coryllus coryllus
1349
BLOG

Dlaczego ludzie uprawiają seks poza domem

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 31

Tekst ten już publikowałem, pod jednym ze swoich licznych pseudonimów artystycznych.

W czasach realnego socjalizmu odpowiedź na tak postawione pytanie była oczywista: bo nie mają warunków w domu. Za ścianą mieszka mama, albo siostra ze swoim drugim mężem. Nie można przesunąć krzesła, żeby ktoś nie zachrząkał znacząco w drugim pomieszczeniu, strach pomyśleć co by było gdyby zaczęło skrzypieć łóżko.
 
Pewien prowincjonalny sportowiec, świeżo po ślubie musiał zamieszkać w małym domku wraz ze swoim bratem, jego żoną i kilkuletnim bratankiem. Po południu i w nocy dom był pełen ludzi i nawet nie można było pomarzyć o tych sprawach. W dzień sportowiec zostawał z małżonką sam, a jego brat ze swoją połowicą wychodzili do pracy. Nie rozwiązywało to palących problemów naszego sportowca, bo w domu zostawał kilkuletni chłopczyk, dziecko bystre i ciekawe świata dorosłych. Rzecz jasna życiu w takich warunkach towarzyszyło ogromne napięcie nerwowe, odwrotnie proporcjonalne do metrażu na jakim musiały gnieździć się obydwie rodziny. Nasz bohater początkowo próbował zachęcić swojego bratanka do zabawy z kolegami, ale dziecko miało naturę refleksyjną i mało dynamiczną, wolało siedzieć w domu i patrzeć jak wujek gładzi dłonią włosy cioci. Mógł ów chłopiec patrzeć na to godzinami – bardzo się przy tym uspokajał. O tym żeby dzieciaka przestraszyć i krzykiem wyekspediować na dłuższy spacer po lesie czy okolicznych łąkach nie mogło być mowy, bo na pewno poskarżyłby ojcu, że wujcio na niego nakrzyczał i mogłoby to dramatycznie pogorszyć warunki bytowo-lokalowe naszego bohatera. Jedynym ratunkiem był sklep. Kiedy rodzice malca zamykali za sobą drzwi i udawali się na pobliski przystanek autobusowy, żeby dojechać do miasta, wujcio z miną kalifa z Bagdadu sięgał do kieszeni, wyjmował stamtąd monetę i wielkopańskim gestem kładł ją w malutkiej dłoni dziecka.
- Idź kochany – mówił - kup sobie dropsy – tylko nie biegnij, idź powoli, żebyś się nie spocił i nie przeziębił na wietrze.
Dziecko było posłuszne i rzeczywiście drogę do sklepu i z powrotem pokonywało spacerkiem. 
Temperament wujcia i cioci był jednak tak ogromny, że pewnego popołudnia dziecko stanęło przed swym ojcem i głosem łamiącym się od płaczu zakwiliło – tato, ja już nie daję rady jeść tych dropsów.
Ojciec początkowo nie zrozumiał o co malcowi chodzi i kto wmusza w niego dropsy. Szybko jednak zorientował się o jakie dropsy chodzi i kto za tym wszystkim stoi. Nasz sportowiec być może uniknąłby przykrej rodzinnej scysji zakończonej wyrzuceniem go na bruk wraz z małżonką, ale nie rozumiał, że jego brat przeżywa podobne męczarnie, tyle że nie ma możliwości kogokolwiek wysłać po dropsy. Do porozumienia nie doszło, bo tak już jest, że w sprawach dotyczących seksu trudno o jakiekolwiek porozumienie, nawet pomiędzy braćmi.
 
W czasach trochę nam bliższych na uprawienia seksu w samochodzie skazani byli głównie studenci zamieszkujący pokoje klitki razem z innymi studentami. Odnalezienie tam choćby cienia intymności było niemożliwe, ludzie w akademikach snuli się zawsze tabunami po korytarzach, przesiadywali w pokojach wypełnionych dymem papierosowym i zapachem kiszonych ogórków. Nie było mowy o żadnym romantyzmie. O każdą chwilę intymności trzeba było żebrać u kolegów, którzy wcale nie mieli ochoty iść do kina, ani na spacer. Najchętniej siedzieliby w pokoju od rana do nocy i palili śmierdzące papierosy strzepując popiół do szklanek z niedopitą herbatą. Jeśli ktoś ze studentów dysponował samochodem czuł się szczęśliwy i wolny – jechał nad rzekę lub do lasu i tam wśród śpiewu ptaków, szumu drzew i bzyczenia pszczół i os oddawał się zapamiętale rozpuście. Kłopot był kiedy samochodu nie było. Pozostawało ubłagać współlokatorów by zabrali swe szanowne cielska i pochodzili trochę po zabytkowej części miasta, w którym mieściła się uczelnia i akademiki. Lepiej w takich razach było nie doradzać kolegom udania się na piwo lub wypicia kilku głębszych w barze, bo to się z reguły kończyło źle. Wracali bowiem owi koledzy zupełnie niespodziewanie w środku ociekającej seksem nocy, pijani w trupa, z pieśnią o rozwijającym się kwiecie rozmarynu na ustach. Na ich ramionach wisiały nie znane nam lafiryndy, wywleczone z baru i obłaskawione ćwiartką wódki wybełtaną z jakimś słodkawym i kolorowym świństwem. Larwy te chichotały lubieżnie, co słychać było w całym budynku, a ciągnący je za sobą kolega mówił do nich teatralnym szeptem; ciiiiiiii, kochana, ciiiiiii, tego frajera zaraz wykopiemy z pokoju, i będzie zabawa, tylko ciiiiii….
Niedobrze więc było proponować kolegom wyprawę do lokalu gdzie prowadzono wyszynk alkoholi. Niedobrze było w ogóle im wierzyć, kiedyś bowiem zdarzyła się taka sytuacja, że jeden ze studentów, zapragnął sfinalizować swą kilkutygodniową już znajomość z pełną wdzięku i obdarzoną wielkim biustem dziewoją z pobliskiego osiedla, pracująca w zakładzie fryzjerskim. Wszystko było dogadane, wino kupione, podłoga wymyta, obrus leżał na stole, a kolega zgodził się wyjść na cały wieczór i noc.
Ci którzy mieszkali w pokoju obok do dziś wspominają tamte wypadki, a do niektórych, to co słychać było zza ściany, powraca dzisiaj w snach. Nie znają jednak owi ludzie całej prawdy o wydarzeniach tamtej nocy. Kiedy nasz szczęśliwy student podniósł się w końcu uwalniając fryzjerkę z uścisku swych muskularnych ramion, kiedy pozbierał prezerwatywy z podłogi i poszedł wyrzucić je wszystkie do kosza, który stał w ogromnej ściennej szafie, która z kolei była wbudowana w ścianę każdego pokoju, zastał w owej szafie głupawo uśmiechniętego współlokatora, który miał być w kinie, ale powodowany upiorną ciekawością i niezdrowym zainteresowaniem sprawami płci został i ukrył się we wspomnianej szafie. Gdyby nie seria intensywnych stosunków płciowych i wypita na leżąco „z gwinta” butelka wina, gdyby nie to, doszło by może wówczas do przewlekłej bójki na pięści. Nasz student jednak zbyt był wyczerpany i co tu dużo mówić przerażony swym odkryciem. Zdobył się więc tylko na serię niewybrednych wyzwisk i otwarcie drzwi, w które następnie wprowadził swego kolegę i poczęstował go na odchodne kopniakiem. 
 
Seks w samochodzie dzisiaj, a seks w samochodzie dawniej, w czasach kiedy najłatwiej dostępnym samochodem był Fiat 126p. to zupełnie różne rzeczy. Dziś można sobie rozłożyć siedzenia, można podnieść kierownicę, jak ktoś nie lubi seksu na leżąco, można zrobić bardzo wiele rzeczy. W samochodzie Fiat 126p można było co najwyżej odmówić różaniec. Byli jednak tacy, którzy nie dawali za wygraną i uprawiali seks w maluchu. Kończyło się to różnie, ale przeważnie nie obywało się bez głębokich otarć naskórka. W skrajnych przypadkach dochodziło do potłuczeń głowy i kości ramion i nóg.
Niedobrze było uprawiać seks w samochodach zaparkowanych na skraju lasu. Pracownicy lasów państwowych, zwłaszcza ci posiadający dubeltówki, należą bowiem do najbardziej złośliwych i nieprzychylnych ludziom stworzeń zamieszkujących knieje. Kiedy taki jeden z drugim, zauważy na leśnym dukcie samochód rytmicznie poruszający się w górę i w dół, a ma przy sobie strzelbę, na pewno cichutko zbliży się do auta i nie uprzedzając nikogo wypali obydwu rur w powietrze. Nie myśl nawet drogi czytelniku o tym, co może czuć człowiek, któremu w ten sposób przerywa się miłość z ukochaną kobietą, albo nawet nie z ukochaną, tylko z jakąś poznaną przypadkowo i akurat mającą kilka wolnych chwil. Tego nie da się opisać. Ci, którzy po czymś takim nie wylądowali na oddziale psychiatrycznym lub nie osunęli się bezwładnie w alkoholizm lub narkomanię zasługują na pomnik i dożywotnią rentę. To prawdziwi bohaterowie.
O wiele bezpieczniej jest zatem zrezygnować z seksu w samochodzie. O wiele wygodniejszy jest seks na dachu. Już Grzegorz Markowski śpiewał w nieśmiertelnym utworze „Autobiografia” – gdzieś na dach wyniosłem koc – to dobry pomysł, na dachu nie ma bowiem gajowego z dubeltówką, nie ma nawet kominiarza, są tylko gołębie i cisza. Jeśli człowiek ma kłopoty lokalowe seks na dachu wieżowca lub kamienicy jest jednym z najlepszych rozwiązań kłopotliwej sytuacji. Niestety nie jest to sposób do zastosowania pomiędzy końcem września, a początkiem maja. Nie trzeba się jednak tym martwić, bo kolejne rządy obiecują rozwiązanie kłopotów mieszkaniowych Polaków i trzeba wierzyć, że kiedyś to wreszcie nastąpi.
 
A teraz kilka słów wyjaśnienia. Drodzy czytelnicy, kilka miesięcy temu rozpocząłem na moim blogu cykl tekstów poświeconych przenoszeniu mojego drewnianego domu ze wsi. Nie sądziłem, ze spotka się on z takim zainteresowaniem, ba nawet z entuzjazmem. Wszystkie odcinki tego cyklu trafiały zawsze na stronę główną, bo ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu również administracja salonu uznała je za cenne dla jakości tego miejsca. Jeden z odcinków, osiemnasty, ten z fotografiami, trafił nawet na samą górę. Było to wczoraj z rana. Ucieszyłem się, jak nie wiem co, bo choć nie jestem człowiekiem skromnym i pokornym, to nadludzkim wysiłkiem woli staram się wywołać u siebie te przymioty. Tak więc, nie pomyślałem, że mi się ten zaszczyt słusznie należy, pomyślałem że spotkało mnie wyróżnienie. Dziś rano napisałem odcinek dziewiętnasty, zrobiłem to ponieważ jutro rozpoczyna się głosowanie w konkursie „Blog roku”, w którym biorę udział. Jest to odcinek kluczowy, bo opisuję w nim samą budowę właśnie. Niestety nie znalazł się ani przez sekundę na stronie głównej, w dziale „Wspomnienia”. Nie mnie sądzić dlaczego. Spadł po piętnastu minutach z listy bocznej i zaginął gdzieś w czeluściach salonu. Z moich pobieżnych szacunków wynika, że opowieść o przeniesionym domu czytało ponad sześćset osób. Myślałem, że to wystarczy, by pojawić się choć na kilka chwil na SG. Myliłem się. Oto więc, co postanawiam; przestaje kontynuować cykl o domu, jest on bowiem zbyt mało atrakcyjny i ma za słabą klikalność, by gościć na SG. Od tej chwili dobrowolnie idę w poddaństwo do administracji salonu. Nawet jeśli panowie Janke i Krawczyk będą mnie stąd wypychać nogami, ja i tak będę pisał teksty o sprawach, które podnoszą klikalność. O seksie, polityce i moich przemyśleniach na temat Pisma Świętego. Wierzcie mi, że nie są one wcale gorsze czy mniej głębokie od tych, które się tutaj publikuje. Możecie mi także wierzyć, że ani razu nie popadnę w wulgarność i wyrzucić mnie nie będzie za co.
Pozdrawiam wszystkich swoich czytelników.
Coryllus
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Rozmaitości