Niezwykle trudno jest człowiekowi bez żadnego wykształcenia, z wielkimi ambicjami i jeszcze większymi frustracjami, który dostał szansę zaistnieć w polityce uwierzyć, że nie jest wybrańcem. Wiara ta spływa nań zaraz po tym jak zostanie szefem powiatowych struktur partii, jak dadzą mu możliwość przemawiania do osób, które akurat muszą go słuchać i nie mogą po prostu wyjść z sali. Tak się dzieje w każdej partii, nawet w tych które są przedmiotem admiracji mojej i czytelników wszystkich moich blogów. To jest konstatacja przykra, ale uważam, że konieczna przed wyborami właśnie.
Pamiętam dokładnie lipiec zeszłego roku, kiedy to zostałem przez Toyaha zaproszony do udziału w debacie blogerskiej, która miała się odbyć w sztabie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości. Sztab mieścił się w hotelu Europejskim, a nastrój w nim nie był wcale podniosły. Nie rozumiałem dlaczego tak się dzieje i nie mogłem zrozumieć dlaczego ludzie odpowiedzialni za sukces zachowują się tak jakby za chwilę mieli opuścić pokład tonącego okrętu. – Tacy są politycy – pomyślałem – nie można na nich liczyć, są infantylni, miałcy i mają jakieś swoje interesy do ugrania. Trudno. Trzeba robić swoje.
Pamiętam jak przekonywaliśmy wtedy ludzi, że zwycięstwo jest możliwe, a nawet pewne. I jak sami w to wierzyliśmy. W tłumie stała Elżbieta Jakubiak, po terenie kręcił się Poncyliusz, a Kluzikowa poszła gotować dzieciom zupę. My zaś, jak te ostatnie frajery, przekonywaliśmy ludzi o tym, że Jarosław Kaczyński wygra wybory prezydenckie. Wszyscy wiemy co było potem i gdzie dziś jest Kluzikowa, Jakubiakowa i Poncyliusz – ludzie obdarzeni najwyższym zaufaniem i wyznaczeni do zadania, które powinni rozegrać z całą odpowiedzialnością, mocą i konsekwencją na jakie tylko było ich stać. Wiemy także gdzie jesteśmy my – my jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy w zeszłym roku. I przed naszymi oczami odbywa się dokładnie ten sam spektakl tyle, że role są obsadzone przez kogoś innego.
Charakterystyczne po tym naszym zeszłorocznym spotkaniu, było to że postanowiliśmy nie krytykować nikogo na blogach. Nie wierzyliśmy, że ludzie, odpowiedzialni za kampanię to po prostu zdrajcy, a ich działanie to sabotaż. Myśleliśmy, że krytyka może jedynie osłabić PiS. Otóż był to błąd. Żadna krytyka jeszcze nikogo nie osłabiła. Przeciwnie, krytyka wzmacnia. Nawet niezasłużona. Należy poza tym - jak powierdział to ostatnio Jarosław Kaczyński do poraw podstawowych. Nie sposób się więc od niej powstrzymywać.
Patrząc dziś na to co dzieje się ze sztabem wyborczym Prawa i Sprawiedliwości oraz z tak zwanymi „naszymi” mediami odnoszę wrażenie, że będzie to samo. Pomiędzy bowiem Jarosławem Kaczyńskim a wyborcami znajduje się gruba na kilometr warstwa działaczy, których cechuje to co opisałem w pierwszym akapicie; pogarda dla wyborcy wynikająca z własnej małości i ambicyjek. To nie jest nawet ukrywane. To jest podstawowa cecha, która rzuca się w oczy w kontaktach pomiędzy politykami PiS średniego szczebla a wyborcami, oraz pomiędzy ludźmi tak zwanych „naszych” mediów a czytelnikami.
Przejdźmy do konkretów. Od dawna już mówi się o nowym tytule prasowym, który wsparłby PiS w wyborach. To gadanie, im dłużej trwa, tym bardziej jest absurdalne. Gazety nie robi się z tygodnia na tydzień, ani tym bardziej z dnia na dzień, a jeśli tak właśnie się ją robi to tylko po to by potem cały interes z dnia na dzień zamknąć lub sprzedać. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak właśnie było z tygodnikiem „Uważam Rze”. Powstało to nagle, ku zaskoczeniu wszystkich, w czasie prowadzenia negocjacji o sprzedaży Presspubliki, a potem, raptem pół roku po powstaniu zostało wraz z flagowym tytułem opędzlowane jakiemuś panu, co lubi nowoczesne technologie. To oczywiście może być przypadek, ale pozwolicie, że weń nie uwierzę. To było działanie zaplanowane i obliczone na sprzedaż. Uważam, że sam fakt iż zebrano w tym piśmie tak szeroki garnitur nazwisk od prawa do lewa świadczył o tym właśnie. Rolicki, Mistewicz i Łysiak, do tego „bardzo śmieszny” Mazurek i „jeszcze zabawniejszy” Zalewski. Pyzy z zasmażką po prostu. A na koniec jeszcze trochę zasmażki. „Uważam Rze” miało ponadto tytuł tak idiotyczny, że aż się w to wierzyć nie chce po prostu. Myślę, że wkrótce zostanie on zmieniony, lub tygodnik po prostu zamkną. Jeśli zaś nie to po prostu zamienią go w jeszcze jedno pismo atakujące Jarosława Kaczyńskiego. Najlepsze było to, że „Uważam Rze” traktowane było przez czytelników jak pismo prawicowe i niezależne, które ma konkurować z GW. Żaden pojedynczy tytuł nie może konkurować z GW, bo GW to potężna korporacja, a konkurować z nią może tylko inna potężna korporacja. Nie zaś małe sprzedawane za grosze wydawnictwa. Nawet takie jak „Presspublica”. Jeśli ktoś zaczyna promować nowy tytuł od stwierdzenia, że ma on konkurować z GW to możemy z miejsca mieć pewność, że jest to oszust i cele jego są inne. Chodzi mu o jak najszybsze wypromowanie tytułu, przyciągnięcie czytelników, a następnie sprzedanie go po dobrej cenie. Człowiek, który naprawdę będzie konkurował z GW nie zacznie od rozgłaszania swoich planów w telewizji i nie będzie o tym bez przerwy gadał, poprawiając sobie notowania u kolegów z kanapy.
„Uważam Rze” to jednak mały pikuś. Na mieście gadają, że ma powstać nowy prawicowy dziennik. Więcej, ma to być tabloid. Dlaczego? Otóż dlatego, że target prawicowy to jest target tabloidów. Czyli inaczej mówiąc, my wszyscy, którzy piszemy blogi, którzy przychodzimy na spotkania z politykami „Prawa i Sprawiedliwości”, wszyscy czytający prawicową publicystykę, kupujący książki wydawnictwa „Arcana” i czekający aż Cenckiewicz napisze książkę o pułkowniku Matuszewskim, my wszyscy jesteśmy motłochem. Dziennik zaś dla nas przeznaczony ma być tabloidem. Na prawicy jest bowiem motłoch prawdziwy, nie są nim jednak wyborcy, ale ci wszyscy „menedżerowie średniego szczebla” oraz ich funkcyjni, którzy wpadają na takie pomysły. To jest autentyczny, szczery i nie znający hamulców motłoch. Ludzi ci nie znoszą krytyki, zasłaniając się zagrożoną jednością prawicy, rozbiciem na frakcje lub innymi bzdurami. Dobrym pretekstem by krytykę powstrzymać są także wybory. – Nie możemy o tym mówić przed wyborami. A potem – nie możemy o tym mówić zaraz po wyborach. Później będą nowe wybory i kolejne. To kiedy mamy o tym mówić? Jak nie będzie wyborów? Wtedy nie da się już nic powiedzieć.
Postawmy więc sprawę jasno – wyborcy, uczestnicy manifestacji, ludzie z Solidarnych 2010, blogerzy, czytelnicy, komentatorzy, słuchacze radia Maryja i czytelnicy prasy prawicowej są manipulowani przez motłoch. I teraz właśnie motłoch doszedł do wniosku, że trzeba dać tym biednym ludziom, czyli nam nową gazetę. Na trzy miesiące przed wyborami. Gazeta ta ma spełnić oczekiwania motłochu. Nie nasze przecież, bo te są inne. Ma być robiona przez motłoch i zaspokoić ma jego najniższe instynkty. I tak będzie. Do wyborów. Potem zaś tytuł zostanie zamknięty lub sprzedany. My zaś będziemy milczeć, bo nie można nic mówić przed wyborami, po wyborach, ani w ogóle nigdy.
Pisałem to już, ale jeszcze powtórzę; przeciwko przeciwnikowi takiemu jak PO nie można iść mając w ręku oszukane argumenty, a za sobą oszukanych ludzi. Nie można kłamać wyborcom i kokietować przeciwnika jednocześnie jak to robiły Kluzik i Jakubiak w zeszłym roku. To jest podłe. Tak po prostu. Podłe. Nie oszukane, niskie czy nieeleganckie, ale podłe.
Pokusa na jaką wystawiony jest motłoch jest rzeczywiście olbrzymia, ale to nie powinno nas obchodzić. Wobec argumentów motłochu nie powinniśmy milczeć. Nie wolno.
Powtórzę jeszcze jedno. W tak nadzwyczajnej sytuacji w jakiej znajduje się dzisiaj Polska, do zwycięstwa potrzebne są nadzwyczajne środki i nadzwyczajni ludzie. W żadnym razie nie motłoch. On tych wyborów nie wygra. Przegra j, tak jak przegrał zeszłoroczne, a potem każe nam milczeć i czekać w milczeniu na następne. Tyle, że tych następnych może już nie być.
Wszystkich rzecz jasna zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Znajdą się tam wkrótce teksty dalece odmienne od tego do czego przyzwyczajają czyetlnika coiraz bardziej sformatyzowane platformy blogerskie. Myślę, że będą ciekawe. Są tam oczywiście moje książki, które można kupić, a wkrótce znajdzie się tam także książka Toyaha, bo znakomitym zupełnie tytułem, którego póki co nie zdradzę. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka