Nie mogę opanować zdenerwowania kiedy słyszę o tym, jak to Niemcy maja wkrótce dokonać rozbioru Grecji, zabierając jej wyspy w zamian za długi. A kiedy zaś już Niemcy rozprawią się z Grecją zabiorą się za Polskę. Mamy wszak dziurę budżetową, deficyt, nieudolny rząd i inne obciążenia, które niechybnie ściągną na nas katastrofę.
Dwojaką barwę mają głosy przepowiadające te czarne wydarzenia. Niektórzy piszą o tym z żalem, a inni z trudną do ukrycia satysfakcją. I jedni i drudzy widzą już siebie w roli proroków, którzy – po dokonanych przez Niemcy aneksjach – będą rozdzierać szaty lub wołać – a nie mówiłem! A nie chcieliście mnie słuchać! I co teraz. I jeden i drugi rodzaj aktywności – szaty i wrzaski – da tym ludziom wiele satysfakcji i zwróci na nich uwagę tłumów, a może także mediów. Nie sądzę by w tych proroctwach chodziło o coś więcej – gdzieś tam na dnie duszy kołacze się im myśl, że takie właśnie dramatyczne wydarzenia byłby znakomitym tłem do zaprezentowania własnej osoby, własnych poglądów i, być może, uzyskania jakichś wpływów, jeśli nie w państwie, to przynajmniej na osiedlu.
Zacznijmy od tego, że nic mnie nie obchodzi Grecja, jeśli kraj ten ma zamiar coś sprzedawać Niemcom, proszę bardzo. Nie zamierzam także konstruować żadnych analogii pomiędzy Grecją a Polską. Wiem, jednak, że jak ludzie gdzieś zaczynają mówić, że zawali się dom, bo jest źle zbudowany i ściany działowe są za słabe, to trzeba się zabierać za poprawki, a nie zwoływać konferencję prasową i czekać, pod czujnym okiem kamer, aż runie strop.
Nie sądzę, by ktokolwiek z ludzi beztrosko, lub ze smutkiem pozbywających się województw zachodnich – nie żadnych ziem odzyskanych do cholery – był tam kiedykolwiek, obejrzał te tereny, zastanowił się dlaczego wyglądają tak, jak wyglądają i dowiedział się czego chcą i o czym myślą ludzie je zamieszkujący. Ludzie wygłaszający takie proroctwa chcąc nie chcąc dają wyraźny sygnał, że coś takiego jest możliwe. A nawet więcej, że nic się potem wielkiego nie stanie. Otóż stanie się. Bo takie działania nigdy nie mają charakteru połowicznego, a jak ktoś osłabia się na własne życzenie to znaczy, że wkrótce czeka go zagłada. Taki jest ten świat od zawsze i taki będzie nadal.
Wszyscy widzieli, jak Grecy zareagowali na to co napisały niemieckie gazety. W Polsce media i tak zwana opinia publiczna reagują inaczej. Nie słychać oburzenia, nie słychać protestów, słychać za to bardzo wyraźnie głosy pełne zrozumienia – tak to byłoby możliwe, a może nawet ciekawe. Nie słyszałem jeszcze wyraźnych głosów niezgody na takie pomysły. Wysyłamy w świat komunikat treści następującej –jesteśmy nieszczęsnymi pierdołami, które nie potrafią zająć się swoim własnym terenem, możecie go sobie wziąć, a my w tym czasie podyskutujemy.
Dyskusja bowiem, szczególnie o przyszłości świata, a co najmniej kontynentu jest ulubioną rozrywką naszych proroków. To jest pasja, które nie porzuciliby nigdy, w najbardziej dramatycznych okolicznościach.
Najgroźniejsza w tych przewidywaniach jest wiara w to, że po ewentualnych cesjach na rzecz Niemiec nic się w Polsce nie zmieni, bo nadal będziemy w Europie. To jest totalna bzdura, ponieważ zmieni się wszystko. Po pierwsze kraj, który decyduje się na jakieś ustępstwa terytorialne wobec sąsiada, traci podmiotowość niejako automatycznie. Od razu zgłaszać się zaczynają kolejni wierzyciele, fikcyjni – rzecz oczywista, od razu pojawia się kwestia innych granic, które przecież także zostały wytyczone niesprawiedliwie. Zaczyna się agonia i to nawet nie agonia pojedynczego państwa, ale całego obszaru lub może nawet kontynentu – bo jeśli można zmienić granice takiego kraju, jak Polska to dlaczego nie można zmienić granic Czech? Albo nawet Danii? Co się z tego wyłoni? Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ale w ciemno obstawiać można, że obłowią się najsilniejsi gracze, a stracą najsłabsi.
Napisałem tu ostatnio o tym, jakim propagandowym kłamstwem jest gadanie o rozbiorze Ukrainy, powiedziałbym nawet, że jest to komunikat usypiający. Informacje zaś płynące z Grecji to sygnał, że ziemia jest ciągle najważniejsza i nie wolno o tym zapomnieć nigdy. Powtórzę to jeszcze raz – dla wielkich, scentralizowanych państw, rządzonych przez domknięte i szczelne układy najważniejszą wartością jest ziemia i poddani.
Stąd nie wolno mówić o utracie przez Polskę czegokolwiek z lekceważeniem, nie wolno strugać gieroja, który milcząc spaceruje po zgliszczach. To nie jest temat, który może być powodem żartów, wisielczych przepowiedni i temu podobnych historii. To jest po prostu zbyt poważne.
Najbardziej jednak irytujące z mojego punktu widzenia – z punktu widzenia człowieka, który nie potrafił zbić budy dla psa, a przeniósł sobie dom, jest ta kokieteryjna bezradność. Bezradność ludzi, którzy potrafią jedynie gadać i wierzą, że przez to im się upiecze, że unikną najgorszego.
Inne tematy w dziale Polityka