To jest notka tak dla Nicponia, jak dla szanownego Galopka; dla Chevaliera i dla toyaha i w ogole dla wszystkich, co są z lewa, z prawa i w poprzek.
A zaczęło się tak: bodaj wczoraj spotkałem na uczelni znajomego, z którym nie widziałem się bodaj od zniszczenia anyżówki na okoliczność magisterki, mojej lub jego. Czyli zbyt dawno temu.:-) Kolega zaraz do mnie: hy hy, ty podobno katolikiem jesteś i frondystą. Cały smaczek polega na tym, że kolega za młodu należał do Legutko-jugend, teraz pracuje dla zupełnie innej firmy (diametralnie innej - jak mówią w naszym fachu), a ja byłem jednym z nielicznych łagowszczaków, tj. za prof. Łagowskiego dałbym sobie facjatę obić. Zresztą, tu się pochwalę, bo wreszcie trzeba: jakieś dwa lata temu miałem przyjemność być jedynym facetem bez doktoratu na prywatnej imprezie jubileuszowej Profesora. Siedziałem naprzeciw prof. Walickiego i już wtedy, z odchylenia lewacko-obywatelskiego, doprowadzałem go do szewskiej pasji. Szczęściem, profesorowie w mordę nie biją. Przynajmniej przy ludziach.
W każdym razie, kolega: "hy hy, ty podobno katolikiem jesteś i frondystą i z gwiazdozbiorem trzymasz" [to ostatnie z nutką dezaprobaty, bo kolega oświeconym bardziej jest katolikiem]. Ja na to, że w odróżnieniu od szanownych kolegów myśmy przysięgi na wierność wodzowi nie składali, ani żeśmy się nie chwytali politycznych cymesów senatora Legutko. Tu kolega trochę zmiękł na twarzy, ale w sumie i mi trochę głupio się zrobiło. Bo faktycznie już mi daleko do Łagowskiego, choć tak wiele mu zawdzięczam. W formie wdzięczności na kolokwium studenci mają i mieć będą pytanie z jednego z jego tekstów. A ostatnio jeden student, zresztą niegłupi chłopak, nazwał na kolokwium Łagowskiego "komuchem". Później jeszcze rozmawialiśmy, mi osobiście jest przykro, że ludzie którzy intelektualnie mogą w przyszłości wywierać znaczny wpływ na Polskę (a za takich uważam tego chłopaka) za młodu karmią się stereotypami. Nieszczęsne dzieci Internetu.
Ale ten wpis miał być nie o tym. Bo jak żeśmy szybko zeszli z tematów polityczno-towarzyskich, to zaczęliśmy bezpiecznie o filmach. No i się, psiakość, zaczęło. Ja mu, że "Czas Apokalipsy" to cudo. On mi, że to lewactwo i pochwała pacyfizmu. Dlaczego? - Bo to dobra wojna była - powiada Kolega. To ja mu, jak filozof filozofowi: krew krwi równa, cierpienie cierpieniu. I że znaczy się krzywda to krzywda, mało ważne w czyję imię.
To później jeszcze chwilkę jak te psy inteligenckie pokłócieliśny się o bitwę pod Borodino via Bondarczuk u Tołstoja. I jeszcze o opis kary śmierci u Jungera w "Promieniowaniach". Bo to jest pytanie najważniejsze: jakie jest zapytanie o ludzką krzywdę i jaką mamy na nie odpowiedź?
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka