Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
274
BLOG

Napiszcie tę historię

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 12

 

Gdyby mnie kto zapytał, na jakie filmy czekam, to odpowiedziałbym, że na ekranizację „Złego” Tyrmanda i na kryminał polityczny o Janie Alfredzie Regule.
 
Co do „Złego” to sprawa jest jasna słońce (Kaszub). Ale who the f… is Jan Alfred Reguła? Nazwisko to obiło mi się o uszy przed wielu laty, w okolicach 95/96 roku, gdy starszy kolega pokazał mi książkę z tym nazwiskiem, by wybić mi z głowy, jak uczenie stwierdził „socjalistyczne miazmaty”. Bo ponoć od dziecka miałem lewackie skrzywienie, jak utrzymują moi krewni. Ale chyba wszyscy mieli w tamtych wesołych czasach jakieś dziwne poglądy: jedni byli „szatanistami”, inni opiewali geniusz Janusza Korwina-Mikke, jeszcze inni daliby się pociąć za Stanisława Tymińskiego. A mnie historyk opieprzył za napisy w zeszycie, w rodzaju „Lech Wałęsa – kupa mięsa”. I za nalepkę z okładką Destroyera: „Noc Królowej Żądzy”. Ech, to były czasy, gdy nauczyciele mieli jeszcze prawo i obowiązek zaglądać do zeszytów swoich uczniów. I też, niestety, walnąć kluczem w głowę, czego (raz) doświadczyłem na własnej skórze.
 
Wracając do Reguły. Miałem wtedy na głowie ważniejsze sprawy, choćby pisanie wierszy opiewających urodę drogiej sercu panny i pierwsze próby upicia się sprzedawanym w Szołdrach jabolem, który kupował nam nieletnim, pewien traktorzysta. Stąd Jan Alfred Reguła szybko wyleciał mi z głowy, osadzając się cieniem gdzieś w podświadomości. Co do tego traktorzysty, był to jeden z niegdysiejszych uczniów mojej Mamy (zresztą jak większość ludzi żyjących dziś w Szołdrach) i sprawiało mu dziką satysfakcję, że rozpija „nauczycielskie dziecko”.  Walka klas, jak widać, przybiera różne formy.  Ale cóż, albo nas było zbyt wielu, albo jabol był chrzczony, bo upić nam się wtedy nie udało. Po nieudanej inicjacji alkoholowej najpewniej poszliśmy grać w piłkę i powspinać się na brzozy.
 
Co do Regułu (obiecuję już bez proustowskich wstawek): kilka dni temu w „Taniej Książce” na Grodzkiej /z rozmowy GM z Wołkiem na ten temat wnioskuję, że krakowska TK jest jednak najlepsza/ znalazłem Jana Alfreda Regułę! Wznowienie „Historii Komunistycznej Partii Polski” z 1934 roku, ze wstępem Witolda Pronobisa. To się nie czyta, to się pożera!
 
Książki nie będę recenzował, za to szczerze mówiąc wziąłbym solidne pieniądze, bo materiał obszerny i zawiły. W dużym skrócie: JAR (ur. 1903) nazywał się faktycznie Józef Mitzenmacher, pochodził z żydowskiej, robotniczej rodziny. Jak wielu młodych ludzi (nie tylko pochodzenia żydowskiego) zafascynował się komunizmem. Zaszedł daleko: był jednym z zaufanych, najinteligentniejszych polskich komunistów, kilkukrotnie fetowanym w Moskwie. W KPP zajmował najwyższe pozycje. Siedział i w Rawiczu i we Wronkach.
 
Nagle: krach! – zdradził komunizm. Zaczął współpracę z polską, przedwojenną dwójką. Wedle późniejszych opowieści Światły a także badań naukowych przechrzcił się. Czy to prawda, czy fałsz: rzecz osobna. W każdym razie commies nigdy nie wybaczyli mu zdrady. I go dopadli. Tyle że po śmierci. Gdy chłopcy od Stalina przejęli władzę nad Polską.
 
Mitzenmacher w czasie wojny pracował dla AK, pomagał rozpoznawać i rozpracowywać wspólpsowieckie struktury. Było to o tyle ważne, że „ludowa”, pro-bolszewicka partyzantka współpracowała z Sowietami i wydawała Niemcom „leśnych ludzi”.
 
Józef Mitzenmacher chyba do końca pozostał socjalistą, tyle że rozgoryczonym. To się zdarza. Był polskim Żydem i Polskę zrozumiał i pokochał do końca. Ścigał go i namierzył tow. Światło, który później uciekł na Zachód i opowiedział także o Regule.
 
Gdy do drzwi wrocławskiego mieszkania Stanisławia Roszkowskiego, aktualnie pracownika Kolei Państwowych  pukają w końcu chłopcy z bezpieki, ten już nie żyje. Został nieco wcześniej pochowany jako wybitny PPR-owiec. Zmarł na gruźlicę.
 
I to jest materiał na film. Ale kto go nakr ęci? Ci serwiliści wokół?

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka