Pierwszy raz chyba odkąd zajrzałem na jej blog musiałem zgodzić się z tym co napisała i to w dodatku nie jakoś fragmentarycznie, ale totalnie. Wszystko co znajduje się w ostatniej notce Voit, a dotyczy zachowań osób dotkniętych tragedią jest prawdą lub blisko prawdy leży. Ludzie rzeczywiście w obecności mediów zapominają o tragedii o tym, że śmierć jest nieodwołalnym wyłączeniem światła w domu ich bliskich i dalej nie będzie już nic. Jedyne co ich interesuje to opowiedzenie o tej śmierci dziennikarzowi.
Nie jest to jednak wina tych ludzi, których z taką swadą i polotem opisuje Voit. Odbieranie powagi śmierci to proces, który trwa już od dawna i winę za to ponoszą media. Nie ma od tego odwołania, ponieważ to media wychowują ludzi i media przekształcają ich życie w sposób tak potworny, że wolą oni potem gadać w telewizji o śmierci własnych dzieci niż zająć się jakimś godnym przygotowaniem tych dzieci na ostatnią drogę. Media wpływają na ludzi stokroć bardziej niż kościół i księża, którzy nie każą przecież opowiadać sobie kawałków o tym jak to było z tym wypadkiem Józka i kogo wyrzuciło na pobocze, a kto zmarł za kierownicą. To jest poetyka telewizji i tablidów, które dostaje do ręki każdy piśmienny mieszkaniec naszego kraju.
Ludzie poza tym ludzie dziś nie muszą się już troszczyć o swoich zmarłych. Robi to za nich zakład pogrzebowy, który co prawda trochę kosztuje, ale za to jaki komfort zapewnia. Pamiętam dawne czasy, o których już pisałem, czasy kiedy sam jeździłem po ciało ojca do kostnicy i przyczepiałem nekrologi na drzewach i tablicach ogłoszeniowych, pamiętam czasy, kiedy kazano mi siedzieć cały zimny listopadowy dzień przy moim martwym dziadku, a mnie się zdawało, że czapka maciejówka w jego rękach przesuwa się raz w jedną, raz w drugą stronę. Pamiętam martwego piętnastoletniego chłopca do którego zaprowadziła mnie babcia, bo taki był zwyczaj, że babcie śpiewały pieśni i odmawiały różaniec w domu zmarłego, a ich wnuki towarzyszyły im tam bardzo często. Nie wiem czy coś z tej atmosfery zostało do dziś, ale wątpię. Robiłem kiedyś wywiad z przedsiębiorcą pogrzebowym, wielce zamożnym i poważnym panem, który opowiadał mi no najnowszych wynalazkach w branży pogrzebowej. Był przy tym uśmiechnięty i wesoły. Powaga powracała na jego twarz tylko wtedy gdy zaczynał mówić o pieniądzach. Sądzę więc że niewiele zachowało się już z dawnych rytuałów, obarczanie jednak winą za to ludzi, którzy mieszkają pod lasem i spalił im się dom razem z bliskimi jest nadużyciem.
Z tą śmiercią jest trochę tak, jak z personelem szpitali. Kiedyś dawno temu, w szpitalach pracowały siostry zakonne, potem to się zmieniło i mamy teraz zawodowe pielęgniarki, ja sam jeszcze pamiętam osoby leżące na tej samej szpitalnej sali co ja, które z rozrzewnieniem wspominały czasy zakonnic i brzydko wyrażały się o tych cywilnych siostrach. Cierpienie i śmierć bowiem także wymagają personelu i musi być to personel oddany i bardzo dobrze przygotowany. Obawiam się, że zupełnie o tym zapomnieliśmy.
Wracając do śmierci i dziennikarzy – ludzie zostali pozostawieni sami sobie z problemem śmierci, nikt poza kolorowymi gazetami nie mówi im jak się mają zachować, a oni starają się robić coś co im wydaje się najlepsze – zagadywać tragedię. Można oczywiście wyrywać sobie włosy z głowy i płakać, ale wtedy znajdzie się z pewnością dziennikarz, który powie, że to nieautentyczne i trywialne. Na pewno się znajdzie. Nie wolno wymagać od ludzi by potrafili oswoić śmierć kiedy wypchnięto poza nawias kultury masowej jedyne osoby, które widziały jak to zrobić czyli duchownych. Zastąpiono ich dziennikarzami, którzy czerpiąc pełnymi garściami z wzorów kulturowych mogą zachować się w obliczu śmierci tak, żeby ich kolegom redakcji wydało się to nie tylko autentyczne, ale także piękne. Ci ludzie spod lasu nie mają takiej szansy, ale to nie powód by mieć do nich pretensje.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval rpowincjonalny' zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura