Wśród wielu mitów dotyczących przedwojennego wojska jest i taki, który mówi o tym, że każdy polski oficer, jeśli zdarzyło mu się puścić w towarzystwie bąka, powinien natychmiast popełnić samobójstwo. Biorąc pod uwagę jakość przedwojennej, szczególnie kresowej, kuchni, nie chce mi się w to wierzyć. Gdyby tak było po każdej większej uroczystości w pałacowych parkach odnajdywano by przynajmniej sześć trupów w mundurach różnych szarż.
Prawda to czy mity jedynie – nieważne. Ważne jest to, że oficer wojska polskiego dziś, nawet gdyby mu się zdarzyło narobić w spodnie w obecności królowej angielskiej, nie tylko nie popełnił by samobójstwa, ale wręcz zdjąłby odzienie i wytrzepał jego zawartość na oczach majestatu. Skąd mam taką pewność? Przez długi czas mieszkałem w mieście garnizonowym. O ile będąc dzieckiem patrzyłem z ciekawością i podziwem na ojców moich kolegów, którzy chodzili w mundurach, o tyle jako dorastający młodzieniec miałem do owych mundurów stosunek mocno krytyczny.
Pewnie nie uwierzycie, ale mam wrażenie, że to nie ja się zmieniłem. Ojcowie moich kolegów, byli to wszystko ludzie w randze kapitana, najwyżej majora. Sympatyczni panowie bez żadnych tam szajb i odlotów. Miło wspominam lekarzy w mundurach, którzy przychodzili do nas do domu kiedy leżałem z czterdziestostopniową gorączką i jakimiś wrzodami w gardle. Nie zapomnę nigdy pana doktora w stalowym mundurze, który usunął mi trzeci migdał.
Zdarzały się oczywiście przypadki panów oficerów o, delikatnie mówiąc, dziwacznych obyczajach, jak choćby pewien major, który nosił dwa zegarki – jeden na lewej, a drugi na prawej ręce. Był to jednak wyjątek. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że całe to wojsko spsiło się gdzieś w latach osiemdziesiątych. Wtedy wszystko się załamało. Coraz więcej pito i coraz więcej zgłaszano pretensji do całego świata. Owe pretensje pozostały do dziś. Tym co wyróżnia oficerów wojska polskiego dziś, tym po czym się ich poznaje, jest stosunek do pieniędzy.
Oficerowie nie zarabiają mało, nie wydają pieniędzy na ubrania, na mieszkanie i mają dostęp do niskooprocentowanych kredytów. Mimo to ciągle narzekają, wielu z nich dorabia po godzinach, jako ochroniarze w klubach lub wykonując inne cywilne fuchy. Czasami dochodzi do patologii, jak ta sprzed kilku lat, kiedy to pewien porucznik wystawił własną żonę na ulicę i zapewniał jej „ochronę”, a wszystko po to, by podreperować sobie domowy budżet. Takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia w przedwojennej armii. To biadolenie i rozliczanie wszystkich z każdego grosza i narzekanie na swój ciężki i nie do pozazdroszczenia los.
Nie potrafię opisać tego szczególnego traktowania własnej kieszeni przez mundurowych bez posłużenia się przykładem. Oto on. Pomimo, że zwykle porywam się w życiu na przedsięwzięcia wymagające sporych zdolności manualnych, sam takowych nie posiadam. Nie potrafię, dla przykładu, zbić z desek porządnej budy dla psa. W składzie ogrodniczym buda taka kosztuje około 300 złotych i to jest poważna kwota, której na pewno nie wydałbym na psią budę. Całe szczęście po świecie snują się jeszcze takie typy, jak niejaki pan Rysio, który bardzo porządne mieszkanie dla mojego psa zrobił licząc sobie za robotę jedyne 80 zeta. Deski i papa były oczywiście moje.
Poszedłem pochwalić się moją znajomością z panem Rysiem do sąsiadów i opowiedzieć o budzie. Akurat na tarasie siedział ich znajomy, oficer, misjonarz, człek majętny i nie troszczący się o jutro, tak jak robię to, na przykład, ja.
- Budę mi zrobili – mówię – za osiem dych! Super cena!
- Za osiem dych – on na to – tyle pieniędzy zapłaciłeś za budę!? Dla psa?! I jeszcze pewnie musiałeś swój materiał dołożyć?!
No i gadaj tu z takim. Czy taki oficer wstąpi kiedyś w mundurze do kawiarni? Czy kupi swojej żonie bukiecik niezapominajek, albo wejdzie do księgarni i poprosi o jakiś tomik poezji? A gdzie tam! Facet żałuje ośmiu dych na całkiem porządną budę dla zwierzęcia.
A wyobraźcie sobie teraz, że to nie saper tylko kawalerzysta i musi się jeszcze zająć swoim koniem. Nie ma na siodło, bo przed wojną na te siodła przeważnie im brakowało z pensji i musieli się zapożyczać. W jakim stanie byłby ten koń i to siodło gdyby trafiły w ręce faceta, który nie szanuje pracy innych?
Mój kolega, który ma stały kontakt z oficerami niższych rang, nie ukrywa swojej dla nich pogardy i bez przerwy powtarza – trepów trzeba tępić. Pewnie nie ma racji, ale skądś się to pogardliwe określenie oficera wziąć przecież musiało. Prawda?
Inne tematy w dziale Kultura