coryllus coryllus
246
BLOG

O błaznach i władzy

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 4

Czegóż tu się dziwić celebrytom i aktorom, że zaprzedani i posłuszni są władzy. Każdy kto choć trochę posmakował sławy, kto choć trochę powygłupiał się na scenie i zdobył jakąś tam popularność aspiruje do tego, by z władzą żyć w zgodzie. Bo władza jest jedynym gwarantem dobrych zarobków wszystkich komediantów, jak świat długi i szeroki. Nie zawsze ta było, ale teraz tak jest. Poprawcie mnie jeśli się mylę.

 
Wiele lat temu kiedy cierpiałem na bezsenność miałem zwyczaj oglądać program telewizyjny do tak zwanego oporu czyli do chwili kiedy na ekranie pojawił się obraz kontrolny. Tego już nie oglądałem tylko szedłem do łóżka.
 
Razu pewnego, mniej więcej około 3 w nocy TVP wyemitowała recital barda młodzieżowego zajmującego się poezją śpiewaną. Własną poezję wyśpiewywał ów bard, a imię i nazwisko jego nic mi w owym czasie nie mówiło. Postanowiłem obejrzeć ów recital. Telewizor był jeszcze czarno biały, więc dym od papierosów, który zasnuwał całą salkę koncertową uważałem z początku za defekt odbiornika. Był to jednak dym papierosów, palonych przez jakieś czterdzieści osób zgromadzonych przed niewielką sceną, na której stało puste krzesełko. Na scenę wszedł człowiek w okularach i fryzurze postawionej cokolwiek sztorcem. W ręku miał gitarę. Jak się okazało chwilę później, nie wiadomo po co.
 
Człowiek ów uderzając ręką w struny instrumentu, tak jak to czynią dzieci kiedy chcą przekonać dorosłych o tym, że grają, wydobywał ze swej ściśniętej jakimś cierpieniem krtani słowa tak beznadziejnie banalne, że nie sposób ich tu zacytować. Piosenki były głównie o nieszczęściach dotykających rodzaj ludzki i samego śpiewającego. Głosu osobnik ten nie miał wcale i naprawdę bardzo chciałbym dowiedzieć się, kto podsunął mu pomysł, że powinien śpiewać. Nieszczęśnik ów wykonał serię piosenek o tematyce smutnej przerywając je, co było zdumiewające, ironicznymi przemowami o tematyce wesołej. Pomyślałem wtedy, dlaczego, ach dlaczego pan ów nie zostanie konferansjerem tylko zadręcza nas tu śpiewem swym? On chyba pomyślał tak samo. Wszyscy, albo prawie wszyscy znacie człowieka, którego tu opisałem. To Piotr Bałtroczyk. Zwany przez niektórych kierownikiem cyrku.
 
Kiedy wiele lat później, po owym recitalu obejrzałem w telewizji już kolorowej po raz pierwszy program zwany przez złośliwców cyrkiem Bałtroczyka uśmiałem się, jak pszczoła. Czegóż tam nie było; Kabaret Moralnego Niepokoju, Grzegorz Halama, Maciej Stuhr, Ani mru,mru, nieistniejący już kabaret „Potem” i cała masa pomniejszych rozśmieszaczy. Kiedy obejrzałem ten szalenie zabawny program po raz drugi śmiałem się jeszcze głośniej, za dwudziestym drugim razem zgadywałem jaka będzie pointa i oburzałem się, że tym razem Muru, mru nie przyjechali i ciągle się śmiałem. W końcu mi przeszło. Już się nie śmieję.
 
Próbowałem ostatnio obejrzeć jeszcze raz ów cyrk Bałtroczyka, nie dało się. Wyłączyłem to po pięciu minutach. Niestety nie da się pokazywać ciągle tej samej śpiewającej małpy na rowerze, bo publika zamiast słuchać i uważać zacznie jej rzucać banany, a małpa miast śpiewać i pedałować zacznie się opychać owocem i zażąda więcej. To właśnie spotkało cyrk Bałtroczyka. Ze wesołych i bardzo wesołych numerów braci Wójcik została woda, zniknął gdzieś kabaret Łowcy.B najlepszy chyba kabaret wyhodowany na rodzimej glebie. Pan Bałtroczyk ( o ile to on jest za to odpowiedzialny) nasprowadzał, jakichś kabaretów z konkursów, wcale nie śmiesznych. Na przykład taka formacja Chatelet. Nędza, a pokazują to ciągle.
Najgorszym polskim kabaretem, obecnym niestety od początku epoki kabaretu w tak zwanej wolnej ojczyźnie, jest Kabaret Moralnego Niepokoju. Początek był pretensjonalny z zacięciem na dowcip intelektualny, nawiązujący podobno, bo stwierdzić się tego nie da na postawie tekstów, do kabaretów przedwojennych. Było to typowe zagranie PR właściwe absolwentom, filologii polskiej w Warszawie – skrzyżowanie misji a la telewizja polska z imieninami u cioci Władzi.
 
Kiedy okazało się, że kabaret to nie ambona i nie da się na estradzie aranżować kazań, bo te muszą być wygłaszane, kabaret zmienił nieco repertuar i pojawiły się nowe wątki i nowe postaci. Tępa żona, śmiejąca się tak jakby koń sikał na blachę, głupawy małżonek w siatkowym podkoszulku. Ojciec agresywny idiota prowadzący syna do dentysty. To się szalenie dobrze sprzedawało na różnych letnich imprezach, tak przynajmniej można było wnioskować z reakcji publiczności. Tego się jednak nie da pokazywać ciągle. Kiedy w dodatku jeszcze leci w telewizji program zatytułowany „Tygodnik Moralnego Niepokoju”.
 
Kabaret Moralnego Niepokoju mnie nie śmieszy. Śmieszył mnie natomiast długo kabaret „Ani mru, mru”. To były naprawdę zabawne, rozbudowane, ocierające się on czyściuteńki absurd, nie przegadane numery. I tak, aż do numeru z przyszłym zięciem, co chce się oświadczyć. Żal, naprawdę żal. W tej branży, jest zdaje się odwrotnie niż na rynku wydawniczym: człowiek piszący dużo książek nie musi się martwić spadkami formy. To się, jakoś gdzieś ukryje. Kabareciarz musi uważać, za duże napięcie wywołuje jego sztuka, żeby mógł sobie pozwolić na jakiś lapsus, na jakiś banał. O Łowcach.B już pisałem. To geniusze. Kabaret czystego nonsensu, prawie jak Mumio tyle, że niedoceniany. Nie widać ich.
Niestety taka formacja, jak oni potrzebuje jakiejś promocji i przygotowania. Pozostali jadą na haśle: kabaret to sztuka dla elit, co mają poczucie humoru. I sprzedają tę swoją sztukę szarym Kowalskim spędzonym nad latem nad jezioro Czos.
 
W małym mieście, nieopodal którego mieszkam, rządzi bardzo aktywny burmistrz. Ma ów pan zwyczaj organizować bardzo wystawne imprezy dla poszczególnych grup zawodowych naszego miasta. Kiedy przychodzi dzień nauczyciela zaprasza gwiazdy kabaretu. Był już Moralny niepokój, było Mru Mru.
 
Ludzie, którzy są spędzani na owe przedstawienia siedzą tam z minami smutnych mopsów, po pierwsze dlatego że widzieli to już trzydzieści razy w telewizji, po drugie bo znów zamiast pieniędzy dostali w nagrodę kabaret. Jest im smutno i czują się poniżeni przez to, że muszą oglądać po raz kolejny ten sam odgrzewany program tylko dlatego, że burmistrz ma ambicje i sadzi się na zapraszanie „intelektualnej rozrywki”. Tych ludzi to męczy, poza tym mają świadomość, że za godzinny występ bracia Wójcik dostaną 7 tysięcy złotych, a niektórzy z nich żeby tyle dostać muszą pół roku. Jak tu się śmiać?

 Nasuwa mi się w tym miejscu jeszcze inna myśl. Polska to jedyny kraj, gdzie błazny nie śmieją się z władzy i z ludzi pieniądza. Może byłyby te wszystkie kabarety mniej nudne, gdyby  zamiast numerów nabijających się z biednych, głupich i chorych oraz staruszek w moherach, ktoś zrobił skecz o Janie Kulczyku, albo o Ryszardzie Krauze. Ale na to chyba obaj wymienieni musieliby wyłożyć gotówkę

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura