coryllus coryllus
1461
BLOG

My i oni

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 15

 Co jakiś czas los styka mnie z jakimś dawnym znajomym, rozmowa po wstępnych uprzejmościach i garści wspomnień z lat szkolnych schodzi nieubłaganie na politykę, ale częściej na to co w telewizji. I tu jest kłopot, bo ja telewizora nie mam. Moi, napotykani co jakiś czas znajomi, mają jednak telewizory i to co w nich wieczorami oglądają stanowi przedmiot rozmów prowadzonych potem przez nich w gronie znajomych. Postaci zaś z telewizora, te fikcyjne jak ksiądz z filmu „Plebania” i te prawdziwe jak Monika Richardson czy sędzia Wesołowska, zaczynają im się mieszać i ich rzeczywisty charakter jest już nie do rozpoznania. To jest chyba celowo przez telewizje aranżowany efekt, bo inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Byty takie jak Wesołowska czy Richardson muszą stać się równe w ludzkiej świadomości Conanowi Barbarzyńcy, Kimicicowi czy Audrey Hepburn. To musi się stać po to, by granica pomiędzy nami i onymi pozostała na zawsze nie zasypana.
 

Telewizja III Rp w całości robiona jest przez ludzi dawnych układów lub ich potomków. Jest ona narzędziem władzy i służy właściwie już tylko do dyscyplinowania ludzi oraz nakłaniania ich do kupna różnych niepotrzebnych rzeczy. Ci zaś, którzy się w telewizji pokazują są od dawna nazywani idolami. Można się z tego śmiać i nie traktować tej sprawy poważnie, ale wczorajszy występ Moniki Richardson przekonał mnie, że jednak trzeba się nad tym chwilę zastanowić.


 

Telewizja dziś, o wiele skuteczniej niż za komuny, zawłaszcza sferę sacrum. Czyni to właśnie poprzez eksploatację obszarów do tej pory pozostawionych jakimś przypadkowym osobom, czyli poprzez rozrywkę. Wszystkie programy rozrywkowe służą wykreowaniu ludzi, którym człowiek siedzący przed telewizorem ma oddawać hołd, którym ma poświęcać swoje myśli, o których ma mówić z kolegą z lat szkolnych przypadkowo spotkanym na ulicy. I to już nie są żarty. Nie są z tego powodu, że mamy całą, długą listę tematów, o których warto byłoby porozmawiać, ale rozmowa ta z samego tylko faktu istnienia telewizji jest niemożliwa do przeprowadzenia. Jeśli zaś zaistnieje to w obszarach określanych szyderczo jako psychiatryk24. Tyle, że sieć, która była do niedawna synonimem wolności zapełnia się także sterowanymi dyskusjami na „ważne tematy”. Proces kreowania internetowych gwiazd jest jeszcze w powijakach, ale myślę, że udoskonali się wkrótce i wtedy będzie już tak jak w telewizji.


 

Może jednak nie? Telewizja wszak opanowana jest przez postkomunę i postkomuna używa jej do tego by poprawić sobie humor i przekonać się raz jeszcze po tysiąckroć, że ona cały czas rządzi i trzyma w rękach wszystkie sznurki. Cała reszta zaś może tylko słuchać. W sieci jest trochę inaczej. Tylko czy tak będzie dalej? Czy to się da utrzymać?


 

Nie trudno przecież wyobrazić sobie, że grupa autorów o pewnych ambicjach zostanie mile połechtana propozycją wejścia w sferę dostępną teraz jedynie dla dziennikarzy, publicystów i polityków. Nie na równych prawach oczywiście, ale na razie póki co na prawach, czy ja wiem? Może obserwatora? To tak jak z tańcem z gwoździami. Jest oferta i jest odzew. W dodatku wszystko odbywa się w imię wolności i utrzymania standardów. Pomysł z wykreowaniem blogosfery innej niż polityczna zdaje się, choć mogę się mylić, został odłożony na bok. Pozostaje więc to w czym uczestniczymy wszyscy, psychiatryk24 i kilka innych witryn, gdzie gromadzi się polityczna publicystyka.


 

Jest trochę ciasno, a blogerzy stają się grupą podobną do diaspory na emigracji. Żeby zachować odrębność muszą uczestniczyć w rytuałach. Kiedy ktoś się wyłamuje może zostać oskarżony o zdradę. To łatwe i często rzucane odium. Może też zostać po prostu zamilczany jeśli nie będzie uczestniczył w zaprogramowanej debacie. Zbliżamy się bowiem w sieci do momentu kiedy wolność wypowiedzi oznaczać będzie jak najdokładniejsze powtarzanie wyjątków z pism kanonicznych i jak najgłębsze pokłony oddawane autorytetom sieci. Schemat z innych mediów zostanie powielony tutaj i chyba się przed tym nie uratujemy.


 

Mieliśmy ostatnio przykład tego mechanizmu w czasie dyskusji o filmach Stanisława Barei i roli jaką ten reżyser odegrał w najnowszej historii. Tak dalece pozbawionej refleksji reakcji czytelników nie spodziewał się chyba nikt. Tak długiej listy komunałów i „prawd objawionych”, które zostały wyrecytowane na blogu moim, Jareckiego, księdza Busoni i Freemana nie słyszeliśmy chyba od czasu kiedy w TV pokazywał się Jerzy Urban. Okazało się przy tym, że nie myśl, wątpliwości, polemika i wolność są ważne, ale kult. W dodatku kult mocno podejrzany.


 

Tak się właśnie wyraża moim zdaniem triumf post komuny nad narodem. W postaci kreowania nowych świętych, martwych i żywych. W tym miejscu kopie się przepaść pomiędzy nimi a nami. Święci zaś – co widać na przykładzie Barei i Richardson chociażby, służą dziś nie do tego, by czerpać z nich wzór, bo to taki przepraszam za wyrażenie „myk” jest w ogóle poza obszarem prowadzenia dyskusji. „Święci” służą do tego, by pokazywać chamom gdzie jest ich miejsce. I oni czynią to nader skutecznie. Nie wierzycie? Spróbujecie zainteresować filmem „Miś” kogoś, kto żył w normalnym świecie, kto nie był każdego dnia upokarzany przez system, kogoś kto zna swoją wartość. Spróbujecie go przekonać, że wy – śmiejąc się z tego, wierząc, że film ten robiony był w dobrej wierze – godni jesteście jeszcze szacunku.


 

Jak zwykle zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl. Gdzie można kupić moje książki „Baśń jak niedźwiedź” , „Dzieci peerelu” oraz ostatnie egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego”

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka