Pisałem już o tym, ale jeszcze powtórzę – nie lubię filmów o bandytach, nawet o bandytach szlachetnych. Zaś fascynację ludzi roszczących sobie pretensje do ilorazu, światem przestępczym i jego wyczynami, napawają mnie obrzydzeniem i wywołują zażenowanie. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok filmu takiego jak „Ojciec chrzestny II”. Wiem, że to wszystko jest fikcja, wiem, że bandyci nie zachowują się w ten sposób, a ich consilieri nie wyglądają tak, jak Robert Duval. Wiem to wszystko, ale nie potrafię pozostać obojętnym wobec tego fascynującego filmu.
Najbardziej zaś podoba mi się w tym filmie scena, kiedy jeden z zaufanych ludzi Michaela Corleone postanawia sypać, bo doszedł do wniosku, że to będzie dla niego o wiele bardziej korzystne niż pozostawanie nadal w strukturach organizacji. I tak to rzeczywiście wygląda na pierwszy rzut oka. Sytuacja jest beznadziejna – Michael Corleone nie wie co zrobić, bo tamten wie wszystko i zaraz powie to prokuratorowi. Koniec jest bliski. I wtedy consiliere wpada na genialny pomysł! – Sprowadźmy jego brata z Sycylii – mówi. Prywatny samolot leci do Europy, ludzie w gajerkach odrywają starego i pomarszczonego wieśniaka od pracy przy oliwkach i wiozą go za ocean. On nie protestuje, bo wyjaśnili mu o co chodzi i on wie, że sprawa jest poważna. Rudymentarna wręcz. Nie zna angielskiego, wie jednak, że nie będzie mu to potrzebne. Przed wyjazdem zdążył się tylko przebrać w odświętny strój – ma na sobie białą koszulę, kamizelkę i dziwny sznurek z pomponami zawiązany pod szyją. Na wsi zadawał w tym szyku po nabożeństwie, ale w sali sądowej w Nowym Jorku wygląda po prostu komicznie. Nikt jednak się nie śmieje kiedy go tam wprowadzają. Staruszek siada sobie na ławeczce i patrzy. Nic nie mówi tylko patrzy.
Jego brat-sprzedawczyk będzie dziś oficjalnie zeznawał przed sądem. Ma tylko powtórzyć to co już powiedział prokuratorowi i koniec, żadnych fajerwerków. Kiedy jednak widzi swojego, starszego, milczącego i komicznie przebranego brata przestaje mówić w ogóle. Bracia patrzą na siebie długo, ten starszy nawet nie mruga, i nagle staje się cud. Brat-zdrajca odwołuje wszystkie zeznania, wszystko co do tej pory powiedział zostało na nim wymuszone przez prokuratora – tak twierdzi. Myślicie, że uratował w ten sposób życie? Akurat! Uratował tylko to co tam na Sycylii było wartością najwyższą – omerta – milczenie, honor i solidarność grupy. Po całej sprawie i tak musiał popełnić samobójstwo. Starszy brat zaś nawet z nim nie porozmawiał, prosto z sali sądowej odjechał na lotnisko i wrócił – tego samego dnia jeszcze – do swoich oliwek.
Mieliśmy tu ostatnio na salonie sytuację, która aż się prosiła i przywiezie starszego brata z Sycylii. Niestety my Polacy postawieni jesteśmy w sytuacji daleko mniej komfortowej niż mieszkańcy tej pięknej wyspy. Więzi społeczne są u nas słabsze, a kontakty ze starszymi braćmi bywają dużo mniej owocne, a często są wręcz rozczarowujące – wiem po sobie.
Oto ktoś, nie wiadomo za bardzo kto – Gosiewski czy Hoffman, czy jakiś inny członek PiSu coś tam bąknął na temat sojuszu z SLD. Od razu odezwały się głosy potępienia, od razu wytoczono ciężkie działa, którymi parę osób chciało strzelać do Kaczyńskich. Argumenty przeciw były rzecz jasna natury moralnej. No bo, jakież inne być mogły – wszak chodzi o to by pozostać czystym i nie skalanym aż do śmierci. I ja się z tym właściwie zgadzam, stawiam jednak pewien istotny warunek – nie wolno przy takich chętkach i planach zajmować się polityką. I nie będę tu wypisywał nic na temat sztuki zawierania kompromisów i temu podobnych dyrdymałów.
Kaczyński powiedział w końcu, że żadnego sojuszu nie będzie. Uspokoiło się? A gdzie tam! Dalej toczy się gadka o tym co by było, gdyby był i jak należałoby się wtedy zachować. Rzucić orderami o ziemię czy siedzieć cicho?
Ja nie rozumiem tych dylematów, może dlatego, że nie jestem aż tak mocno zaangażowany emocjonalnie w Jarosława Kaczyńskiego, jak niektórzy koledzy, a może z jakichś innych powodów.
Jeśli więc nie ma mowy o sojuszu, to przestańcie o tym gadać i nakręcać koniunkturę magikom od lansu. Jutro bowiem wyprodukują nowego newsa, którego zacznie rozpowszechniać jakiś innych błyskotliwy osobnik. I co? Też się dacie podejść, też zaczniecie drzeć szaty i rozpaczać, że Kaczyński położył się tam gdzie stało ZOMO?
Na razie to jest rzucanie śnieżkami, a wy już pękacie. Przed wyborami prezydenckimi mogą rzucić jeszcze czymś cięższym. I co tedy będzie. Płacz? Leżenie krzyżem?
Uważam, że jedyną skuteczną i ważką reakcją na tego typu opowieści jest postawa tego starszego brata z sali sądowej w Nowym Jorku. Trzeba milczeć i uważnie się tym ludziom przyglądać. Może sami zrozumieją co powinni zrobić.
Inne tematy w dziale Polityka