Marzenie, by pokonać śmierć towarzyszy człowiekowi od zawsze. Nie byli odeń wolni także tacy zdeklarowani racjonaliści i wrogowie wszelkiej metafizyki, jak przywódcy światowego proletariatu. Komunistyczni kacykowie i ich rodziny od Lenina począwszy na Żiwkowie kończąc chcieli za wszelką cenę ochronić swe martwe ciała przed rozkładem.
Włodzimierz Ilicz Uljanow zwany Leninem zmarł 21 stycznia 1924 roku w miejscowości Gorki pod Moskwą. Jego żona Nadieżda Krupska oraz najbliższy współpracownik Lew Trocki chcieli by ciało spoczęło w grobie, tak jak ciała wszystkich śmiertelników udających się w swoją ostatnią drogę. Plany ich pokrzyżowała jednak pogoda. 21 stycznia w Rosji jest zimno, a czasami potwornie zimno. Tak właśnie było w roku 1924. Martwe ciało wodza rewolucji, który przez ostatnie miesiąca swego życia nie miał już kontaktu ze światem i nigdy nie doszedł do siebie po zamachu na swoje życie, zakonserwowało się nadzwyczaj dobrze. Lenin nie zmienił się wcale, wyglądał nawet lepiej niż w ostatnich dniach życia, kiedy był już tylko udręczonym strzępem człowieka przykutym do wózka inwalidzkiego. Zmarły wódz nabrał dostojeństwa i powagi, był symbolem rewolucji i zakopanie go po porostu w grobie byłoby dla komunistycznych propagandystów wielką stratą. Postanowiono więc, wbrew protestom Krupskiej i Trockiego Lenina zabalsamować. Na decyzję tę miał wpływ fakt, że ciało Włodzimierza Ilicza pozostawało nienaruszone przez 56 dni. Nie ma się w zasadzie czemu dziwić, skoro był siarczysty mróz to Lenin po prostu skamieniał.
Mumifikacja nie była prosta. Nikt przecież nie zajmował się takimi rzeczami w porewolucyjnej Rosji, a i na świecie ciężko było znaleźć specjalistów od balsamowania zwłok. Tym bardziej, że trzeba było Lenina zabalsamować tak, by można było go pokazywać publicznie. Najmniejszy błąd w sztuce mógł spowodować rozkład zwłok w najmniej spodziewanym i pożądanym momencie. Do pracy przy balsamowaniu partia zatrudniła wybitnych specjalistów w zakresie biochemii i anatomii. Profesorowie Iwan Zbarski i Włodzimierz Worobiow podjęli się tego arcytrudnego zadania. Pierwszym etapem prac było usunięcie wnętrzności i mózgu, a następnie wtłoczenie w żyły Lenina sześciu litrów formaldehydu i gliceryny.
Taki był początek kultu zmarłego Lenina, który zakończył się dopiero wraz z upadkiem Związku Radzieckiego. Początkowo drewniane, w potem granitowe mauzoleum na Placu Czerwonym przyciągało co roku steki tysięcy ludzi, którzy stali w kolejkach po to tylko, by obejrzeć zmumifikowane zwłoki przywódcy Wszechzwiązkowej Partii Bolszewików. Po zawaleniu się komunizmu Lenin stał się kłopotliwą atrakcją, coś trzeba było z nim zrobić. Pochowano go więc po cichu i tak zakończyłaby się sprawa mumii, gdyby nie pewien moskiewski artysta i właściciel galerii, który wystawił kopię zmumifikowanego Lenina wykonaną z ciasta, lukru i kremów. Lenin-tort był dostępny dla zwiedzających, którzy pożerali go po kawałeczku. Sprawa odbiła się szerokim echem i znalazła finał w prokuraturze, która umorzyła postępowanie przeciwko pomysłowemu artyście.
Towarzysz Stalin, którego bali się wszyscy, jak świat długi i szeroki także został po śmierci zmumifikowany. Położono go w jednym mauzoleum wraz z Leninem. Ludzie zaczęli jeszcze tłumniej odwiedzać Plac Czerwony, żeby zobaczyć obydwu wodzów śpiących snem wiecznym. Niestety Stalin nie zagrzał (He, He) długo miejsca w mauzoleum Lenina. Kiedy Chruszczow wygłosił swój słynny referat o kulcie jednostki zwłoki generalissimusa przeniesiono po cichutku pod mur kremlowski i tam pochowano bez większych ceregieli. Rosjanie, którzy przyzwyczajeni są to rozmaitych, nierzadko mocno karkołomnych posunięć swych władców obudzili się rankiem i nie odnaleźli Stalina w mauzoleum. Uznali jednak, że lepiej siedzieć cicho i nie robić z tego afery. Dziś nikt już nie pamięta, że Stalin w ogóle leżał obok Lenina.
Nie każdy naród ma tak złożony stosunek do swych przywódców, jak nasi bracia z Rosji, Czesi na przykład trzymali zmumifikowanego Gottwalda tylko przez kilka lat, po czym zakopali go na cmentarzu, jak każdego normalnego nieboszczyka. Decyzja słuszna i ludzka. Prażanom oszczędzono w ten sposób wiele nieprzyjemności związanych z natłokiem turystów chcących obejrzeć zabalsamowanego towarzysza Klementa. Przywódca komunistycznej Mongolii, niejaki towarzysz Czojbalsan także został zmumifikowany. Niestety chemikalia wtłoczone w jego żyły zaczęły gwałtownie reagować z przebywającym już w tych żyłach alkoholem, który towarzysz Czojbalsan pochłaniał w wielkich ilościach. Efektem tej reakcji było gwałtowne odkształcanie się mumii towarzysza Czojbalsana i dziwny zapach, który począł się zeń wydobywać. Nie czekano na ciąg dalszy. Czym prędzej pogrzebano ukochanego przywódcę, aby nie robić sobie kłopotu i nie kompromitować się w oczach świata. Jeszcze bardziej dramatycznie potoczyły się losy przywódcy komunistycznego Wietnamu – Ho Chi Minha. Towarzysz Ho zszedł był ze świata akurat w czasie działań wojennych. Mimo okropnych trudności rozpoczęto balsamowanie zwłok. Dokonali tego specjaliści radzieccy. Aby ułatwić im zadanie zbudowano w środku dżungli mauzoleum wzorowane na leninowskim, ze wszystkimi wygodami; była tam bieżąca woda i telefon. Mauzoleum posiadało obszerne podziemia, gdzie zespół balsamujący zwłoki mógł się skryć w razie nalotu. Do Hanoi zwłoki towarzysza Ho udały się w sposób niecodzienny – spławiono je w amfibii, rzeką, omijając w ten sposób amerykańskie patrole. Na widok publiczny wystawiono je po zakończeniu wojny z Amerykanami w 1972 roku.
Kiedy zmarł towarzysz Mao Chiny Ludowe nie utrzymywały już stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Radzieckim. Nie miał więc kto podpowiedzieć chińskim towarzyszom, jak zabalsamować wodza. Chińczycy jednak nie wpadli w panikę, w krótkim czasie opracowali własną metodę mumifikowania. Towarzysz Mao został wypchany bawełną nasączoną formaldehydem, na karku zainstalowano specjalny przewód, którym do dziś tłoczy się formaldehyd w czcigodne zwłoki, żeby nie zmieniły wyglądu i nie oklapły. Mao można oglądać w Pekinie na podwyższeniu w ogromnym mauzoleum. Czas oglądania jest krótki, trudno więc ocenić na ile udały się zabiegi chińskich specjalistów.
O tym, że będzie zmumifikowany Kim Ir Sen wiedział już za życia. Sam podjął taką decyzję podbudowany licznymi przykładami z innych komunistycznych krajów. Jego grobowiec i nienaruszone zwłoki miały być centralnym miejscem komunistycznego kultu w Korei Północnej. Po śmierci ukochanego przywódcy zaangażowano do pracy niezrównanych specjalistów z Moskwy. Ponoć koszta tego przedsięwzięcia zamknęły się w kwocie pół miliona dolarów. Towarzysz Kim nie jest jednak wystawiany na widok publiczny zbyt często, nie oznacza to jednak, że nie można go oglądać w ogóle. Można, mogą to nawet robić przedstawiciele zagranicznych delegacji. Oczywiście ci, którzy dostaną pozwolenie na wjazd do Korei i będą mieli jeszcze ochotę spojrzeć na towarzysza Kima.
Inne tematy w dziale Kultura