coryllus coryllus
1299
BLOG

Literatura SF nadaje się do śmieci

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 46

Ja wiem, że zaraz odezwą się miłośnicy Stanisława Lema, Phillipa K. Dicka i innych specjalistów od Światów Dysku i temu podobnych spraw. Wiem to i się nie lękam, a nie lękam się ponieważ już dawno skończyłem z wszelkimi nałogami, z odurzaniem się nikotyną, alkoholem i kiepską literaturą. Została mi tylko kawa, wypijam jej dużo, ale tak jestem skonstruowany, że nie wpływa to na moje ciśnienie w widoczny sposób i nawet chce mi się jeszcze bardziej spać po tej kawie.

 
Jeśli ktoś chciałby wyznaczyć funkcje rozmaitym gatunkom literackim, powiedzieć po prostu po co one są, pomijając prosty aspekt przyjemności z czytania, który tak naprawdę wcale prosty nie jest, bo ludzie czerpią przyjemność z tak dziwacznych rzeczy, że strach, jeśliby ktoś spróbował to zrobić, wyszłoby mu, że literatura SF to taka emocjonalna wódka, albo metafora. I koniec. Nie mówcie mi tylko, że jakiś współczesny pisarz przewiduje w swych dziełach co się stanie na Ziemi za 100 lat, bo takie głodne kawałki są już nie dla mnie.
 
Odurzający charakter tej literatury bierze się z jej schematyczności. Mamy ciągle tych samych bohaterów, którzy robią te same rzeczy. Ratują świat albo ukochaną kobietę z rąk wstrętnego robota lub rozwiązują piekielnie trudne zagadki z dużą ilością niewiadomych. To jest właśnie w tym wszystkim najnudniejsze i najgorsze, ale dla ludzi, którzy lubią sobie strzelić coś głębszego nie ma większej przyjemności. Gromadzą więc na półkach całe rzędy książek w miękkich okładkach, na których namalowane są cycaste wojowniczki obdarzone udami zapaśników lub olbrzymie jednostki latające, które mkną od jednej mgławicy do drugiej.
 
Literatura SF była kiedyś obszarem, który interesował jedynie młodych ludzi, w dodatku interesował w sposób szczególny. Oto im kto miał więcej pryszczy na gębie, im mocniej wstydził się pogadać z Jolką, która już w ósmej klasie nosiła miniówy i chodziła na zabawy, tym większy był z niego miłośnik prozy fantastyczno-naukowej. Z czasem frustracje te rosły, ale także powszedniały i człowiek się do nich przyzwyczajał. Nie minęły nigdy, ale życie potoczyło się jakoś i dziś miłośnik prozy SF dobiega czterdziechy i ma kochającą żonę oraz dwójkę dzieci. Z literatury SF nie wyleczył się jednak  i z czasem, jak dojrzewał, jak stawał się mądry, jak robił doktorat i przymierzał się do habilitacji nadawał jej różne inne znaczenia, niż to jedno pierwotne, które go przy niej trzymało na początku.
 
Najważniejszym zaś znaczeniem, które nasz miłośnik nadał swojej ukochanej niszy literackiej jest to, że tłumaczy ona świat za pomocą metafor. I ja się właściwie z tym zgadzam, choć jak już kiedyś nadmieniałem, jestem zwolennikiem dosłowności, bo jak ktoś kochani – z przeproszeniem –pierdzi to po prostu pierdzi, a nie puszcza wiatry. Zgadzam się z tym, że otaczający nas świat musi być opowiadany za pomocą metafor, bo są takie sytuacje i zjawiska, których inaczej się po prostu opisać nie da. Są, wierzcie mi. Nie zdarzają się one jednak często i nie są to sytuacje i zjawiska typowe. One nawet nie są nietypowe. One są po prostu zjawiskowe i tak zaskakujące, że człowiek mimo wysiłków nie może na ich widok zewrzeć szczęk, nawet pomagając sobie ręką. I wtedy właśnie przydaje się metafora. Ona przydaje się także ludziom o nieco cieńszej niż moja skórze, którzy nie chcą artykułować pewnych treści wprost, bo ich paraliżuje od środka, są tacy ludzie – wrażliwi, delikatni, lekko przeczuleni i im także przydają się metafory.
 
Nie wiem jednak czy do tej kategorii zaliczyć by można wszystkich pisarzy SF i ich czytelników. Nie jest bowiem literatura fantastyczne jedynie obszarem, na którym rozstrzygają się skomplikowane losy młodzieńców walczących ze smokami i naukowców pokonujących złośliwe stwory z planety Spectra. Ona dotyka także spraw głębszych i ważniejszych dla naszego życia codziennego. Spraw politycznych i społecznych po prostu. Nie chodzi mi tutaj o jakieś wizje społeczeństw przyszłości, o jakieś przepowiednie totalitarne, o jakieś proroctwa nieszczęść straszliwych. Chodzi mi o coś zgoła innego. O to mianowicie, że od zawsze właściwie słyszałem, jakoby literatura SF, polska literatura wypełniała misję polityczną za komuny. Tłumaczyła bowiem ona młodym ludziom to co nie mogło być przekazane w inny sposób. Nie mogło być ponieważ panował zamordyzm, ZOMO, partia przewodnia i Albin Siwak. Jednak dzięki istnieniu nurtu w literaturze zwanego SF młodzi ludzie fascynując się treścią i wizjami tam zawartymi odkrywali, poprzez metaforę właśnie, prawdę o świecie ich otaczającym.
 
Gówno prawda kochani. Niczego nie odkrywali. Żeby to odkryć, że właśnie o to chodzi, musieli przeczytać stosowną recenzję zamieszczoną w ponurym, jak murzyńskie więzienie miesięczniku „Fantastyka”. Dopiero wtedy odkrywali. Takie zaś odkrycia są nic nie warte i nadają się na wkładki do butów. Przyjmijmy jednak, że się mylę i czepiam, że to nie tak, że prawda jest po stronie pisarzy SF, którzy muszą swe wizje przelewać na papier, bo inaczej ciśnienie w czaszeczce rozwali im łeb, a jak nie to, to przyjedzie jakiś Siwak z zomowcami i spuści im łomot i oni muszą to wszystko zapisać, zanim rozlegnie się stukanie do drzwi. Przyjmijmy, że tak jest.
 
Wtedy, pomijam tych, którzy uprawiają prozę wizyjną, literatura ta powinna zaniknąć wraz z Siwakiem. No bo skoro nie ma zagrożeń, wszystko jest wyjaśnione, a na straży naszego bezpieczeństwa stoją właściwie przeszkoleni policjanci, skoro prawda, dobro i piękno zwyciężyły i tylko gdzie niegdzie prawicowy kapitalista wyzyskuje lewicowych działaczy, lub na odwrót – lewicowe bojówki zagrażają wolności słowa, skoro tak jest to po co nam tam proza? Już nic nie trzeba wyjaśniać za pomocą metafor! Wszystko jasne. Oczywiście świat nie jest idealny, ale można przecież o tym powiedzieć wprost – bez metafor rodem z innej planety. Nie można! Naprawdę?! No, kurcze, dlaczego?!
 
Nie można, bo wtedy wydawnictwa żyjące z SF musiałby zostać zamknięte. Bohaterscy i walczący ze złem, a także tłumaczący młodym naszą złożoną rzeczywistość pisarze musieliby wziąć się za jakąś uczciwą robotę. Nie można, bo mówienie wprost, które jest oczywiście możliwe wymaga dwóch rzeczy – odwagi i talentu. Nie ma bowiem trudniejszej rzeczy i opisanie tego co akurat mamy przed oczami. Bez metafor. Po prostu. Pisarze SF wiedzą o tym doskonale i nigdy się tego nie podejmą, bo wspomnienie pryszczy na gębie i Jolki w miniówie paraliżuje ich od środka.
 
Jest jeszcze sprawa Siwaka. On nadal żyje. Nie słyszeliście? Żyje i ma się dobrze, tylko w telewizji pokazują go rzadziej i w przebraniu. Ale o tym także można mówić wprost. Odwagi przyjaciele. Można mówić wprost.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Polityka