WKoninie nad ranem złapano kandydatkę do parlamentu, która zrywała plakaty rywali. Tym sposobem łamała ciszę wyborczą, przywracając rzekomo porządek rzeczy: według kobiety, to właśnie kontrkandydaci zalepili jej plakaty, a ona chciała je jedynie usunąć.
Jak wygląda przedwyborcza Polska, wiadomo, i nie jest to, mam nadzieję, złamanie ciszy wyborczej: panowie i panie po ostrym liftingu przekonują nas lakonicznie, że są kompetentni, odpowiedzialni, zatroskani, że gdzieś zza potylicy wybija im krynica mądrości, a ich oczy, czasem z trudem wiążące koniec z końcem, gdy idzie o intelekt*, to zwierciadła i cnót krynice. Dla partyjnych bonzów billboardy, dla szaraczków czasem dość zgrzebne plakaty.
O wojnach między plakaciarzami napisano już sporo i historie o nich znamy nieźle, a niektórzy pewnie nawet doskonale. Te nocne rajdy, podklejanie, zdzieranie, walka o każdy rewir, znaczenie terenu, do ostatniej chwili, do ostatniego tchu, minuty.
A później cisza wyborcza. WYbory: jedni hucznie świętują, drudzą odchodzą z kwitkiem: Naród zdecydował. I długopisy w komisjach czasem ponoć też....
W każdym razie, zostaje po tych agonach okolicznościowa makulatura. I gdy jeden idzie w senatory, a drugi spłacać zaciągnięte kredyty, ich aspirujące twarze wciąż aspirują. Mija miesiąc, czasem drugi, a twarze wciąż aspirują, szpecą i obiecują: troskę, kompetencję, dbałość o swoje miasto/region/Polskę. Syf zostaje po tych obietnicach. I to zwykle bywa miara naszej polityki.
Może kiedyś ktoś wpadnie na pomysł, by (omc.) wybrańcom narodu rzucać to wszystko pod posesję. Albo kazać czyścić w czynie społecznym. Najlepiej samemu i po nocy. No ale wtedy mielibyśmy społeczeństwo obywatelskie i faktyczne ludowładztwo. A mamy zupełnie coś innego przecież.
*to Bardini, nie Wołodźko, niestety.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka