Zdjęcie ze strony wydawnictwa Czarne
Zdjęcie ze strony wydawnictwa Czarne
Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki
209
BLOG

Nie wszystkie światy równoległe

Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Recenzja książki: Łukasz Lamża, Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020.


Książki można podzielić na dwie grupy: te, których treść nijak ma się do obietnicy złożonej na okładce oraz pozostałe. Zdecydowanie publikacja Łukasza Lamży, dziennikarza naukowego i filozofa w jednej osobie, należy do tej drugiej kategorii. Ale przecież nie oznacza to, że założenie, by na poważnie dyskutować z najbardziej nieraz absurdalnymi poglądami, dało się rzeczywiście przeprowadzić w taki sposób, jak się to sugeruje czytelnikowi w notce o książce.

Czy bowiem można „nie atakując i nie ośmieszając” dyskutować z absolutnie wszystkim, jednocześnie nie windując krytykowanych przekonań do miary tych, z którymi rzeczywiście przystoi toczyć dyskusje? Jest prawdą, że autor „nie zakłada z góry złych intencji” i że książka „nie jest agresywna”, choć zdarzają się od tej reguły „militarne” wyjątki (s. 37: „Problem zdefiniowany? Do ataku”). Bez wątpienia jest napisana przez kogoś, „kto lubi naukę i lubi ludzi”. Autor należy do pozostającego chyba na wymarciu gatunku pisarza, który potrafi najpierw spotkać się z osobami, których opinie będzie następnie poddawał ocenie. Cecha ta graniczy z heroicznością, skoro Lamża gotów był wpierw odbyć rozmowę z takim na przykład Jerzym Ziębą (por. s. 57) czy udać się do siedziby firmy Boiron (por. s. 58), zanim wziął na warsztat, odpowiednio, terapię witaminą C czy homeopatię. Ale przecież gdzieś są granice, po przekroczeniu których trzeba było skrytykować rzeczy po imieniu (por. s. 130, tytuł rozdziału: „Radiestezja, czyli jak można zarabiać na życie kawałkiem patyka”) czy uśmiechnąć się mimo woli, albo wręcz świadomie obśmiać. Autor przyznaje się zresztą do tego: „[…] w trakcie pisania tej książki trudno mi było zachować powagę, której można by się pewnie spodziewać po tak podniosłej deklaracji celów. […] Starałem się nie pokpiwać i nie puszczać oka, ale pewnie nie zawsze mi się udało. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi” (s. 9).

Na pewno jednak nie jest to, dzięki Bogu, opracowanie z rodzaju zarechotania każdej teorii tylko z tego powodu, że razi swoją spiskowością lub odstaje od tych wyobrażeń, do jakich przywykliśmy. A przecież pokusa była olbrzymia, co „tylko człowiek” Lamża przyznaje we wstępie, gdy twierdzi, że niektóre „podejrzane teorie”, szczególnie te „najbardziej egzotyczne – wydają się wręcz zapraszać do kpin” (s. 5). Nieraz zamiast kpiny lepiej zresztą zdecydować się na tyleż poważną co dosadnie wyrażoną ocenę, jak np. w kwestii kreacjonizmu młodoziemskiego: „Jest to sposób ustosunkowania się do świata, który jest tak dogłębnie perwersyjny, wewnętrznie sprzeczny i szkodliwy dla intelektu, że mogę tylko mieć nadzieję, że szaleństwo to nigdy nie zagości na dobre w naszym pięknym kraju” (s. 118).

Jeśli dobrze rozumiem wyrażoną w podtytule książki ideę przewodnią, zamiarem autora było nie tylko punktowanie słabych stron, ale również, na zasadzie rentgenowskiego negatywu, skierowanie refleksji w kierunku tego, na co niechcący zwracają uwagę autorytety pseudonaukowe czy zwolennicy teorii spiskowych – właśnie to, czego nie uwzględniają, staje się leitmotivem Lamży. W tym sensie ta popularno-naukowa (z akcentem na popularną w stylu, a naukową ze względu na liczne odniesienia w przypisach, i osiem stron maczkiem zapisanej bibliografii) pozycja, jeśli wczytać się w treść sugerowaną tytułami kolejnych partii materiału, staje się apologią nauki. W pewnym sensie czytelnik otrzymuje „książkę w książce”, jeśli tylko wychwyci zamiar autora przemycającego treści z pogranicza filozofii nauki.

Spróbujmy wynotować choć pięć przykładów takich sugestii zawartych w tytułach kolejnych trzynastu rozdziałów książki: „Antyszczepionkowcy, czyli co się dzieje, gdy spotykają się wiedza i wartości”; „Audiofilia ekstremalna, czyli dlaczego tak ważna jest podwójnie ślepa próba”, „Homeopatia, czyli jak długo można jeszcze utrzymywać fałszywą teorię”, „Wysokie dawki witaminy C, czyli jak solidna musi być nauka, by stała się medycyną”, „Zaprzeczanie globalnemu ociepleniu, czyli jak bardzo pewne musi coś być, żeby było pewne”. Prócz tematów dających się wyczytać z powyższych tytułów, otrzymuje czytelnik jeszcze rozdziały dotyczące chemtrailów, irydologii, kreacjonizmu młodoziemskiego, płaskiej ziemi, radiestezji, strukturyzacji i pamięci wody, powiększania piersi w hipnozie (znów ten Zięba!) oraz tzw. żywej wody. Spektrum jest, jak widać/czytać, bardzo szerokie, co stanowić musi zarówno zaletę, jak i wadę książki: czytelnik trzyma wszystko w jednym worku, ale czy to wszystko miało prawo zostać do niego wrzucone „jak leci”? W każdym razie Lamża prowadzi nas przez te wszystkie zagadnienia, brawurowo posługując się przy tym zdrowym rozsądkiem, wiedzą naukową i nie stroniąc od aksjologii (np. w kwestii szczepień obowiązkowych).

Podam jeden z przykładów apologii nauki, który może się przydać w konfrontacji z wyznawcami teorii spiskowych, zwłaszcza tych, którzy podpierają się jakimiś źródłami naukowymi. W rozdziale 11 poświęconym rzekomemu leczeniu wysokimi dawkami witaminy C, której to terapii zwolennik inżynier Zięba rzeczywiście powołuje się na badania naukowe, znalazło się ciekawe rozróżnienie między „solidną nauką” a „taką sobie nauką” (s. 167). Już wcześniej dziennikarz przyznał, że „nauka nie działa zero-jedynkowo, a terapie nie dzielą się na «na pewno skuteczne» i «na pewno nieskuteczne»” (s. 89). Teraz Lamża proponuje czytelnikowi hierarchię poziomów dowodu naukowego, a tym samym w sytuacji, gdy ktoś odwołuje się do nauki, każe zastanowić się, którego z tych poziomów przywoływane badanie dotyczy. Wymieńmy poszczególne stopnie, od tych mniej do bardziej godnych zaufania: opis przypadku; badanie przekrojowe; badanie kliniczno-kontrolne; badanie kohortowe; randomizowane badanie kontrolowane z niejednoznacznym wynikiem; randomizowane badanie kontrolowane z jednoznacznym wynikiem; przeglądy systematyczny i metaanaliza (s. 173). Nie miejsce tu wyjaśniać, na czym one polegają, zachęcam do zajrzenia do książki.

Ten kij na zwolennika teorii spiskowej ma jednak drugi koniec, którego Lamża zdaje się chyba nie dostrzegać: otóż wielu sięgających po alternatywne terapie nie czyni tego z przeświadczeniem, że mogłyby one sprostać „wyśrubowanym” wymaganiom nauki, owszem z nastawieniem „a nuż się uda w moim przypadku” zdają się szukać rozwiązania poza medycyną głównego nurtu, która nie przyjmuje „takich sobie wyników”, a swoją solidność okupuje zostawieniem pacjentów z niczym. Odrobina empatii, a nawet zdrowego rozsądku, pozwala chyba przyznać rację człowiekowi, który w potrzebie sięga po rozwiązania, które nie gwarantują co prawda 99.9% skuteczności, ale dają jakąś nadzieję na efekt.

Sposób postępowania Lamży przedstawia się następująco: najpierw dokonuje on próby zrozumienia, w co tak naprawdę wierzą ci, których poglądami się zajmuje; nie takie teorie dziwne, jak się je przedstawia w medialnych migawkach! Drugim krokiem jest wyjaśnienie merytoryczne, dlaczego dane przekonanie jest błędne. To tutaj autorowi towarzyszy pytanie filozoficzne (czy ściślej epistemologiczne) dotyczące nauki: czym jest nauka, jakich dowodów dostarcza i do jakiego stopnia pewności może prowadzić. Trzeci i najważniejszy cel stanowi dociekanie przyczyn pojawiania się tych szczególnych i często irracjonalnych światopoglądów. Autor jest zainteresowany poszukiwaniem odpowiedzi na pytania, „skąd wzięły się te wszystkie «szalone» pomysły i dlaczego właściwie cieszą się tak wielką popularnością” (s. 6). Nie stoją za nimi „po prostu idioci” czy „cyniczni oszuści” (s. 7), lecz ludzie o złożonych, jak w przypadku każdego z nas, motywacjach. Razem z przyglądaniem się fałszywym teoriom, niejako na zasadzie drugiej strony medalu, zmotywowany do badań autor dociera do faktów: „Czytanie fałszywych teorii to więc świetny pretekst, aby bliżej poznać prawdę” (s. 6).

Dla mnie chyba największym odkryciem jest właśnie ta metaprawda o samych teoriach spiskowych. Otóż jedną z cech charakterystycznych może być nie tyle ich nienaukowość, ile tylko pozorna naukowość albo wręcz naukowość, ale nie najwyższych lotów („taka sobie nauka”). Albo inna zauważona przez dziennikarza naukowego właściwość teorii spiskowych – konieczność przyjęcia razem z nią w pakiecie przekonania o ogólnoświatowej niemal konspiracji, której celem jest ukrycie prawdy. Rzeczywiście we wciąż ubogiej na polskim rynku literaturze przedmiotu również zwraca się na to uwagę (por. B.L. Keeley, O teoriach spiskowych, w: Struktura teorii spiskowych. Antologia, red. F. Czech, Kraków 2014).

Lamża dokopuje się do rzetelnych badań, odsłania manipulacje zwolenników teorii spiskowych, wykazuje nieprawdopodobieństwo samych teorii. Punktuje również paradoksalność postawy popleczników teorii spiskowych: z jednej strony nieufności wobec wszystkich i wszystkiego, z drugiej ślepej wiary danej „jedynemu sprawiedliwemu”, czyli propagatorowi teorii spiskowej wypowiadającemu się w autorytecie, ale bez powołania się na autorytatywne źródła (s. 63: „Aż kusi, by dodać, jak w Wikipedii, znacznik „[potrzebne źródło]”). Każdy, kto ma w rodzinie czy wśród znajomych zwolennika teorii systemowych, zapewne potwierdzi również to spostrzeżenie, że teorie spiskowe chodzą już nawet nie w parze, lecz stadami; dla człowieka, dla którego „ekosystem spiskowy” jest naturalnym środowiskiem intelektualnym, przyjęcie jednej z teorii otwiera tamę na danie wiary innym spiskom (por. s. 70-71).

Ale wróćmy jeszcze do filozofii a jednocześnie apologii nauki, jaka prześwieca przez jędrny publicystycznie, a przy okazji przepyszny w lekturze (zasługa to autora i być może także korekty) styl Lamży. Trzeba oddać szacunek konsekwencji autora, a zarazem właśnie ze względu na szacunek dla niego, poddać jednak w wątpliwość niemal bezkrytyczną afirmację nauki. Lamża zdaje się traktować naukę jako „czystą dziewicę nieskalaną żadnym nierządem” (kradnę tutaj sformułowanie jednego z redaktorów „Homo Dei” wyrażone w prywatnej ze mną korespondencji dotyczącej właśnie teorii spiskowych). W każdym razie stawia ją wyżej od wszystkiego innego: „Oczywiście, że dzisiejsza wiedza ludzka jest zasadniczo niepewna – uczą nas o tym filozofia nauki i epistemologia. Ale przecież nie mamy nic lepszego od niej! Inaczej mówiąc, to, co obecnie mówi nauka, to najlepsza wiedza, do jakiej mamy dostęp – i nawet gdybyśmy na pewno wiedzieli, że w przyszłości ulegnie zmianie, najrozsądniej jest do tego czasu postępować właśnie zgodnie z nią!” (s. 81). To zaufanie do nauki przybiera wprost niewyobrażalne rozmiary, co uwidacznia się w ostatnim rozdziale dotyczącym „wielopiętrowych” konstrukcji naukowych związanych z badaniem globalnego ocieplenia; mój Boże, w świecie, w którym nie sprawdziły się nawet naukowe prognozy dotyczące rozprzestrzeniania się koronawirusa, nauka miałaby rozwiązywać równania z niemal nieskończoną liczbą niewiadomych?

Pytam: czy tak pięknie zrelacjonowana przez Lamżę „anatomia” oszustwa naukowego dokonanego przez Andrew Wakefielda, na którego wciąż powołują się antyszczepionkowcy, nie pozwala podnieść pytania o istnienie nieodkrytych oszustw w nauce? Albo – idźmy dalej w tym wcale nie nieuzasadnionym podejrzeniu – czy ewentualny spisek nie może ogarnąć swoimi mackami nie tylko badaczy, ale i recenzentów czy wydawców naukowych, a może nawet ich związki ze światem pozanaukowym? Zwłaszcza, że sam autor twierdzi, iż nie tylko że nie ma niczego przeciwko teoriom spiskowym, ale wręcz przyznaje, że do wielu takich spisków rzeczywiście dochodziło w historii. Gdyby zająć się tym tematem, mielibyśmy wtedy do czynienia z „teoriami spiskowymi” nie poza-, ale właśnie wewnątrznaukowymi, i aż chciałoby się, żeby autor dokonał i w tej dziedzinie niebanalnego śledztwa dziennikarskiego.

A jeszcze lepiej, gdyby zajął się tą kwestią z perspektywy filozoficznej. Nie jest przecież tak, że te dwa światy – nauki i pseudonaukowych teorii spiskowych – stanowią jedyną alternatywę, wybór między białym a czarnym. Całkiem możliwe, że mógłby zaistnieć zupełnie inny świat równoległy do tych, które znamy, i że odkryć go mogłaby dopiero zmiana paradygmatu relacji między nauką a rozumem. Być może „poszerzanie przestrzeni własnej racjonalności” (J. Ratzinger) doprowadzi do jakiegoś nowego rozdania kart. Mogłoby się wtedy okazać, że fałszywe teorie spiskowe o tyle zawierały w sobie jakąś prawdę, że próbowały w sposób nieudany zakwestionować jednowymiarowość nauki, ta zaś stanowiła największy spisek rozumu przeciw sobie samemu. W sterylnym świecie nauk medycznych, w którym Lamża czuje się jak dziennikarz naukowy w destylowanej wodzie, nie ma miejsca np. na jakikolwiek związek leczenia z duchowością; jak gdyby Autor nie pojmował, że tak a nie inaczej rozumiana nauka i oparta na jej teorii praktyka mogła powstać jedynie w świecie, w którym programowo Bóg nie ma nic do powiedzenia, a człowieka wpasowuje się w technicystyczną wizję świata. Brzytwa Ockhama ma jednak dwa ostrza: członek redakcji „Tygodnika Powszechnego” pozostawia za drzwiami wszelką nadprzyrodzoność, w związku z czym zupełnie pomija też ewidentny związek medycyny alternatywnej z new age’owymi klimatami rodem bynajmniej nie ze świata przyrodzonego.

Nie chciałbym jednak, żeby moje uwagi i sugestie przesłoniły wartość publikacji Lamży. Szczerze polecam lekturę świetnie napisanej książki Światy równoległe. A choć oczywiście nie może to być ostatni głos w dyskusji, to w konfrontacji ze zwolennikami najczęściej pojawiających się teorii spiskowych (a ich wysyp w dobie pandemii mogliśmy obserwować choćby na Facebooku) okaże się narzędziem niezwykle użytecznym i zapewne wystarczającym na „szeregowych” propagatorów „światów równoległych”, którzy zachowali jeszcze ziarno ufności do nauki. Dla tych, którzy nie stronią od „pedagogicznych” prezentów z przesłaniem, może to być okazja na wartościowy podarunek w cenie trzech dych.

Sławomir Zatwardnicki

Tekst ukazał się w Homo Dei (2021) nr 1


Teolog, publicysta, autor wielu artykułów oraz dwudziestu książek; ostatnio wydał: Maryja. Dlaczego nie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo