coryllus coryllus
1155
BLOG

O historii rozrywkowej

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Wielkim powodzeniem cieszy się dziś coś, co z lekka pogardliwie nazywane jest popularyzacją historii. Zabierają się za to wybitni uczeni, zabierają się za to także studenci tych uczonych i ich asystenci. Niektórzy nawet mają to szczęście, że udaje im się zatrudnić w wysokonakładowych periodykach historię popularyzujących i stamtąd wygłaszają swoje historyczne kazania ku uciesze młodych pasjonatów. 

Wśród tekstów popularyzatorskich najważniejsze zaś są te, których funkcją jest odbrązawianie. Odbrązawianie to stary wynalazek komunistów, którzy mieli takie hobby, że odbrązawiali wszystko i wszystkich dookoła, dla siebie rezerwując galwanizację nie mającą nic wspólnego z brązem, za to wiele z metalami w kolorze żółtym i białym. Odbrązawiano za komuny wszystko, przede wszystkim odbrązawiano postaci biblijne i sam przekaz biblijny. Mojżesz na przykład nie spotkał pana Boga w gorejącym krzaku, ale krzak ten sam się zapalił od słońca. Jego gałęzie bowiem zawierały mnóstwo łatwopalnej żywicy. Takie rzeczy wyczytałem kiedyś w latach siedemdziesiątych w jakiejś gazecie. Bywało gorzej. Pamiętam jak w księgarni pojawiła się gruba książka pod tytułem „Jak człowiek stworzył bogów”. Nie kupiłem jej choć takie sprawy wielce mnie w tamtym czasie zajmowały, bo coś mi się jednak wydało to stwarzanie bogów podejrzane.
 
Jeśli czerwoni kogoś nie odbrązawiali, bo wyszłoby to im na niekorzyść, to po prostu o tym człowieku nie mówili. Nie można było za komuny przeczytać w żadnej gazecie ani słowa o Józefie Piłsudskim, a myślę że gdyby było można i gdyby spróbowano Ziuka odbrązowić to naród rżałby ze śmiechu jeszcze do dziś. Weselej byłoby niż wtedy kiedy telewizja pokazywała Siwaka.
 
Komuna minęła a odbrązawianie jako sposób przedstawiania postaci historycznych ma się dobrze. W odbrązawianiu celuje dziś Gazeta Wyborcza. Nie tak dawno próbowano odbrązowić Zofię Kossak, ale zabrano się za to od przysłowiowej „dupy strony”. Zręczny propagandysta natychmiast wywlókłby Zofii Kossak to, że jednym z jej współpracowników był brat towarzysza Bermana, a sam towarzysz Berman wręczył jej osobiście paszport i wyprawił do Szwecji. Znaczy się współpracowała z komuną, a fe! Odbrązawianie Zofii Kossak poszło jednak w innym kierunku – zarzucono jej antysemityzm. Osobie, która uratowała od śmierci rodzinę towarzysza Bermana zarzucono antysemityzm – podkreślam. Lepszy był tylko Kuc Kazimierz, który swego czasu zarzucił antysemityzm Bronisławowi Wildsteinowi.
 
Odbrązawianie dziś łączy się ściśle z dziwnym i niedojrzałym idealizmem, który określiłby słowem – cielęcy. Oto ludzie z dyplomami historyków w kieszeni, ludzie robiący doktoraty lub wręcz habilitacje piszą popularyzatorskie teksty o wymowie mniej więcej takiej – XYZ był może i wielkim bohaterem, ale kiedy miał 12 lat ksiądz katecheta przyłapał go jak niezdrowo gmerał sobie w spodenkach gimnastycznych. Odbiło się to bez wątpienia w jego dorosłym życiu i wpłynęło na decyzje polityczne. Itp., itd…
 
Wczoraj na portalu WP przeczytałem felieton dotyczący Baden-Powella. Nazwiska autorki nie wspomnę, bo pani owa piastuje tyle ważnych funkcji, że to doprawdy wstyd, by jeszcze sobie dorabiać w informacyjnych serwisach pisząc takie bzdety.
 
Dowiadujemy się oto, że Badan-Powell, nie dość, że służył w armii kolonialnej w Indiach, gdzie gnębił biednych wieśniaków, to jeszcze nie lubił czarnych i w Afryce odmawiał im jedzenia w czasie oblężenia jakiegoś miasta, przez co oni umierali z głodu. Potem zaś obiecał jakiemuś wodzowi, że nic mu się nie stanie jeśli się podda, a kiedy ten się poddał, postawił go pod ścianą i kazał rozstrzelać. Pointa tych wynurzeń jest oczywista – twórca skautingu nie jest godzien miana skauta, odwróćcie się więc drogie dzieci od tej wstrętnej idei i zajmijcie się czymś poważniejszym. Czym? Chciałoby się zapytać. Ano jakimiś normalnymi rzeczami – wódka, trawa, prochy. Wiele jest spraw na tym świecie, które nie kończą się rozstrzeliwaniem czarnych, a dają człowiekowi radość.
 
Kpię oczywiście, ale od zawodowego historyka, który sadzi się na popularyzowanie można chyba wymagać czegoś więcej. To już moja pryszczata katechetka potrafiła z większą pasją i napięciem opowiadać siedmiolatkom o stworzeniu świata i wyprowadzeniu Izraelitów z Egiptu. Drżałem na całym ciele kiedy jej słuchałem. I nie były to bynajmniej teksty moralizatorskie.
 
Zastanawiające jest również to, że odbrązawianiu poddaje się najczęściej postaci takie jak Baden-Powell właśnie, które mają ogromny wkład w wychowanie młodzieży w świecie zwanym niegdyś ‘zachodem”. To oni są poddawani tym horrendalnym operacjom, to im zrzuca się kapelusze z głów i pokazuje się palcem ich śmieszną łysinę. To o nich mówi się, że są mordercami. Czyni się to z premedytacją lub – jak pani historyk z WP – z głupoty lub za wierszówkę. Nie wierzę bowiem, by odbrązawianie Baden-Powella w tym portalu miało jakieś podteksty, ot pewnie pojawiła się jakaś obrazoburcza książka na rynku i trzeba było z tego z robić felieton.
 
Na tym samym portalu miał swego czasu kącik niejaki Tymon Tymański. Człeczyna ów, podający się za muzyka, pisał tam również o historii. Jego felietony miały jak mi się zdaje przekonać młodych czytelników, że ich idol – Tymon – interesuje się nie tylko dupami opiętymi lycrą, nie tylko piwem ale także „czymś więcej”. Tym czymś miała być historia. Tłumaczył więc Tymon ludziom, co też on zrozumiał z Jasienicy, było to w sumie zabawne i nawet jakieś takie ciepłe. Czytelników chyba za bardzo nie interesowało, bo felietony Tymona zniknęły niebawem.
 
Przewagą blogera nad takim felietonistą – nieważne – historykiem czy Tymonem – przewagą gorzką, ale zaprawioną triumfem jest to, że bloger ma do czynienia z czytelnikami. Czytelnik zaś to ktoś kto rozumie, kocha i przebacza. Jak w piosence. Autor o tym wie i dlatego nigdy nie wraca pijany po dwunastej w nocy, z kwiatkami nazrywanymi w gazonie przed ratuszem w dłoni. Na tym polega jego autorska odpowiedzialność. Tymon i pani szkalująca Baden-Powella mają zaś do czynienia z redaktorami. Ci zaś są ściśle wyselekcjonowaną grupą osób o zacieśnionych horyzontach i pleniącej się w sercach panice. Ludzie ci, w swojej całkowicie fałszywej trosce o czytelnika, usiłują dostarczyć mu towar taki, jaki sami uważają za atrakcyjny. I tu leży właśnie przyczyna nędzy tych wszystkich rozrywek historycznych i nie tylko historycznych w portalach takich jak WP. Czasem jednak zdarzają się redaktorzy- ludzie. Ci się po prostu nie wtrącają. Jeśli tekst im się podoba, to go kupują, jeśli nie – mówią – dziękuję. I tyle. Wiem to na pewno, bo współpracowałem z takimi. Jest to jednak nieliczna grupa młodych ludzi, których wkrótce przerobi się na poszukiwaczy ugłaskanych sensacji rodem z pisma „Świerszczyk”. Bo tego wymagają wydawcy.
 
O wojnie burskiej, w której brał udział Baden-Powell można napisać wiele dramatycznych rzeczy, bo była to wojna prawie taka jak te znane z historii antycznej. Tym jednak co po niej pozostać ma w umysłach młodych ludzi jest sprzeniewierzenie się zasadom skautingu przez ich twórcę. I jeszcze ten rasizm. Dobry Boże. A towarzysz Lenin przecież nigdy żadnego czarnego nie kazał rozstrzelać, towarzysz Stali także. A skoro oni nie, to i inni towarzysze również rąk wytoczoną z czarnych żył krwią nie ubroczyli. Może więc oni właśnie żyli w zgodzie z zasadami skautingu? Trzeba to sprawdzić. Oto nowe zadanie dla zawodowych historyków.
 
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura