coryllus coryllus
234
BLOG

O filmowej propagandzie

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 14

Polska jest jedynym chyba krajem w Europie, gdzie kręcenie propaństwowych i mitotwórczych filmów historycznych jest uważane za coś poniżej godności prawdziwego twórcy.

 
Dzieje się tak ze względu na natężenie propagandy (tak to trzeba nazwać) deprecjonującej takie produkcje, a nawet nie same produkcje tylko budżety na nie przeznaczone. Wampiryczna instytucja o nazwie Instytut Sztuki Filmowej czy coś co się jakoś podobnie nazywa, jest w tym względzie nieprzejednana. Reżyserzy zaś powtarzają jak mantrę, że teraz trzeba kręcić filmy kameralne o miłości, a jeśli o historii to koniecznie w manierze „odbrązawiającej”. Dlaczego?
 
W każdym kraju film traktowany był i jest nadal jako muza propagandystów, która wspiera państwo i państwu służy. Tak było od początku. Nie łudźmy się, że funkcja westernów była inna. Te filmy promowały Amerykę i amerykański styl życia. To było bardzo ważne wbrew pozorom, bo przekonywało ludzi, że Amerykanie są kimś wyjątkowym, kto daje sobie radę w każdych okolicznościach.
 
Nie ma w tym nic złego. Tak robią wszyscy. Kto nie wierzy, niech zobaczy kilka rosyjskich filmów z lat 60-tych lub ogromnych produkcji współczesnych o bitwach pod Plewną czy Połtawą. Ta propagandowa funkcja kina została przysłonięta w pewnym okresie przez rozmaite eksperymenty typu „kino niezależne” lub „autorskie”, ale teraz trend znów powraca tyle, że my w nim nie uczestniczymy, bo nie ma pieniędzy na fajne filmy o Polakach. Uczestniczą w tym za to Rosjanie, Ukraińcy i Niemcy.
 
Każdy może sobie robić filmy jakie chce, pod warunkiem, że trzymają jakiś artystyczny poziom i nie kłamią za mocno. Jeśli jednak filmy te oszukują lub zbyt nachalnie domagają się od widza wiary w jakiś przekaz, a odrzucenia innego przekazu, trzeba protestować. Jeśli oczywiście nie można zrobić niczego swojego na poziomie. Na razie nie można, bo wciąż Jerzy Hoffman uważany jest za autorytet w dziedzinie kina historycznego. Niech to szlag!
 
Rosjanie i Ukraińcy zrobili sobie film pod tytułem „Taras Bulba”, który jest „swobodną trawestacją” powieści Gogola, która z kolei była „swobodną trawestacją” historii kresów Rzeczpospolitej w wieku XVII. Osobiście uważam, że takie filmy powinny powstawać. Polacy w roli agresorów, ciężkie, mocarne chłopy gnębiące biednych Ukraińców, aż przyjemnie popatrzeć. Bohdan Stupka płaczący nad losem samostijnej – po porostu piękne. I ta polska zawziętość w mordowaniu, tropieniu i ściganiu dzielnych bojowników wolności! Husaria wyszła oczywiście świetnie.
 
Warto przy okazji przypomnieć, że formacja ta wbrew temu, co chcą przekazać ukraińscy i rosyjscy filmowcy, przegrała w swej historii dwie jedynie bitwy. Jedną pod Żółtymi Wodami, przy miażdżącej przewadze przeciwnika i niedoświadczonym dowódcy, drugą pod Gniewem ze Szwedem. Opowieść o dzielnych Kozakach, którzy rzucają się na husarzy i strącają ich z koni można więc włożyć pomiędzy opowiastki na dobranoc. Naprawdę piękne rzeczy w tych rosyjskich filmach pokazują, człowiek mimo kreciej działalności publikatorów, może po takiej projekcji znów poczuć dumę z tego, że jest Polakiem. Całą ta historia wyszła o wiele lepiej niż Hoffmanowe „Pogniem i zmieciem”, które było nędzą i rozpaczą w postaci krystalicznej.
 
Co innego taki film, jak „Walkiria”. Nie lubię historii o dobrych Niemcach. Nie lubię ponieważ uważam drugą wojnę światową za ciąg wydarzeń, które porównywalne być mogą jedynie z kataklizmami opisywanymi w Biblii. Odpowiedzialni zaś za to byli, są i będą Niemcy i uciec się od tego nie da. Nie ja to wymyśliłem i nie ja rozpętałem II wojnę. Wszelkie zaś kłamstwa na jej temat uważam, że początek drogi ku następnej światowej rozróbie. Opowieść o tym, jak dobry Staufenberg chciał zabić Hitlera, ale mu nie wyszło jest jedną wielką propagandową ściemą. Chcieli ale im nie wyszło?! Jak zwykle – można powiedzieć. A co by było gdyby wyszło? Separatystyczny pokój z aliantami? Czyim kosztem? Polaków oczywiście, których bohaterski Staufenberg uważał za podludzi, tak samo jest jego niedoszła ofiara - Hitler. Oczywiście, Staufenberg był arystokratą i na pewno nie kazałby zbudować tak okropnych obozów koncentracyjnych. Po zawarciu pokoju  siedzielibyśmy w zwykłych więzieniach lub pracowali w niemieckich gospodarstwach rolnych.
 
Niemcy mają swojego bohatera jednego na miliony zbrodniarzy i miliony tych, którzy zbrodnię zaakceptowali milcząc. My mamy dziesiątki tysięcy bohaterów oraz kilku skurwysynów. Zupełnie nie wiadomo dlaczego Instytut Sztuki Filmowej (czy jakoś podobnie) chce koniecznie kręcić filmy o tych ostatnich.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Kultura