystkich przegadają, acz nie są jak Szydło tak zatapetowane makijażem. Nie mają tyle budżetowych pieniędzy na wyrzucenie w błoto.

Na szczęście prowadzący zapowiadaną debatę dziennikarze są dobrzy. I nie obawiam się: Szydło zaliczy wpadkę. Ta kobieta wiedzy za dużo nie posiada, co słychać w jej języku i zachowaniu.

Debata niczego nie rozstrzygnie. Jedynie uświadomi to, że Jarosław Kaczyński jak zwykle, boi się. Niestety, to politycy PiS są reprezentatami najgorszych cech klasy politycznej, która w ich wypadku jest nazwą tej elity na wyrost.

Ale to oni mogą rządzić. I rządzenie może wyglądać zdecydowanie gorzej niż w IV RP. Uważam, że wygrane PiS winno wziąć wladzę, bo się szybko wywrócą na swoim bananowym populiźmie. Gorszość i podrzędność musi dostać szansę na udowodnienie swojej podrzędnej pozycji, bo jest groźniejsza, gdy łudzi, iż jest czym innym, niz jest. Takie są uroki populizmu w demokracji.

Debata w teatralny poniedziałek tv – to jedyny walor tego zapowiadanego spektaklu. Kaczyński jak w 2007 roku zaliczy polityczną glebę.