Najbardziej na świecie nie chciałbym poznać osobiście Donalda Tuska. Nawet gdyby ktoś mi dopłacał i namawiał bym poszedł na spotkanie z premierem, nie chciałbym tych pieniędzy. W tym moim absurdalnym uporze utwierdzam się co jakiś czas czytając, co tam nam premier nowego powiedział. I tak dziś przeczytałem, że informacje jakoby PO dążyło do przejęcia pełni władzy są pozbawione sensu ponieważ PO rządzi w koalicji z PSL, więc o jakiej pełni tu mowa. Są dwie partię i one dzielą się władzą. Koniec i kropka. Te malowniczą wypowiedź premiera przeczytałem w portalu Wirtualna Polska. Ja wiem, że tam się umieszcza różne rzeczy i ktoś może zmanipulował ten przekaz, ale zakładam, że jednak nie, że to prawda i premier Tusk powiedział nam, że żadnego przejęcia pełni władzy po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego nie będzie, ponieważ jest PSL i szef tej partii niejaki Pawlak Waldemar, z zamiłowania bloger.
To już nawet nie chodzi o to, że ten Pawlak uzyskał w wyborach tak żenujący wynik, nie korespondujący w żadne sposób z liczebnością i wpływami jego partii, bo to przecież wybory prezydenckie i nie każdy musi Pawlaka lubić, może okazać przecież, że PSL w przyszłorocznych wyborach zdobędzie wcale niezłą liczbę miejsc w Sejmie. Powiedziałem w przyszłorocznych wyborach? No, nie, nie chciałem tak powiedzieć, albowiem premier Tusk powiedział dziś coś, co postaram się niedokładnie powtórzyć; w przyszłorocznych wyborach ludzie mogą nas wyrzucić za drzwi, jeśli będziemy źle rządzić. Coś mniej więcej w tym sensie powiedział dziś pan premier, prócz tego oczywiście, że mówił o tej koalicji z PSL.
Ja bardzo silnie reaguje na wszelkie zapewnienia o uczciwości i dobrych intencjach, mam wręcz obsesję na tym tle. Jak tylko ktoś zaczyna snuć przede mną takie wizję od razu szukam innego towarzystwa. To samo jest z deklaracjami o uczciwości i prawości, jak tylko ktoś coś mówi na ten temat, jak od razu uciekam. Jedyne co może mnie w takiej sytuacji zatrzymać to konkret, jakaś prosta informacja. Na przykład wspomnienie o ustawie ministra Wilczka. To jest coś co daje mi punkt odniesienia. Komunikat – trzeba dać przedsiębiorcom więcej swobody jest komunikatem niepokojącym, tak samo jak przywoływane przeze mnie tyle już razy dementi dotyczące Patrice’a Lumumby. Donald Tusk jest zaś wprost mistrzem świata w produkowaniu komunikatów a la Mobutu. One są piękne i kuszące, ale ja w te komunikaty nie wierzę.
Pamiętam czasy kiedy w Polsce rządziła partia o nazwie PZPR. Partia ta nie rządziła sama i o żadnej pełni władzy nie mogła nawet pomarzyć. Miała bowiem PZPR koalicjantów w postaci dwóch ugrupowań skupiających inteligencję i ludowców. Były to Stronnictwo Demokratyczne (SD) i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe (ZSL). Tak to właśnie było. Był Sejm, były partie polityczne i były wybory, w których ludność dawała wyraz swoim sympatiom politycznym. Przywódcy zaś partii, która miała większość w Sejmie, a tak się składało, że zawsze była to PZPR ponieważ to ugrupowanie ludzie lubili najbardziej, martwili się przed każdymi wyborami tym, czy elektorat nie wykopie ich czasem za drzwi za złe rządzenie. Wyrażał się ów niepokój pytaniami zadawanymi wyborcom w czasie wieców w fabrykach. Zapamiętałem sobie jedno z takich niepokojących pytań. Stojący na trybunie lider rządzącej partii PZPR zaniepokojonym głosem zapytał zebranych w hali robotników – pomożecie?! A ci mu odpowiedzieli – pomożemy! I tak to się właśnie kręciło w tych dawnych czasach – od jednych wolnych wyborów do drugich.
Inne tematy w dziale Polityka