coryllus coryllus
2385
BLOG

Trup w saniach

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 8

XIX i XX wieczne malarstwo polskie tym różni się od zachodniego, że notorycznie zarzuca mu się obciążenie treścią i ucieczkę od eksperymentów formalnych. Prostacki ten argument powtarzany jest jak mantra i nie ma na niego siły. Tak jakby w obrazach malowanych we Francji czy Niemczech nie było anegdoty, a jedynie sam dukt pędzla. Tak jakby te plamy barwne porozkładane na płótnie rzeczywiście miały dziś jakieś pierwszorzędne znaczenie i wzruszały kogoś nieprzygotowanego i będącego całkiem poza sztuką i jej sprawami. Dla człowieka wrażliwego i obdarzonego empatią anegdota w obrazie zawsze będzie ważniejsza niż plama i nie ma się tutaj z czego śmiać. Awangardy postarzały się niesłychanie wręcz brzydko i nie mają dziś nic do zaproponowania znudzonej publiczności. No, chyba, że jakieś geometryczne kompozycje dobierane pod kolor mebli w salonie. 

Z polskim malarstwem bywa jednak tak, że nawet zawarta w nim anegdota jest dla odbiorcy nierozpoznawalna. Bywa, że patrząc na obrazy, które wyszły spod pędzla rodzimych mistrzów nie wiemy co przedstawiają, jeśli tematem nie jest akurat orka na Ukrainie lub odlot bocianów. Bywa także, że artyście udało się połączyć interesującą anegdotę z ciekawą i autorską manierą, która ożywi nawet najbardziej znudzonych krytyków. Tak jest na przykład z tym obrazem, do którego wklejam link, bo nie potrafię pomieścić go tu w całości: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a1/Gertruda_Komorowska.jpeg
 
Wyczółkowski, artysta wybitny, nie cofnął się przed tym ogromnym ładunkiem dramaturgii, który zawiera zilustrowana przezeń historia. Widzimy oto ledwie rozpoznawalny trup młodej kobiety leżący w saniach. Z prawej strony, wychodząc z kadru, kryją się jakieś zakapturzone postaci. Ta młoda kobieta to Gertruda Komorowska, a ci zakapturzeni ludzie to kozacy Franciszka Salezego Potockiego, jej mordercy. Wyczółkowski przedstawił nam moment bardzo szczególny, oto uwożący młodą ciężarną dziewczynę oprawcy chcieli ukryć ją w saniach przed mijającym ich orszakiem zbrojnych. Za mocno się jednak postarali i przestraszona, porwana z domu rodziców dziewczyna zmarła. Teraz ludzie Potockiego mają poważny kłopot, muszą się naradzić i robią to poza zasięgiem naszego wzroku, w tajemnicy. Muszą jakoś pozbyć się trupa, w którego łonie porusza się żywe ciągle jeszcze dziecko, mające w sobie w dodatku krew ich pana. Jedyne co zdołają wymyślić to utopienie. Za chwilę wrzucą tę bladą dziewczynę do rzeki. Rzeka ta przepływając koło miejscowości Sielec Bełski nazywa się Rata i tworzy w tamtym miejscu zakole przy którym zbudowano młyn. W pobliżu tego młyna właśnie kozacy cisną w nurt ciało Gertrudy Komorowskiej. Po co to czynią? Chcą uratować nie tylko siebie, ale także reputację swojego pana, najmożniejszego w Polsce magnata i dziadka tego dziecka, które za chwilę umrze w łonie swojej zamordowanej matki.
 
Wróćmy jednak do początku tej historii. Wszystko zaczęło się w majątku rodziców panny Komorowskiej, nosił ów mająteczek nazwę Suszno. Dnia pewnego przybył tam młody pan Potocki, syn Franciszka Salezego, imieniem Szczęsny. Był to chłopiec przystojny, dobrze ułożony i dworny, a serce jego przepełniały ideały republikańskie i wolnościowe, w granicach oczywiście zdrowego rozsądku. Przybył tam pan Szczęsny uproszony przez swojego znajomego i klienta pana Sierakowskiego w jego zresztą towarzystwie. Miał być świadkiem i gwarantem szczerych intencji tego ostatniego w czasie oficjalnych oświadczyn o rękę córki państwa Komorowskich Gertrudy Krystyny. Panna ta sławna była w okolicy ze swojej roztropności i talentów, a także z urody. Potocki zgodził się na ten wyjazd, gdyż sam chciał to cudo zobaczyć. No i zobaczył. Kiedy zaś zobaczył zabrał Sierakowskiego na stronę i z wyżyn swego urzędu oraz pozycji majątkowej kazał mu się od panny odsunąć, oświadczyn zaniechać i w ogóle pójść precz. Sam zaś zajął jego miejsce, co odbyło się przy całkowitej akceptacji ze strony samej zainteresowanej oraz jej rodziców. Młody Potocki ani przypuścił jaką aferę wywoła. Wierzył bowiem święcie w republikański ustrój Rzeczypospolitej, w którym to ustroju majątek, wpływy i pozycja w żaden sposób nie mogą być przeszkodą na drodze do połączenia dwóch zakochanych serc. Wierzył w to tym bardziej, że rodzice panny nie byli biedakami, ojciec piastował urzędy, a stryj jego przed laty był nawet prymasem. Ród sam zaś z Węgier się wywodził i mógł się poszczycić patyną na tarczy herbowej równą grubością tej, która pokrywała tarczę z Pilawą Potockich.
 
Innego jednak zdania byli ojciec Szczęsnego Franciszek Salezy i jego żona. Kiedy w kilka tygodni później w czasie urządzonej przez Komorowskich uroczystości w Krystynopolu wyszło na jaw, że syn ich połączył się potajemnie w obrządku greckokatolickim z hrabianką Komorowską oboje Potoccy wpadli w szał. W szał prawdziwy, taki który dotknąć potrafi jedynie ludzi omamionych własną wielkością i nie widzących niczego poza nią, w szał jaki wpadają ignoranci i durnie śpiący na pieniądzach i popisujący się swoimi wpływami. Potocka wmówiła mężowi, staremu durniowi, że trzeba syna wysłać przymusem za granicę, pannę, a raczej już synową porwać i osadzić w klasztorze w Sandomierzu, gdzie miała oczekiwać na rozwód. Najgorszy los jednak przeznaczyła maman de Potocki dla nieszczęsnego Sierakowskiego, który ustąpił przy hrabiance miejsca jej synowi, kazała go spalić na stosie na dziedzińcu jego własnego dworu razem ze wszystkimi rzeczami, które się w tym dworze znajdowały. Był to tak oczywisty obłęd i skandal na skalę europejską, że dziś nie można tego porównać z niczym, nawet z Palikotem i Niesiołowskim.
 
Rozmowa małżonków została jednak podsłuchana przez pannę pokojową, która pędząc wśród nocy ostrzegła biednego Sierakowskiego. Ten zaś miał na tyle przytomności, by uciec. Przybyli do jego posiadłości kozacy Potockich spalili więc jedynie dobytek, który pozostawił, następnie zaś ruszyli w zimową noc, by porwać pannę z Suszna i zawieźć ją do Sandomierza. Znamy nawet nazwiska ludzi, którzy tymi kozakami dowodzili, to ich właśnie widać na obrazie Wyczółkowskiego, nazywali się owi pułkownicy Dąbrowski i Wilczek. To oni dopędzili uciekających z Suszna Komorowskich, którzy zatrzymali się na popas w Nowym Siole. Oboje rodzice uszli pogoni uciekając w ciemność przed napastnikami. Panna zaś, w szóstym miesiącu ciąży schowała się pod sofę tak nieszczęśliwie, że widać byłą kraj jej sukni.
 
Jeden z mołojców przyszpilił go szablą do podłogi, a reszta wyciągnęła struchlałą dziewczynę na środek pokoju. Potraktowano ją bardzo brutalnie, wrzucona do sań jak worek, bez troski o jej błogosławiony stan powieziona została w kierunku zachodnim. Kiedy mołojcy zatrzymali się przed zdążającym z przeciwka orszakiem jeden z nich przycisnął dziewczynę w saniach przykrywszy jej głowę futrem. Kiedy ponownie odsłonił jej twarz okazało się, że Gertruda nie żyje. Stropili się pułkownicy Dąbrowski i Wilczek. Jedyne co mogli wymyślić to ciśnięcie trupa do rzeki. Wymyślają to właśnie kiedy schodzą z naszych oczu na obrazie Wyczółkowskiego.
 
Zwłoki wrzucone zimą pod lód mają jednak tę właściwość, że wypływają wiosną. Tak było i tym razem. Rok 1772 był rokiem pierwszego rozbioru Polski, co znacznie skomplikowało sytuacje Potockich, panna bowiem została zamordowana na ziemiach de nomine cesarzowej Marii Teresy i ona przejęła opiekę nad sprawą. Była to pani surowych obyczajów i nie ustępowała łatwo, Potoccy zaś mieli pod zaborem austriackim spore włości i z ich tytułu podlegali prawodawstwu cesarskiemu. Kiedy matka Szczęsnego dowiedziała się o odnalezieniu trupa i wniesieniu skargi przed trybunał w Wiedniu zmarła ze zgryzoty. Jej mąż próbował się bronić, ale uzyskał jedynie tyle, że ocalił życie. Musiał przekazać Komorowskim znaczne posiadłości ziemskie, oraz wypłacić w gotowym pieniądzu 300 tysięcy ówczesnych złotych polskich. Legenda zaś głosi, że było zupełnie inaczej, że sąd w Wiedniu skazał Franciszka Salezego na utratę gardła, a ten chcąc uniknąć hańby na szafocie odebrał sobie życie za pomocą trucizny.
 
Szczęsny, mąż nieboszczki i ojciec jej nienarodzonego dziecka, był w tym całym spektaklu jedynie figurantem. Milczał i patrzył nie mając ni sił, ni woli by coś przedsięwziąć, przebywał zresztą za granicą i nie kwapił się z powrotem, nie chciał narażać się rodzicom, a potem także cesarzowej. Ów charakterystyczny bezwład pozostał mu do końca życia, tak jak sprzedał bezwolnie Gertrudę, swoją poślubioną małżonkę, sprzedał później kraj, bo bał się tego co też pomyśleć może o nim najjaśniejsza pani Semiramida Północy.
 
Kiedy umierał w czasach i okolicznościach zgoła niepodobnych do tych z roku 1771 kiedy to próbowano spalić Sierakowskiego, miał u wezgłowia swoją byłą już małżonkę, która zdradziła go z własnym synem. Była to słynna Zofia Witte, niegdyś grecka żebraczka przywieziona dawno temu do Kamieńca Podolskiego z Konstantynopola, a dziś dziedziczka jego fortuny. Szczęsny patrząc na Wittową kazał sobie, tuż przez zgonem, położyć na piersi niewielki portret Gertrudy, podarowany mu tuż po ich ślubie. Z tym konterfektem w dłoniach zakończył życie.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura