Niebawem Warszawa. Spacerkiem do Fundacji Schumana, później na Krakowskie Przedmieście, do Ministerstwa Kultury. I tylko jak zmyć z rąk i twarzy tę sadzę ze starej, wielkopolskiej, prowincjonalnej bany?
*
Tym razem InterCity Kraków Główny-Warszawa Centralna. 7.44. Nie zamykają się przeszklone drzwi do przedziału, ale właściwie czemu miałyby się zamykać?
Miłe spotkanie i rozmowa z Dominiką Kozłowską, szefową ZNAKu. Jedziemy na 3 spotkanie pism niszowych, w sprawie nowego regulaminu. „Heca”, rozpoczęta wespół z Anią Radwan rok temu, znajduje swoje zwieńczenie. A przynajmniej dotarliśmy do kamienia milowego. Czy będą następne?
Polska nam rudzieje i nie jest to bynajmniej żadna aluzja polityczna, ale bardzo jesienna. Jeszcze mnóstwo soczystej zieleni, jeszcze ziemia tuli resztki wczesnowiosennego słońca, ale czerwień, żółć, to już coś więcej niż kontrapunkt. To osobna melodia, coraz głośniejsza. Kto z poetów kojarzył barwy i muzykę? Iwaszkiewicz? Nie pamiętam.
Bilet 115 zł, w tym Nesca i ciasteczko. Spojrzałem, czyjej produkcji. Firma Tago z Radzymina. Ciekawe, czy właściciel jest monopolistą kolejowych ciasteczek. Markiza o smaku śmietankowym. Chrupie w ustach jak gilotynowane karki w bieliźnie, by nawiązać twórczo do „Norwida” Jacka Kaczmarskiego. „Piękno jest na to, aby zachwycało, nie znam...”. Tymczasem podróż z Krakowa do Warszawy wydłużyła się; niegdyś, o ile dobrze pamiętam, były to bodaj trzy godziny bez dwudziestu minut, teraz trzy godziny z niecałym kwadransem. PKP nie chce nas wypuścić ze swoich objęć.
Swoją drogą, polecam nowy numer ZNAKu, nie tylko ze względu na własną obecność na łamach tego szacownego, a teraz zdecydowanie odmłodzonego, redakcyjnie i graficznie, pisma. Ankieta o polskiej demokracji oczyma młodego pokolenia publicystów, także ze względu na swój pluralizm, zachęca do lektury.
Dymią kominy w Opocznie. „Ważne decyzje towarzyszą ci wszędzie” głosi plakat reklamowy jakiejś firmy zajmującej się audytem. W wagonie praca wre. Laptopy, tablety, lsmartfony. Pechowo, wagon tak jest skonstruowany, że akurat w tej jego części, gdzie sobie wygodnie siedzę, z widokiem na korytarz (no nie da się ręcznie zamknąć drzwi z napisem „automatik”, a jeśli się da, to zostawię to innemu śmiałkowi) nie ma gniazdek z prądem, a tam gdzie są, miejsca zajęte. Ludzie żerują w okolicach źródeł energii, jak zwierzęta wokół wodopojów. Coraz częściej myślę jednak, że warto mieć w domu piec węglowy, a w piwnicy kozę. I chyba zapytam ojca, czy umie zakładać wnyki i sidła. Kto wie, jaka sztuka może się przydać jeszcze człowiekowi za 30, 40 lat, jeśli dożyje, a kryzys nie pójdzie precz. Bo kto powiedział, że pójść musi?
A wtedy zostanie nam to, co zwykle: słońce, woda, powietrze, wiatr, może trochę zaawansowanej technologii opartej na ich wykorzystaniu, siła ludzkich mięśni i ta najpotężniejsza, najskuteczniejsza i najstraszniejsza broń człowieka: umysł. Swoją drogą, jaki wtedy będzie pożytek z humanistów i publicystów? Redaktorzy pójdą na bruk. Blogerzy zajmą się hodowlą zwierząt futerkowych, a w potężną kastę urosną ludzie z biedaszybów. Na facebooku zapanuje wieczna zima. Ostaną się pewnie poeci i sofiści, na tych zawsze jest popyt.
Oczywiście, to tylko fantazja. Póki co system jakoś ciągnie, choć koszta życia rosną. No ale pociąg jedzie z punktu A do punktu B, komórka łapie sygnał i pan konduktor z namaszczeniem a to podnosi, a to obniża temperaturę w przedziale. I to jednym dotknięciem palca. Choć wcale bym się nie zdziwił, gdyby to była atrapa.
Czy zapiski kolejowe muszą zmierzać do jakiejkolwiek pointy? Tu pointą mogą być kolory jesieni, one są ciekawsze niż polityka i nie zostawiają tego poczucia niesmaku i znużenia. Różne rzeczy w Polsce zohydzono, ośmieszono i skorumpowano, ale kolorom wiosny, lata, jesieni i zimy nikt na szczęście nie dał rady. To jest pośrednio odpowiedź na pytanie, np. dlaczego dobrze mi w Polsce. Czy to jest miłość, czy przyzwyczajenie, sam już dobrze nie wiem. Ale to trochę tak, jak z bardzo starymi małżeństwami: kto oddzieli na części pierwsze taką tajemnicę?
Po lasach śmieci. To widać nawet przez okno pociągu. Zaiste, Polacy nie zasługują na więcej.
Zamknąłem oczy i przypomniał mi się z dzieciństwa obraz osmolonej, wielkiej lokomotywy parowej, ciągnącej dwa pasażerskie wagony. Pociąg jedzie powoli, po obu stronach torowiska las, rów. Rów porosły jeżyną, gęstą, wściekle gęstą, brudnozielone liście, upał, szyba cała w kropkach sadzy, której intensywny zapach zagłusza inne. Siedzę z nosem wlepionym w tę brudną szybę i chłonę świat.
Myślę, że zawsze byłem łapczywy. Do granic i poza granice ryzyka.
Czy to ma jakieś znaczenie, subiektywne wspomnienie człowieka podróżującego porannym pociągiem, pośród tłumu sobie podobnych? Jednak: pamięć to jest kotwica, pamięć rzeczy dobrych i złych. Dlatego największą zbrodnią lub ewentualnie karą byłoby ondebranie człowiekowi pamięci. Choć, może przeceniam ludzkie pragnienie pamięci i zakorzenienia. W czasach szybkiego newsa, migawkowych myśli, doraźnych obietnic i celów, na pamięci i wspomnieniach nie można zarobić. Albo niewiele.
Tymczasem Grodzisk Mazowiecki. A ja myślę o półtoralitrowych butelkach oranżady z Grodziska Wielkopolskiego. Dużych, z ciężkiego szkła, zielonych i jasnych. Ciekawe, kto je jeszcze pamięta. Świetne wody mineralne, tak to przynajmniej pamiętam, z czasów nim na rynek weszła choćby kaliska Hellena ze swoimi dość obrzydliwymi napojami w plastikowych butelkach.
Niebawem Warszawa. Spacerkiem do Fundacji Schumana, później na Krakowskie Przedmieście, do Ministerstwa Kultury. I tylko jak zmyć z rąk i twarzy tę sadzę ze starej, wielkopolskiej, prowincjonalnej bany?
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości