Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
981
BLOG

Śnieg i chłód

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Kultura Obserwuj notkę 6

Nocą wychodzę przed dom zapalić ostatniego papierosa. Otacza mnie głęboka, wiejska cisza, chłód, ciemność przewlekana bielą śniegu. Jest mi zimno, ale czerpię z tego radość.

Krążenie krwi ożywiają pospołu mróz i świadomość, że tuż za drzwiami czeka błogie ciepło, że wezmę łyk ciepłej herbaty z sokiem i utartym własnoręcznie imbirem, posmakuję ustami aromatu i smaku naparu. I położę się, by zasnąć.

Śnieg i chłód. Jasny, czysty śnieg, chłód – przecież nie tak wielki, kilka stopni poniżej zera, całkiem przyjemnie nawet z bosymi stopami i odkrytą głową, nie ma wiatru. Śnieg – biel. Czystość. Bezinteresowność. Bezbronność. Ale nie umiem myśleć o nim tylko tak. Są jeszcze wiersze, tych kilka poetyckich strof, które łamią tę śnieżną jasność – zimnem.

 

Najpierw Miłosz:

wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia

Mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu,

A pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać. (…)

TO jest podobne do myśli bezdomnego,

kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście”.

 

I jeszcze Kaczmarski, „Pejzaż zimowy”, song do płótna Piotra Bruegela Starszego z 1565 roku:

Człowiek w śniegu – krwi sczerniałej kropla.

Ludzie w śniegu – urojenie roju. (…)

W śnieżystej się puszą tancbudzie

Na ułomnych wsparłszy się nogach,

Krok mylący na lodzie, na złudzie.

Zgrzyta łyżwa, trzeszczy przyszła kra…

Życie trwa”.

 

Nie umiem myśleć o śniegu inaczej, bez wspomnień tych słów i tej melodii. I innych – „Dwie Syberie” Norwida, „Piosenka o rzeczach białych” Kelusa, „Starość Piotra Wysockiego” Kaczmarskiego.

Śnieg i mróz – bezdomny w nocy, „muzułmanin” na placu obozu koncentracyjnego, dochodiaga oświetlony łagrowym reflektorem. Zimno do szpiku kości, śnieg i ludzkie cierpienie, biel i krzywda ludzka. Pnie zmarznięte na kamień. Ciała stężałe w bryłę lodu.

 

Stoję z papierosem przed domem i widzę czysty puch: na ziemi, na krzewach, na zgasłej lampie latarni, która sięga ponad nisko zawieszone chmury – śnieg opatula nawet zimny kosmos. A ta biel jest staro-wieczna, może starsza niż grzech Adama. Czy wtedy śnieg był niewinny i bezbronny? I dopiero później stał się okrutny, stężał w maskę, pod którą ukrywa się TO?

Gdy wypalam papierosa i wracam w krąg domowego światła, odkrywam bezpieczną przystań ludzkich rzeczy. Na półkach stoją książki, meble mają trwałość i stateczność, w kaloryferach gra błoga melodia ciepła, cienie od nocnej lampki sennie zapewniają o swojej przyjaźni. Chłód i biel pozostały na zewnątrz; gdy wyjrzę przez okno – śnieg cieszy wzrok sentymentalnym widokiem. Gdy zamknę oczy – ile wspomnień dziecięcych zabaw. Dzieci na nartach i sankach, bałwany gapią się czarnymi węgielkami ślepek, pojedynczy płatek śniegu odkrywa swoje harmonijne piękno. Kto nie przeżył tego zapatrzenia, tego zachwytu… Zgrzyta łyżwa, trzeszczy kra. Dość zabawy, wracamy do domu – rumiane dzieci, które nie znają przyszłości, wrócą na kolację, siądą przed telewizorem, zasną wtulone w koc.

 

Domu nie ma. Jest cierpienie. Bezdomny mężczyzna. Wygnana kobieta. Dziecko w zamarzającym rynsztoku. Dziewczynka z zapałkami. Ofiara. Nędza. Biel. Bezradność. Bezbronność. Niesprawiedliwość chłodu i opuszczenia. Ludzkie życie, które nie zaznało tutaj zmiłowania.

Jest jeszcze jedna fraza – między niewinną radością a złem rozpaczy, między śniegowym bałwankiem a zmarzniętym na kamień truchłem ludzkim. Jeszcze jedna fraza, bez której można zdziecinnieć, zobojętnieć, oszaleć.

 

Obmyj mnie a nad śnieg wybieleję” (Ps 51, 9).


Rysunek orygnalnie dla Magazynu KONTAKT - Urszula Woźniak.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura