Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
876
BLOG

Pedalskie powieści o Polsce, albo Witkowski na listę lektur

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Kultura Obserwuj notkę 4
TarkaCzy za cały chichot i zgrzyt na listach lektur w nieskończoność odpowiadać ma Gombrowicz?


„Muzyka jaka wtedy była wspaniała, Wodecki, Sośnicka, wszystko melodyjne, tekst na poziomie, romantyczny i do rymu i do taktu, a teraz te rapy... Nie ma dzikich plaż... A jak się nie daj Bóg zachorowało nad morzem, to się szło i bez pytania od razu leczyli, wszędzie się można było leczyć. (…). Mówię panu: nie żyje już ani pies Pankracy, ani Miś Uszatek... Nie ma dzikich plaż, już nie ma dzikich plaż...”.

„W latach osiemdziesiątych to tu się działo! Nikt nie wiedział o AIDS, wszyscy go sobie ochoczo przekazywali. (…) Bo jakże to tak w komunizmie AIDS?”.

„Gdy się szło na pocztę, wtenczas się zamawiało, panie Michałku, rozmowę w kabinie i ta telefonistka w trakcie rozmowy co chwilę się włączała i pytała: – Mówi się? – to nawet porządnie się przeginać nie można było, bo w każdej chwili baba mogła się włączyć. (…) Ale za komuny to w ogóle się mówiło. Nic nie było, w sklepach, panie, pustki, to co pozostawało, jak nie zmyślać?”.

O tym, jak polscy homoseksualiści deprawowali radzieckich żołnierzy: „Legnickie cioty chodziły pod koszary poprzebierane za kobiety. Początkowo w ogóle udawały kobiety i mówiły, że od przodu nie mogą, bo mają akurat te trudne dni... Istniała szkoła legnicka, żeby się przebierać, i szkoła wrocławska, której my jesteśmy założycielkami, żeby się nie przebierać, bo oni są do cweli przyzwyczajeni, to im wszystko jedno – cwel im robi lachę, czy ktoś spoza koszar”.

„Nie ma żołnierzy, nie ma parku, a pedały bawią się w nowoczesnym i eleganckim barze, w którym jest modnym bywać każdemu, pełno tam dziennikarzy i elitki. Ale to nie są już pedały, tylko geje. Solarium, techno, fiu-bździu. (…) A kiedyś... Naprzeciwko Opery przez całą komunę była taka mała knajpka należąca do Orbisu, nazywana Małą Ciotką, Orbisówką, Ciotolandem, albo – przez przejezdnych – Ciotolandem. Pięć metrów kwadratowych barek! (…) Cinkciarze z wyraźnym obrzydzeniem wchodzili w opary Małej Ciotki, zwabiały ich jednak interesy, Matka Joanna od Pedałów skupowała od nich złoto i stanowiła coś w rodzaju jednoosobowego skrzyżowania lombardu z kantorem. Stojąc przy wysokim barku, cinkciarze wstydzili się swoich torebek, tak zwanych pederastek, przenosili ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a nogi te obleczone były nieodmiennie w kolorowe ortalionowe dresy i oplecione w pasie kolejnymi saszetkami. Ruskie zegarki, sygnety, jakieś talony – wszystko to Matka próbowała zębami, grzała za biustonoszem i winnych zakamarkach swego przepastnego ciała. Boże, jak stali bywalcy Małej Ciotki byli o nią zazdrośni, jak nienawidzili cinkciarzy!”.

To tylko kilka z wyimków z jednej najlepszych powieści o późnych latach 80-tych i polskiej transformacji, „Lubiewa”, Michała Witkowskiego. I właśnie fakt, że tamta rzeczywistość (z całym brudem i szpetotą, sentymentalnym lukrem, z ciotami-ofiarami transformacji, dożywającymi swoich lat do emerytury na jakichś portierniach, gdzie ocalało stare linoleum i zapach PRL) opisana jest jako kronika homoseksualizmu, przydaje jej barw. Właściwie, gdyby zekranizować „Lubiewo”, byłoby to świetne antidotum na „kulturę »Misia«”, a przynajmniej znakomita wobec niej alternatywa.

Witkowski jest starszy ode mnie o jakieś dwa lata. Sporo nas różni, choćby fakt, że on lata 80-te i pierwsze lata III RP oglądał z perspektywy Wrocławia, ja (po)pegeerowskiej wsi i Poznania. Jednak w jego opisach tamtego świata odnajduję ten klimat, sentyment, ludzi, zjawiska, rzeczy, które drzemią w mojej pamięci. Tęsknoty własne i cudze, młodszych i starszych. Cały ten galimatias i kicz przemian, przaśność i urodę, marazm i przedsiębiorczość, z jej amatorszczyzną, entuzjazmem, nadziejami i porażkami.

Jest „Lubiewo” i jest „Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej”, czyli peregrynacje do Lichenia Polaka-katolika-pedała-nieudanego biznesmena. Kiedyś,, dawno temu, w Jaworznie robiłem dla „TRYBUNY” tekst dotyczący peerelowsko-transformacyjnych lat w tamtych okolicach. Chodziłem m.in. po „Tarce”, resztkach "ludowego" ośrodka wczasowego, oprowadzany przez kogoś, kto w latach 80-tych i wcześniej tańczył tam, chodził za rękę z ukochaną kobietą, pił wódkę. Chodziliśmy po ruinach: zniszczone domki wczasowe „w stylu góralskim”, puste oczodoły hotelu z restauracją nad jeziorkiem (patrz zdjęcie, a obrazujący obecny stan miejsca film tutaj), kikuty żelazobetonu, rzucające cień, choć same już stały się cieniem i wspomnieniem dawnych lat. Już nie ma dzikich plaż, nie żyje pies Pankracy... Polska Rzeczpospolita Wyrugowana, za szpetna, nie-martyrologiczna, za mało eseldowska, sprywatyzowana albo zdemolowana, ani jaruzelska, ani solidarnościowa, banalna.

A co do listy lektur... Ciekawe, czy znalazłoby się na niej miejsce dla Witkowskiego. Chyba że za cały polski literacki chichot i zgrzyt w nieskończoność odpowiadać ma Gombrowicz.

Źródło zdjęcia: http://paola27.flog.pl/wpis/3717358/zapomniana-tarka-jaworzno

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura