Różni ludzie drapią się dziś po swoich mądrych, utytułowanych lub medialnie namaszczonych głowach. W głowy te zachodzą, głowiąc się głowami głowiaście, że znów nam demokracja nie wypaliła i społeczeństwo pokazało szeroko rozumianego wała KAŚCIE politycznej.
Drapią się też po głowach tzw. zwykli ludzie, blogerki i blogerzy chyba jednak w szczególności, bo spacerując chwilę rankiem po okolicy nie spostrzegłem szczególnego natężenia po-wyborczych nastrojów. Tylko Janusz Onyszkiewicz czegoś smętnie zwisał z billboardu.
Adminie, Ty mnie teraz źle nie zrozum: niegdyś, gdy politycy smętnie zwisali, to za szyję, na szubienicy. A teraz co najwyżej ktoś im urwie pół łba na zbyt nisko zawieszonym plakacie. I jak tu nie wierzyć w postęp i humanitaryzm oraz powszechne szczęście ludzkości.:-)
Ale wracając. Jakby kto pytał, na ojro-wyborach nie byłem. I nawet nie dlatego, że jestem zaprzysięgłym ojro-sceptykiem, ale poniekąd z lenistwa i z obojętności. Wiem, to nie-obywatelskie. Ale dlaczego mam udawać, że popieram kogoś, kto jest mi doskonale obojętny? I komu jestem doskonale obojętny, no chyba że jako krzyżyk na prawidłowo wypełnionej karcie?
Gdybym, qrde, dostał chociaż list od kandydata, choćby wydrukowany w paruset tysiącach egzemplarzy w drukarni. Gdyby chociaż agitki n placach i skwerach. A gdzie tam! Listów nie przysyłali, jedyny stolik przed-wyborczy jaki widziałem na krakowskim Rynku należał do UPR. Ale że byłem w tiszircie i sandałach, a oni pod krawatem, rzucając wokół tym wszechwiedzącym, triumfującym, ekonomicznie jedynie słusznym okiem a la Korwin-Mikke, to nie podszedłem do tej naszej leberalnej, przewodniej siły narodu, czegoś zawstydzony...
Owszem, miałem w zasięgu wzroku blog Wojciecha Olejniczaka (czy kto mu tam to wrzuca) i poetycki księżyc nad kominem posła Riczarda. Któren zresztą mógłby pisać "Plastusiowy pamiętnik", na okoliczność bytności w wielu szacownych partiach. Ale skądinąd wiem, że ze słupów ogłoszeniowych największy pożytek mają pieski.
Gdyby chociaż prof. Legutko kandydował z Krakowa. Ale żeby nie uszczęśliwiać nadto malopolskich wyborców PiS, zostawiono nam tu jedynie Zbigniewa Ziobro, a profesora zrzucono ze spadochronu na Dolny Śląsk. To się nie mogło skończyć dobrze.
OK, teraz na poważnie. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że Polacy in gremio odpuścili sobie ojro-wybory. Ciekaw jestem Waszego zdania. Jeśli o mnie chodzi, to mam wrażenie, że z jednej strony czuć tu jakiś fałsz (demokratyczna celebra a później praktycznie niekontrolowalne rządy ojro-kracji), z drugiej: być może trzeba poczekać, aż zrozumiemy, że faktycznie więcej zależy od Brukseli niż Sejmu na Wiejskiej? I wtedy frekwencja w ojro-wyborach przewyższy tę "lokalną"?
Tu jednak rodzi się mnóstwo (nie)ciekawych pytań: na cholerę nam przynajmniej jedna zbędna struktura? Czy w takim razie nie należałoby zmniejszyć liczebność krajowego parlamentu? Itd. Itp.
W każdym razie, pytanie na dziś: dobrze czy źle, że do wyborów poszło nas tak mało?
PS. Do notki dodam odpowiedź na słowa Majo339:
>Wolałbym aby tego typu decyzje były podejmowane przez większość o "letnich" poglądach, niż przez mniejszość o poglądach "gorących".
Też bym wolał, ale nie sądzę, że jest to możliwe. Ba, gdybym miał tu wygłosić teorię spiskowa, to powiem, że politykom jest na rękę taka właśnie sytuacja: liczą elektorat w oparciu o swoje najwierniejsze szable, mogą uskrajniać spory i klipy wyborcze, itd. Najbardziej zaprzysięgli fani PO i PiS (choćby na s24) popadli by w dezorientację, gdyby ich ugrupowania przestały bić w bojowy werbel. Jest zresztą ładny wiersz Herberta o tym werblu, jak widać stosuje się nie tylko do poprzedniego ustoroju:
"Zostanie tylko werbel, werbel, dyktator muzyk rozgromionych".
W tym sensie obecny ustrój jest nie mniej jałowy niż obecnie, z tą różnicą, że dziś władza nie reglamentuje cen, nie cenzuruje publikacji i nie szczuje społeczeństwa resortami siłowymi. Scedowała to na inne instytucje.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka