Pzrypomniało mi się jeszcze to. Tekst był publikowany. Taka sobie ciekawostka.
Wyobrażacie sobie świat bez masowej produkcji towarów? Każda nawet najmniejsza rzecz musiała być w takim świecie wykonana przez specjalistę rzemieślnika, który dysponował swoimi narzędziami i swoją technologią. W takim świecie nie było dwóch identycznych guzików, ani dwóch identycznych butów. Zwolennicy wybujałego indywidualizmu mogą w tym miejscu zakrzyknąć – cudownie, wspaniały świat! Czy aby na pewno?
Kiedy spali się żarówka biegniemy do sklepu na dół i kupujemy identyczną z małym lub dużym gwintem. Nie musimy zastawiać się czy gwint będzie pasował do naszej oprawki w lampie, bo wiemy, że gwint jest znormalizowany czyli inaczej mówiąc wszystkie gwinty wyglądają tak samo. Cywilizacja funkcjonuje dlatego, że części zapasowe do jej podzespołów produkowane są masowo. Nie zawsze tak było. Błogostan, którym rządzi masowa produkcja – co może być niejakim zaskoczeniem – istnieje w znanej nam postaci od dwustu lat z małym hakiem. Pierwsze zaś towary produkowane masowo za pomocą znormalizowanych narzędzi zostały zaprezentowane w roku 1801 w Filadelfii.
Jeśli chcesz by ludzie coś zrobili zabroń im tego! Tak właśnie zrobili Brytyjczycy obejmują na początku XIX wieku USA blokadą gospodarczą. Nie wolno było wwozić do amerykańskich portów towarów z kontynentu, nie wolno było także dostarczać za ocena technologii umożliwiającej wykonywanie, ot choćby przedmiotów ze stali i żelaza. Pod koniec osiemnastego i na początku prawie cała światowa produkcja hutnicza skupiona była wówczas w rękach brytyjskich. Angielskie wyroby stalowe były najlepsze i najbardziej poszukiwane. Amerykanie więc zdani byli właściwie tylko na siebie ponieważ żaden z europejskich specjalistów technologii hutniczej nie zostałby wpuszczony na statek wypływający do Filadelfii czy Nowego Jorku.
W tamtych czasach właśnie zaczęła rodzić się amerykańska legenda o biednych chłopcach z farmerskich rodzin, którzy własnymi pomysłami i sprytem dorabiają się ogromnych fortun, legenda wynalazców, którzy z kawałka gwoździa, kilku drutów i sznurka produkują narzędzia służące wszystkim i wyręczające w pracy kilku lub kilkunastu ludzi. Taki właśnie był Eli Whitney - ojciec masowej produkcji. W sposób genialny wykorzystał on wytworzoną przez Brytyjczyków niszę gospodarczą – jeśli nie ma na rynku wyrobów stalowych trzeba je dostarczyć w takiej ilości, w jakiej to tylko jest możliwe. Rozpoczął karierę u kowala, już jako kilkunastoletni chłopak produkował gwoździe, które były wówczas – ze względu na brytyjską blokadę – towarem deficytowym i bardzo poszukiwanym. Kiedy produkcją gwoździ zajęli się także inni kowale w okolicy Whitney poszerzył asortyment o różne metalowe drobiazgi.
Wielki bawełniany boom na południu kraju podsunął mu pomysł na ulepszenie produkcji tkanin bawełnianych. Eli Whitney skonstruował maszynę, która na stulecie prawie zdominowała branżę włókienniczą i przyczyniła się do jej dominacji nad innymi gałęziami przemysłu, maszyną tą była odziarniarka do bawełny, którą w Ameryce nazywano cotton gin. Fabryka, którą założył Whitney zaczęła zarabiać krocie, uciążliwy proces przygotowania bawełnianego surowca do dalszego przerobu właściwie przestał istnieć. Ale największy sukces przyszedł później. Rosnące zagrożenie wojną spowodowało, że politycy w Waszyngtonie i dowództwo armii musiało w niezwykle szybkim czasie uzbroić w karabiny 10 tysięcy żołnierzy. Na wyprodukowanie tylu sztuk karabinów potrzeba było –stosując dotychczasowe metody produkcji około 6 do 10 lat. Generałowie nie mogli aż tak długo czekać. Trzeba było znaleźć człowieka, który podała temu zadaniu w maksimum dwa lata. Eli Whitney podjął się tego zadania.
Jego metoda produkcji wydaje się dziś naturalna, ale w tamtych czasach była to prawdziwa rewolucja. Jak już powiedzieliśmy, dzięki pomysłowi Brytyjczyków, by nie wpuszczać do Ameryki ludzi zaznajomionych z przemysłem i techniką, nie było w Stanach zbyt wielu bystrych i rozgarniętych pracowników zdolnych pojąc cały proces technologiczny, którego efektem jest na przykład karabin lub odziarniarka.
Dla Whitney’a nie było to żadną przeszkodą, miał bowiem do dyspozycji całą rzeszę niewykwalifikowanych robotników, z których każdy mógł się łatwo nauczyć wykonywania jednej prostej czynności. Whitney niczego więcej od swoich ludzi nie oczekiwał. Przygotował dla nich coś co po angielsku nazwane zostało „jigs” – dżigi, proste narzędzia do wykonywania prostych i bardzo precyzyjnych czynności. W ten sposób Whitney uzyskał kilka ważnych rzeczy – przyspieszył produkcję, uczynił ją bardziej dokładną i dał pracę wielu ludziom.
Kiedy w roku 1801 odbyła się w Filadelfii prezentacja nowych karabinów wyprodukowanych w jego fabryce zdumienie wojskowych decydentów nie miało granic. Skromny i nie wyróżniający się niczym szczególnym człowiek rozpakował pozawijane w materię kawałki żelaza, które na pierwszy rzut oka nie przypominały niczego użytecznego. W następnej chwili, własnymi rękami, zaczął je z trzaskiem montować i już po chwili każda kupka żelastwa zamieniła się w karabin składający się z części wymienialnych. To był prawdziwy przełom. Od tej chwili zamiast zaopatrywać wojsko w broń, która wymagała indywidualnych zabiegów, by przywrócić jej sprawność w razie uszkodzenia, żołnierze dostali do ręki proste i zdumiewająco łatwe w obsłudze narzędzie. Po demonstracji Whitney’a nic już na tym najpiękniejszym ze światów nie było takie, jak przedtem.
Inne tematy w dziale Kultura