coryllus coryllus
1558
BLOG

O prawdziwej naturze władzy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 33

 

Będzie tu teraz leciał serial na podstawie „Wspomnień” Wojciecha Kossaka. Nie zmusicie mnie do zmiany decyzji, albowiem we wspomnieniach tych znajdują się odpowiedzi na większość pytań nurtujących współczesnego Polaka i Europejczyka. Wczoraj na przykład zilustrowałem fragmentem tekstu pochodzącym ze „Wspomnień” historię niezwykłej kariery modernistycznego malarstwa. Skąd się wziął rock’nroll też dowiedziałem się dzięki tej książce i jest to oczywiście żart, ale jutro napiszę tekst o tym skąd się w ogóle wziął pop, muzyczny, filmowy i telewizyjny, bo to również jest wyjaśnione we wspomnieniach Kossaka.


 

Są tam także odpowiedzi na pytania polityczne. Dla mnie osobiście najważniejszym pytaniem politycznym doby zwanej nowoczesnością jest; jak to się stało, że wybuchła I wojna światowa. Każdy kto pamięta co pisał na ten temat Churchill musiał się raz chociaż zastanowić nad tą kwestią. Wojna, której nikt nie chciał, wojna, która nie miała prawa wybuchnąć, wojna taka właśnie wybuchła, w dodatku w przeddzień ważkich decyzji jakie zapaść miały na dworach w Berlinie i Petersburgu. Decyzje te dotyczyły zaniechania mobilizacji. Nie podjęto ich. Rozpętało się piekło, którego nikt nie chciał. Piekło, które zmieniło dostatni i w miarę szczęśliwy świat – wiem, wiem, nie było Polski, ale zastanówcie się czy to co dziś z Polski zostało warte było tych ofiar – w igrzysko Lucyfera. Churchill napisał; nikt nie wiedział co się dzieje, chodziliśmy jak w transie, decyzje zapadały gdzieś poza nami. Jeśli tak pisze wpływowy brytyjski polityk, to znaczy, że należy brać pod uwagę wszelkie teorie krążące na temat początku wojny. Są to zupełnie fantastyczne rzeczy, o narracji dotyczącej sfingowanej śmierci Franciszka Ferdynanda w Sarajewie już pisałem. Są jeszcze inne. Jest jednak także prawda. Możemy ją znaleźć we wspomnieniach polskiego malarza, który służył u obydwu niemieckich dworów. Pisze mianowicie Kossak tak:


 

Die Wiener Grafen. Wszyscy historycy, jak prof. Ludwig Rosner, wreszcie i książę Bulow zgadzają się z tym, że to oni z hrabią Berchtoldem na czele uniemożliwili tak samo Mikołajowi, jak i Wilhelmowi II wstrzymanie w ostatniej chwili ogólnej mobilizacji sfingowaną depeszą, jakby Serbowie z twierdzy Sybin ostrzeliwali kanonierkę austriacką na Dunaju.


 

Nie ma chyba w całych wspomnieniach Kossaka, grupy potraktowanej z większą krytyką niż szlachta i arystokracja austriacka. Ludzie ci byli po prostu gromadą rozwydrzonych półgłówków, skąpych i niewdzięcznych wobec swojego pana i dobroczyńcy. Oczywiste jest, że czegoś takiego jak sfingowana depesza tycząca się zajść granicznych, całkowicie fikcyjnych nie wysyła się z głupoty, po pijanemu czy w jakimś amoku. Robi się to ponieważ ktoś za to zapłacił, a człowiek który podjął się takiej misji czuje się całkowicie bezkarnie. W Berlinie za wysłanie sfingowanej depeszy, która doprowadziła do wojny rozstrzelano by następcę tronu, a co dopiero jakiegoś hrabiego Berchtolda. W Wiedniu nie można było tknąć nikogo kto miał von przed nazwiskiem, nawet gdyby dopuszczał się nieprzyzwoitych ekscesów na głównej ulicy. Cóż się stało więc z tym hrabią Bertcholdem? Kossak pisze tak:


 


 

I gdy ten typowy „Kavalier” po dwóch latach wojny wolał wrócić do Jockey-Klubu i do swoich wyścigowych koni, bo nie bawiły go rozpaczliwe wiadomości z frontu, miał odpowiedzieć, gdy pytanego o stan rzeczy – „ach, dajcież mi panowie spokój z tą nudną wojną!”


 

Nie jestem historykiem, nie wiem czy ktoś – jakiś fachowiec – zajął się tą przedziwną postacią, owym hrabią, co nudziła go wojna. Być może tak, być może początek panowania diabła na Ziemi nie ma już dla nas tajemnicy. Jeśli jednak nie, warto się przyjrzeć dokumentom pozostałym po tym panu. Jego listom, kontaktom, i wpływom, a także jego długom. Tam z pewnością jest odpowiedź na pytanie; kto jest winien zagłady starego świata. Być może nawet odpowiedź ta udzielona jest wprost, z użyciem pełnych nazwisk.


 

Fantastyczne są w tej książce opisy stosunków panujących na dworach w Berlinie, Wiedniu i w Petersburgu. W tym ostatnim mieście było najgorzej. Najlepiej wspomina Kossak Berlin, z którego wyjechał po wypadkach we Wrześni. Dlaczego akurat Berlin? Nie ma się co zastanawiać, wszystko wyjaśnia zdanie: cesarz płacił hojnie i zawsze w terminie. Zdanie to również wyjaśnia dlaczego Kossak był tak niepopularny, wśród krajowych luminarzy zajmujących się sztuką, dlaczego jego obrazy były traktowane gorzej niż pacykarstwo jakichś „młodych zdolnych”. Cesarz płacił hojnie i zawsze w terminie – to jest klucz do sprawy. Stosuneczki pomiędzy kolegami malarzami z Galicji są przedmiotem nieustających drwin Wiedeńczyków. Szydercze określenie: nette kolegen dotyczy tych wszystkich, którzy za darmo zupełnie, kierowani czystą nienawiścią jedynie zajmowali się podgryzaniem karier zdolniejszych kolegów z Krakowa i okolic.


 

Wiedeń nie jest miastem tak inspirującym jak Berlin, ale dzieje się tak z powodu owych Wiener Grafen właśnie, z powodu hiszpańskiego rytu, który dominuje na dworze cesarskim, z powody degeneracji arystokratów, którzy żałują kilku tysięcy koron na nagrody dla najlepszych pułkowych jeźdźców, a wydają miliony na karty i wyścigi. W Wiedniu interesujący i sympatyczny jest jedynie cesarz. Cesarz, który mówi o swojej córce; Jej wysokość arcyksiężniczka Gisela. I do głowy mu nie przyjdzie, że można inaczej. W Berlinie Wilhelm zwraca się do żony per; moje dziecko, mali Hohenzollernowie latają z wrzaskiem po pałacu, a po każdej inspekcji w pracowni Kossaka, cesarz, cesarzowa, damy dworu i sam pan hofmaler siadają przy stoliku do pogawędki. Dla panów służba przynosi kawę, a dla cesarzowej i dam szydełkową robótkę. Przez dwadzieścia minut trwa ten rytuał – szydełkowanie i kawa. Nie wolno wtedy palić, co jest dla towarzyszących monarsze oficerów wprost nieznośne. Gadanie bez tytoniu to tortura. Wreszcie koniec, robótki zostają wyniesione, panie żegnają się i wychodzą, panowie mogą sięgnąć po cygara, służba wnosi koniak i likiery. Pogawędka trwa dalej, póki cesarz nie wyczerpie tematu.


 

Po co ja to wszystko piszę miast lamentować nad podłością Tuska, głupotą Komorowskiego i przeniewierstwami Palikota? Piszę to ponieważ w czasie lektury wspomnień Wojciecha Kossaka dotarło do mnie jaka jest prawdziwa natura władzy i co takiego rozpoczęło się latem roku 1914. Otóż władza może być albo święta albo tajna. Nie ma innej możliwości, bo inna władza po prostu nie spełnia swojej funkcji, nie działa. To znaczy działa jakiś krótki czas, a następnie degeneruje się w brzydki sposób. W Europie począwszy od dnia kiedy rządy w Rzymie objął Oktawian August aż do lata roku 1914 władza miała charakter sakralny. Wiązało się to początkowo ze świętością osoby Cezara, a potem z namaszczeniem władców świeckich przez namiestników Chrystusa na Ziemi. W ostatnich stuleciach trwania owej świętej władzy czyniono już przymiarki do tego, by zamienić ją na władzę tajną. Pół tajny charakter miała organizacja ojców Jezuitów przed ich rozwiązaniem i odwróceniem wektora ich działalności w stronę przeciwną, potem powstały inne półtajne organizacje o charakterze świeckim. No, a jeszcze później poszło już z górki. Póki nie było ruchu robotniczego i masy, organizacje te były w zasadzie niegroźne. Potrzeba im było solidnego narzędzia i to narzędzie zostało stworzone. Były nim rzesze niezadowolonych ze swojego życia ludzi z fabryk. Ponieważ jednak świat i jego władcy namaszczeni przez biskupów byli ludźmi przytomnymi, do końca bronili się przed upadkiem i zagładą. I gdzie niegdzie to się nawet udało. Na przykład w Wielkiej Brytanii. Udało się kosztem dużych kompromisów, ale bez ofiar właściwie. I na tym polegał sukces. Na kontynencie jednak wszystko poszło źle. Wręcz potwornie. Czasy pomiędzy rokiem 1914 a 1945 to faza przejściowa pomiędzy epoką władzy świętej a epoką władzy tajnej. Najsilniejsi ówcześni gracze; Hitler i Stalin to wprost zaprzeczenie władców namaszczonych i świętych, ich antyteza. To świnie przebrane w korony, potwory i żywe diabły. Ale to tylko etap przejściowy, bo nie da się odwrócić tysiąca lat historii tak łatwo jak odwraca się karty w pasjansie. Trzeba na to czasu.


 

Lata powojenne, lata sukcesu i prosperity to czas kiełkowania i umacniania się nowych ośrodków władzy, których obywatel żyjący ułudą i fikcją nie zna i nigdy nie pozna. Nie wiem czy proces ten się zakończył. Patrząc jednak na Rosję, gdzie wszystko się zaczęło mam wrażenie, że jej władcy mają jeszcze plan awaryjny, że nie wystarcza im pociąganie sznurkami zza kulis. Ideałem bowiem dla ludzi pokroju Władimira Putina byłaby władza tajna i święta jednocześnie. Na świecie zaś jest tylko jeden kraj, gdzie znajduje się odpowiednia dla takiej rośliny gleba – to Rosja właśnie. Jak to się skończy nie wiem. Mam tylko jeszcze jedno spostrzeżenie – owa świętość władzy, świętość rzymska, pogańska i chrześcijańska potem wzięła się początkowo z uświęconej osoby cezara, a później z uświęcenie osoby każdego człowieka, co dokonało się poprzez odkupienie grzechów na Krzyżu. Tak to sobie tłumaczę, być może błędnie. Co będzie dalej nie wiem i trochę się niepokoję. Głównie o dzieci.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka