Jestem głęboko przekonany, że cywilizacja nasza zbliża się do progu takich zmian, o jakich się jeszcze nie śniło, być może za naszego życia, lub za życia naszych dzieci wszystko czym ekscytowaliśmy się, w co inwestowaliśmy i czego się obawialiśmy stanie się całkowicie nieważne. Świat zrobi jakiś gwałtowny zwrot i pokaże nam plecy z okolicą, my zaś zostaniemy z tym widokiem sam na sam i odbierze nam od tego mowę. Ci którzy prędko przyjdą do przytomności przetrwają i będą egzystować, reszcie pisany jest los żony Lota.
Skąd mi się takie profetyczne myśli biorą, otóż wyjmuję je, tak jak wiele innych z kapelusza z napisem „myśli o rynku wydawniczym w Polsce”. Spoglądam na ten nieszczęsny rynek i uwierzyć nie mogę, że to co wiedzę jest prawdą. Oto mamy w salonie promocję książki pana Gadowskiego, o terrorystach coś tam, coś tam. Książka jest słaba i wtórna, a jej jedyną zaletą jest to, że autor – jak przypuszczam za pieniądze wydawcy wierzącego w sukces – pojeździł trochę po Europie i porozmawiał, a to z Carlosem, a to z Betiną Rohl, a to z jakimś jeszcze innym lewakiem. Zebrał to wszystko do kupy, okrasił dramatycznymi opisami w stylu – przed nami dymiły misy z gorącym gulaszem – albo jakoś podobnie to szło. – Podszedł do nas mężczyzna o rumianych policzkach i przedstawił się – coś koło tych klimatów. Całość zebrana do kupy utworzyła grubą całkiem książkę. Czytelnik miał ją kupić ze względu na demaskacje w niej zawarte. Tyle że ja tam nie zauważyłem żadnych demaskacji. Może nieuważnie czytałem, ale wydaje mi się, że te same kawałki znalazłbym w wydanej na początku naszego stulecia przez grupę Bertelsmann Media książce „Oblicza terroryzmu”. Mogę się mylić oczywiście, ale coś mi tak szepce w środku, że nieznacznie.
Autorzy wykonali jakąś tam pracę, ale efekt jej daleki jest od oczekiwań czytelnika i chyba także wydawcy. Świadczyć może o tym to, że książka promuje się na salonie, czyli autorzy usiłują trafić w target politycznych oszołomów myślących bez przerwy o World Trade Center i iluminatach, a także o tym kto naprawdę zabił Kennedy’ego i czy nie byli to czasem kosmici. Żartuję oczywiście i proszę się nie obrażać, ale chcę jedynie uwypuklić pewne sprawy. Rzecz jest obecna na rynku od jakiegoś czasu i gdyby się tam sprzedawała nie byłoby potrzeby pokazywania jej w salonie w taki sposób. Wystarczyłoby wspomnieć, że jest, a wywiady których pan Gadowski udzielałby we wszystkich stacjach telewizyjnych i radiowych dopełniłyby reszty. Książka ta jest dla autora pułapką i myślę, że po napisaniu kolejnej – „Wieża komunistów” czy jakoś podobnie brzmi tytuł, pan Gadowski stwierdzi, że pisanie książek jest do dupy, bo czytelnik i wydawca nie dorósł do jego talentu.
Jest to typowy przykład pobłądzenia, o którym już tu kiedyś pisałem – autor i wydawca sądzi, że temat zrobi sprzedaż. Nie zrobi, bo książki nie sprzedają się poprzez temat. Sprzedają się poprzez dobre kanały dystrybucyjne i dobrych przedstawicieli handlowych. Zapytajcie tych, którzy pracują w wydawnictwach dystrybuujących publikacje bezpośrednio lub przez katalogi. Powiem jeszcze tyle, że salon nasz jest słabym kanałem dystrybucyjnym. O czym pan Gadowski przekona się niedługo jeśli już się nie przekonał.
Przeczytałem dziś, że na dniach mają ukazać się wspomnienia Aleksandra Kwaśniewskiego. Wspomnienia te mają ponoć wstrząsnąć Polską. Śmiem wątpić w ową śmiałą tezę. Książka będzie się sprzedawać trochę, a potem skończy jak ta nieszczęsna publikacja Lisa „Co z tą Polską”, w której autor dopuszcza się rzeczy tak skandalicznych, jak powtarzanie tego samego witzu dwa razy. To jest absolutna dyskwalifikacja. Kwaśniewski nikim nie wstrząśnie, może co najwyżej wstrząsnąć jakimś drinkiem w czasie promocji tego dzieła, o ile oczywiście, będzie jeszcze stał na nogach.
Książka Kwaśniewskiego to typowy łup budżetowy dla pracujących przy niej ludzi i promocja dla autora. Gadowskiemu oddać trzeba, że chciał coś zrobić naprawdę. Nie wyszło mu i pewnie już nie wyjedzie, ale Gadowski ma inne fuchy do wykonania, więc tragedii z tego nijakiej nie będzie.
Na koniec jeszcze powiedzieć chcę o książkach, które sprzedają się dobrze, wręcz świetnie. Są to książki nieznane w sferach salonowych. Nie wiedzą o nich nic dziennikarze zajmujący się polityką, ani ci od kultury, nie wie o nich właściwie nikt poza dystrybutorem, autorem i kupującymi. Wiedza ta bowiem nie jest nikomu potrzebna, książki te bytują w sferze publikacji pozarecenzyjnych i bardzo dobrze, bo tylko tam mają szansę na realną i wysoką sprzedaż. Jedną z pięciu najlepiej sprzedających się książek w Polsce doby obecnej jest rzecz napisana przez panią Ewę Siarkiewicz, byłą już naczelną tygodnika „Gwiazdy mówią”, która nosi tytuł „Karczma na rozdrożu”. Recenzje ta książka jakieś tam miała i były w one druzgocące. No i co z tego? Nie ma to wpływu na sprzedaż owej publikacji, bo recenzje – czego nie chcą przyjąć do wiadomości recenzenci – nie sprzedają książek. One mogą troszeczkę poprawić sprzedaż jeśli ukażą się w odpowiednim czasie i miejscu, ale to są małe poprawki. Pani Siarkiewicz napisała niedawno nową książkę, której tytułu nie pamiętam, ale traktuje owa publikacja o wróżce, która pomaga w życiu kobietom mającym jakieś kłopoty. Bez hałasu zupełnie rzecz ta wskoczyła na bardzo wysokie miejsce w listach sprzedażowych.
Wszyscy, ale to wszyscy z wyjątkiem Aleksandra Kwaśniewskiego, autorzy powinni zastanowić się nad tym co napisałem. Przede wszystkim powinien zastanowić się nad tym pan Gadowski i zacząć swoją karierę pisarską od zmiany wydawcy.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowicnjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura