Człowiek ten wywodził się z transylwańskich Węgrów zamieszkujących najstarszą część królestwa świętego Stefana. Kiedy przyszedł na świat 20 października 1882 jego ojczyzna należała jeszcze do węgierskiej korony tkwiącej od 200 lat na jednej z głów habsburskiego orła. Kiedy umierał z dala od kraju była już częścią Rumunii. Nasz bohater nazywał się Bela Ferenc Dezső Blaskó, ale światu dał się zapamiętać jako Bela Lugosi.
Zanim wybuchła wojna światowa młody Bela dał się poznać, jako zdolny aktor teatralny, grywający głównie role szekspirowskie. Jako jeden z pierwszych aktorów w cesarstwie Franciszka Józefa spróbował swoich sił w kinie, wówczas niemym. Podobno wypadł zadowalająco. Nie mógł jednak kontynuować kariery, bo Serbowie zastrzelili właśnie następcę tronu Austro-Węgier. Trafił więc do okopów w randze podporucznika. Walczył w Galicji i na froncie włoskim. Wojna zmieniła go i zniechęciła do ludzi, co być może miało później znaczenie w czasie jego kariery aktorskiej. A w dodatku kiedy podpisano traktat pokojowy i okazało się, że na jego mocy Bela przestaje być Węgrem, a stał się obywatelem Rumunii, postanowił opuścić swój porozrywany na ćwierci kraj i wyjechać. Najpierw do Niemiec, a w 1921 do Ameryki.
Znalezienie pracy w zawodzie aktora nie było łatwe, szczególnie jeśli ktoś mówił tylko po węgiersku i po niemiecku. Zanim Bela oswoił się z Ameryką i poznał angielski na tyle by móc grać w filmach zarabiał na życie jako robotnik portowy. Nie narzekał, był człowiekiem olbrzymiego wzrostu i potężnej siły. Pracował w dokach, a jednocześnie szukał zajęcia w teatrzykach rewiowych. W karierze pomogli mu węgierscy emigranci, którzy – jak samo o sobie mówią – są najbardziej wyalienowaną nacją na świecie i muszą się wspierać, bo inaczej wyginą.
Początkowo Bela grywał epizody sceniczne w teatrzykach na przedmieściu, potem coraz bardziej eksponowane role. W jednej takich „rozrywkowych bud” ujrzał go John Balderston i zaproponował główną rolę w teatralnej adaptacji książki Brama Stokera opowiadającej historię barona Draculi z Transylwanii. Bela zgodził się bo była to szansa na zarobienie niezłych pieniędzy. Nie przeszkadzało mu wcale, że nic w tej książce, ani w jej adaptacji scenicznej nie przypominało prawdziwej Transylwanii, ani prawdziwych węgierskich baronów-diabłów. Lugosi bardzo podobał się publiczności jako wampir arystokrata. Wydawało się, że droga ze sceny do filmu o Draculi stoi dla niego otworem. Musiał jednak dołożyć niemałych wysiłków, by zostać odtwórcą hrabiego w wersji filmowej (1931), którą reżyserował guru ówczesnego kina Tod Browning. Plotka głosi, że tylko nagła śmierć Lona Chaneya, który oryginalnie miał dostać upragnioną przez Węgra rolę - pozwoliła Lugosiemu stworzyć jedną z najlepiej rozpoznawanych aktorskich kreacji w historii kina.
Lugosi odegrał Draculę brawurowo. Wielki, czarny, z delikatnym makijażem, ludzie bali się go naprawdę. Kiedy mówił, a mówił z diabolicznym węgierskim akcentem widzom w kinie cierpła skóra. Okazało się jednak, że rola Draculi przyrosła do Beli Lugosi na stałe. Nie angażowano go do innych niż filmy grozy przedsięwzięć, uznany został bowiem za aktora charakterystycznego. Zagrał więc w takich filmach, jak „Murders in a Rue Morgu”, „Kruk, czyli Syn Frankensteina”. Próby obsadzania go w bardziej heroicznych rolach, jak na przykład w komedii „Ninotchka” u boku samej Grety Garbo spełzły na niczym. Starając się wyjść z cienia Draculi Lugosi popełnił też prawdopodobnie największy błąd w swoim
życiu - odrzucił rolę potwora w filmie „Frankenstein” Jamesa Whale'a - klasycznej adaptacji powieści Mary Shelley. Podobnie postąpił w przypadku kręconej później „Narzeczonej Frankensteina”. W obu filmach rola potwora powierzona została osobie mającej wkrótce stać się największym rywalem i największą zgryzotą Węgra - Borisowi Karloffowi. Groza, którą wywoływał niemiecki emigrant Karloff była dokładnym zaprzeczeniem image’u Lugosi’ego. Szczupły, blady, jakby ktoś wykąpał go w bielice, był Karloff uosobieniem zbliżającej się upiornej i okrutnej śmierci. Film z jego udziałem okazał się wielkim sukcesem. W kilku następnych produkcjach obsadzono wspólnie obu gigantów kina grozy, z niewiadomych jednak przyczyn nazwisko Lugosi w napisach pojawiało się zawsze niżej lub później niż nazwisko Karloff.
W 1936 zmienił się zarząd wytwórni Universal, a większość osób odpowiedzialnych za dotychczasowe horrory trafiło do tzw. "Oddziału B" wytwórni. Los ten nie ominął także Lugosiego, który zaczął dostawać coraz mniejsze role. W oczywisty sposób reżyserom
i producentom przestało zależeć na jego grze, a mieli na celu jedynie posłużenie się jego nazwiskiem dla celów promocyjnych. W tym czasie również Lugosi przestał być dla publiczności aktorem, a stał się wampirem. Nikt nie myślał już, że Bela Lugosi gra Draculę, każdy chciał oglądać wampira Lugosi’ego. Nie po raz pierwszy i nie ostatni w historii kina aktor stał się postacią, którą odtwarzał. W 1940 nie odnowiono kontraktu z Lugosi’m, wskutek czego przeniósł się do wytwórni Monogram Pictures, gdzie - jako gwiazda - grywał w wielu horrorach klasy B, dość wspomnieć choćby „Bela Lugosi spotyka goryla z Brooklynu”.
W latach czterdziestych Lugosi zaczął chorować. Okazało się, że jego kręgosłup jest zbyt słaby, by dźwigać olbrzymie ciało. Aktor cierpiał na potworne bóle pleców. Lekarze przepisywali mu morfinę. Wkrótce okazało się, że Lugosi jest uzależniony. Coraz bardziej chorował, brał coraz więcej narkotyków i grał coraz mniej ról. Ostatnią rolą wampira, jaką odtworzył Lugosi, była kreacja w filmie „Bud Abbot i Lou Costello spotykają Frankensteina” w 1948.
Bela Lugosi zmarł 16 sierpnia 1956 roku na zawał serca. Miał 73 lata.
O tym, jak bardzo Lugosi był obecny w masowej wyobraźni zachodnich miłośników kina może świadczyć fakt, że w USA produkowano nawet znaczki pocztowe z jego podobizną. Wielu muzyków także wspominało aktora lub hołdowało jego kreacjom; wystarczy wspomnieć choćby Celluloid Heroes The Kinks czy utwór, od którego datuje się istnienie rocka gotyckiego - Bela Lugosi Is Dead legendarnej grupy Bauhaus. Filmy z Węgrem pojawiają się też cyklicznie na wszystkich przeglądach klasycznego kina grozy. Rozważa się przyznanie aktorowi pośmiertnej nagrody Akademii za całokształt twórczości artystycznej.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura