Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1284
BLOG

Zapiski kolejowe. W faszystowskim mieście

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 23

 Głupio byłoby dać się sprać po ryju zwykłym kibolom. Zamierzam zatem – ewentualnie – grzecznie poprosić, żeby spuścili mi lanie jako faszyści. Bardziej to nobilitujące...

 
*
 
W pociągu relacji Kraków Główny – Łódź Kaliska właściwie bez zmian, tylko bilet podrożał o bodaj 3 złote, groszy 50. Bagatela, dwa precle z makiem (1,50 zł). W każdym razie, teraz IR na tej trasie kosztuje 47 zł.
 
Jadę zatem do faszystowskiej Łodzi. Łódź jest miastem faszystów, bo pełno tu kibiców/kiboli, a generalnie wiadomo, że każdy kibol to faszysta, albo kryptofaszysta. Możliwe zatem, że dziś albo jutro napotkam w Łodzi kiboli, a oni w mowie powszechnie uważanej za obelżywą wyrażą chęć spuszczenia mi łomotu. Co robić w tej sytuacji? Otóż, głupio byłoby dać się sprać po ryju zwykłym kibolom. Zamierzam zatem – ewentualnie – grzecznie poprosić, żeby spuścili mi lanie jako faszyści. Bardziej to nobilitujące i podnosi odpowiednie statystyki. Już po wszystkim będę mógł się dowlec do łódzkiej ekspozytury „Gazety Wyborczej”, albo świetlicy „KP” na Piotrkowska Street i wyszeplenić omdlewająco, z mordą ociekającą juchą: „Jam ci jest, ofiara faszyzmu”. A wtedy jakiś lokalny dziennikarz „GW”, albo sama Hanna Gill-Piątek (którą z tego miejsca naprawdę szczerze i serdecznie pozdrawiam) zakrzykną, opuszczając ręce w niekłamanej rozpaczy: „On ci jest, ofiara faszyzmu!”. I będzie temat na notkę prasową, reportaż, felieton, a może nawet pikietę antyfaszystowską. A jako ofiara faszyzmu dam się obwozić w klatce po Polsce, w zamian za wikt, opierunek i pokój na świecie.
 
Póki co jednak pociąg stoi na dworcu w Krzeszowicach, a faszystowski napis na murze głosi: „Śmierć Wiśle”.
 
Oczywiście, gdy mnie pobiją faszyści, a nie kibole, moi prawicowi znajomi skrzywią się szpetnie. I zadzwoni do mnie redaktor z Rebelyi, Pressji, albo Frondy i powie: - No co Ty, Krzysiek, daj spokój, powiedz uczciwie, pobili cię zwykli kibole. A w ogóle to zastanów się dobrze, czy nie mówili po niemiecku. I nie wspomnieli, że głosują na PO. A może byli to na przykład Krzyżacy jadący pod Grunwald, bo w Łodzi podobno istnieją dziury w czasoprzestrzeni. I w ogóle podniesie się zgiełk na prawackich forach, że Wołodźko to jednak zwykły łobuz, co było wiadomo od początku, że nic tylko na pysk mu napluć (nieustanne pozdrowienia dla kolegi Losa) i drań jak każdy lewak. A Jarecki wywali mnie ze znajomych na facebooku i twitterze. Prze...ne zatem ogólnie.
 
To może lepiej, żeby ewentualnie pobili mnie zwykli kibole? Ale wtedy moim losem nikt się nie zainteresuje i ewentualne limo pod okiem życzliwi wyjaśnią, np. ekscesami alkoholowymi, zwykłym pechem, nieszczęśliwą miłością. Będę chodził pobity i przybity, zgorzkniały, że nie dałem się stłuc faszystom. Że faszyzmowi nie stawiłem czoła, że zdezerterowałem, nie czekając na posiłki z „Nowego Wspaniałego Światu”, na redaktora Sutowskiego, Żakowskiego i innych kolorowych, niepodległych ghandystów polskich z pacyfistycznymi kastetami po kieszeniach. Czyli to marna opcja, ogólnie.
 
Jest jeszcze taka możliwość, żeby ewentualnie dać się pobić antyfaszystom. Ale skąd wezmę w Łodzi kiboli-antyfaszystów? I czym oni mnie niby będą okładać po głowie? Drinkami z palemką? Leninem w miękkiej okładce z przedmową Żiżka? Felietonami Jasia Kapeli? Smutnym wyrazem twarzy Cezarego Michalskiego? Sławomirem Sierakowskim w końcu? Bez sensu i jeszcze bardziej groteskowo. No bo umówmy się, „Nowy Wspaniały Świat” to raczej taki nowolewicowy Disneyland (przejażdżka rewolucyjną karuzelą, chwila przyjemnego zawrotu głowy, ale po wszystkim wracamy na ziemię, a na ziemi barmanki pracują na śmieciówkach), a nie siedziba Czeka za Dzierżyńskiego. Zatem nic nie wskazuje, żeby mieli mnie pobić antyfaszyści. I w sumie to cieszy.
 
A póki co jadę sobie przez Polskę, której jest coraz bardziej łyso (znaczy się liście zleciały z drzew), w pociągu Mama z małoletnimi córkami gra w Piotrusia Pana, okna zamglone zimna parą. Robi się sennie, a mi odechciało się pisać. W PKP faszyzm mi niestraszny, bardziej się martwię, co zastanę w toalecie.
 
*
Do bazy dotarłem cały i zdrowy.  W toalecie nie było ani faszyzmu, ani wody. Jutro też jest dzień.

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka