536 lat mijało właśnie od śmierci Timura Kulawego zwanego przez Persów Timur Lang, a przez Europejczyków Tamerlan, kiedy do poszarzałej nieco, ale ciągle pięknej Smarkandy zjechali radzieccy archeolodzy z Moskwy.
Cel wyprawy był jasno określony –zbadać miejsce pochówku wspomnianego wyżej Tamerlana, mauzoleum Guri Mir i sprawdzić ekshumowawszy zwłoki czy Timur był rzeczywiście kulawy, jak podają źródła i legendy. Władca ów żyjący w latach 1336 – 1405 wsławił się wielce w historii Azji i całego świata. Znany był ze swej gwałtowności i patologicznego sadyzmu, które to cechy traktował jako nieodłączny element polityki. Bez Rego nie wyobrażał sobie rządzenia. A miał czym rządzić. Podbił całą Azję środkową, zdobył Delhi i Bagdad, w bitwie pod Ankarą zniszczył armię turecką i wziął do niewoli sułtana Bajazyta I. Obwoził go potem po świecie w klatce, czego nieszczęsny Bajazyt nie zniósł i umarł ze zgryzoty. Do wojny z Tamerlanem szykują się na pierwszych kartach „Krzyżaków” Maćko i Zbyszko z Bogdańca. Na szczęście do konfrontacji pomiędzy Polską a Timurem nie doszło, bo po czymś takim Sienkiewicz na pewno nie napisałby „Krzyżaków”.
Kim był Timur? Był Mongołem, wywodził się z plemienia Barłasów, jego ojciec był jednym z wodzów szczepu. Brzmi to groźnie, ale patrząc na inne monarchie Azjatyckie, choćby na Bagdad czy Delhi i porównując rządzących tam królów proporcje się zmieniają. Timur był tylko bardzo energicznym i rządnym władzy nikim. Aby jego makabryczna działalność miała jakieś ideologiczne podstawy Timur wojował w imię Allacha, był bowiem, jak wielu mongolskich władców mahometaninem. Prócz tego opiekował się sztuką i artystami, przynajmniej do chwili kiedy mu się nie sprzeciwiali. Sprowadzał więc do Samarkandy rzemieślników i artystów, kazał wznosić wspaniałe budowle, osobiście nadzorował prace, dobierał ornamenty dbając o wyrazistość i delikatność linii. Z równą pieczołowitością mieszał trucizny przygotowywane na swoich przeciwników politycznych (robił to sam) i nadzorował jak jego ludzie budują wieże, bramy i mury z głów ściętych wrogom. Sam także ścinał te głowy. To dzięki niemu Samarkanda wygląda tak jak wygląda (ciągle jeszcze, ale chyba już nie długo). Pałace i meczety pokryte milionami barwnych kamieni, lśnią w słońcu i cieszą oczy przywykłych do pustynnej monotonii wędrowców. Dziś miasto jest już cieniem dawnej wspaniałości, ale ciągle jeszcze możemy wyobrażać sobie jak piękne i wielki musiało być za czasów Timura. Na jednej z bram swojej stolicy kazał wyryć napis: Jeśli zwątpisz w naszą potęgę, spójrz na nasze budowle.
Racją bytu Tamerlana i jego państwa był ciągły podbój, permanentna wojna. W 1405 roku władca rozpoczął przygotowania do swojej największej wojny, chciał wyruszyć na Chiny. Umarł jednak w trakcie przygotowań. Miał 69 lat. Jego państwo rozsypało się, jak domek z kart. Timur nie stworzył żadnych polityczno administracyjnych struktur, które mogłyby utrzymać w całości ten wielki i zróżnicowany organizm. Cała władza opierała się na jego osobistym autorytecie i terrorze nieporównywalnym nawet z tym, który panował w państwie Czyngis Chana.
Człowiek, który wysłał archeologów do Samarkandy, zachowywał się prawie identycznie, jak ten którego zwłoki polecił ekshumować. Józef Wissarionowicz Dżugaszwili, zwany Stalinem również był nikim, a wszystko zawdzięczał niepospolitej energii połączonej z patologicznym sadyzmem. Państwo które zbudował również musiało prowadzić wojny, a on sam marzył o podboju świata. W jednym tylko Stalin różnił się od Timura. Tamten pozostawił po sobie piękną i lśniącą Samarkandę, której wygląd godził się z jego gustami, jak należy przypuszczać. Tymczasem to co w dziedzinie sztuki i architektury powstało pod wpływem Józefa Wissarionwicza należałoby jak najszybciej zakopać, tak by nikt nie miał świadomości, że w ogóle istniało. Ta drobna różnica nie przeszkadzała jednak sekretarzowi generalnemu partii Związku Radzieckiego zlecać prowadzenia prac naukowych wokół grobu Timura. Państwo Stalina podobnie, jak organizm stworzony przez Tamerlana rozsypało się w kilka dziesiątków lat po jego śmierci. Nie uległo co prawda takiemu rozpadowi, ale proces degeneracji ZSRR potwierdził znaną od wieków prawdę, że organizmy polityczne rządzone terrorem nie mają przed sobą wielkiej przyszłości. Ani Timur ani Stalin nie mieli świadomości tego faktu. Na korzyść tego pierwszego zapisać trzeba, że interesował się on przyszłością i liczył się z nią, czego o Stalinie w żaden sposób powiedzieć się nie da.
Archeologowie przybyli do Samarkandy raźno zabrali się do roboty. Timur pochowany w swym wielkim grobowcu dobrze zabezpieczył się na wypadek gdyby w przyszłości próbowali go odgrzebać jacyś maniacy, był przecież człowiekiem przewidującym . Dotarcie do wejścia komory grobowej nie było więc łatwe. Prócz kamiennych ścian grobu władcy broniła jeszcze przepowiednia. Mówiono, że gdy ktoś naruszy wieczny spokój władcy na świat spadną takie kataklizmy o jakich się jeszcze nikomu nie śniło.
Tamerlan nie mógł jednak przewidzieć, że przyjdą po niego radzieccy uczeni wysłani przez Józefa Wissarionowicza. Dla nich żadne przepowiednie nie miały znaczenia, byli twardo stąpającymi po ziemi realistami. Nie tylko przeszłość ustępowała przed nimi, świat cały korzył się u ich stóp, jak niegdyś u stóp Tamerlana.
Archeologom zależało na wynikach. Prace przy odgrzebywaniu wejścia do komory grobowej trwały bez przerwy, nawet w nocy. W końcu umorusani, ale szczęśliwi badacze wynurzyli się z czeluści. Świtało. Wstawał nowy dzień – 22 czerwca 1941 roku. Gdzieś tam, daleko od Smarkandy żołnierze Adolfa Hitlera forsowali graniczne rzeki.
Inne tematy w dziale Kultura