Mieszkaliśmy wtedy w Nowej Hucie, już nie na Placu Centralnym a na Kazimierzowskim, niedaleko od "Wandy Dehy". Kto zna tę okolice wie, że jest tam miły bar o uroku starej, dobrej kufloteki. Kufloteki pamięta pewnie każdy, kto miał zaszczyt urodzić się nieco wcześniej niż tuż przed jedynie słusznym Okrągłym Meblem.
W tej knajpce bywał codziennie miejski głupek. No taki chłopek lekko niepełnosprawny, przygłupi po prostu, z jedną trzęsącą się ręką, maślanymi oczyma, ze słowotokiem godnym największych dziennikarskich sław w Polsce (znaczy się mógł mówić dużo i na każdy temat).
Zwykle siedział przy barze, podrywał kelnerki. Nigdy nie dostawał alkoholu, choć lubił opowiadać ile to on może. Kto podchodził do baru a widział, że głupek ma pustą szklankę, kupował mu coś słodkiego do picia. Czasem zapraszano głupka do stolika, ale były to paskudne rozmowy wypitych bywalców i kelnerki tego nie lubiły. Głupek chyba mieszkał z mamą, ale chyba najbardziej lubił tą kuflotekę przy tramwajowym przystanku na Kazimierzowskim, bo zawsze go tam widziałem. Kelnerki mu matkowały.
Ktoś mi opowiedział przy piwie w kuflotece historię, że była tam niegdyś niezła zadyma i napierdalanka. Taka na ostro, z demolką, tulipanami, pierścionkami na rękach i łamaniem krzeseł na osobach adwersarzy w ramach ustalania konsensusu i dochodzenia do wspólnych wniosków. I ponoć miejski głupek nie doznał ani draśnięcia. A jak przyjechała policja obywatelska i po prewencyjnym spałowaniu towarzystwa próbowała dociec w czym rzecz, to po długim sledztwie dopadła głupka, który cały iwent przesiedział ponoć przy stoliku, lekko skulony w sobie.
I ponoć zapytali go chłopcy ze stróżówki prawa, czy coś widział. I głupek powiedział prawdę:
- Widziałeś coś? Kto to był?
- Widziałem...
- Co?
- Muchę.
W okolicy, w której dziś mieszkam nie widuję miejskich głupków. Jeden sąsiad robi dla jakiegoś senatora, drugi ma restaurację. Widujemy się gdy nasz kot ucieknie na cudzą posesję. Jesteśmy dla siebie mili, grzeczni, kulturalni i co tam jeszcze. Podsyłamy sobie linki i lubimy przerzucać się osiągnięciami.
I jest super. Tylko czemu, kurwa, tęsknię do miejskiego głupka który widział muchę?
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura