coryllus coryllus
734
BLOG

Włócznia złego

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 1

 Życie każdego z nas pełne jest olśnień, które są źródłem wiedzy prawdziwej. Nie wierzę i nigdy nie wierzyłem w jakieś mozoły poznawcze, doprowadzające człowieka do triumfów i wielkości. Per aspera ad astra to jest hasło oszukane, dobre dla sprzedawców żyletek i polis ubezpieczeniowych. Przed kilkoma tygodniami dotarła do mnie, w formie bardzo kolorowego błysku informacja o tym iż nasza publicystyczna działalność jest – o ile nie poczyni się w niej istotnej modyfikacji – działaniem czczym i pozbawionym sensu. W zasadzie publicysta internetowy, anonimowy publicysta, może zrobić tylko jedno – stać się tubą propagandową dla nie zawsze swoich idei i nie zawsze swoich znaczeń. Słowem iść na kompromisy. Wtedy czeka go sława, a jego nick będzie wielokrotnie wymieniany w dyskusjach.

 

Nie zmieni to rzecz jasna niczego w warunkach, które zostały nam zadane, ale pozostawi w sercu publicysty miły szmerek, a w głowie jego szum oraz muzykę, która przez długi czas brana będzie za muzykę sfer. To bowiem co utożsamiamy, my polscy publicyści internetowi ze złem, ma się dobrze, a wręcz coraz lepiej i nasze mniej lub bardziej szydercze i wesołkowate felietony nie mogą mu nic zrobić. Mogą to zło jedynie rozśmieszyć, a nas samych narazić na pokusę zostania arbitrem gustów i poglądów.

 

Mamy oto trupa Andrzeja Leppera i szereg spekulacji wokół niego. Mniej lub bardziej zalatujących prozą Łysiaka i Ludlumem. Mamy także komentarze telewizyjne i dyskusje o tym trupie, które – jedna w drugą – przypominają rozprawę z wampirem. Przedwczoraj siedział sobie w studio telewizyjnym mój ulubieniec pan Mistewicz z Michalskim i jakimś jeszcze szamanem, którego nie znam. Mówili o tym, że zmarły Andrzej Lepper nie miał żadnych szans na przekroczenie progu wyborczego. Mówili o tym i nie mogli ukryć radości z faktu, że mamy tego trupa i że on już nie będzie startował w wyborach. Mistewicz był tak rozanielony, że w fałdach tłuszczu gdzieś zniknęły mu oczy, a Michalski kiwał głową z takim zapałem, że zacząłem się obawiać czy mu ta głowa nie odleci przypadkiem i nie potoczy się pod stół. Niewiele doprawdy brakowało. Wszystko jednak skończyło się dobrze i po występie trzech panów mogliśmy wysłuchać czwartego, który stał przez warszawską siedzibą Samoobrony i mówił o tym z jakim mozołem i pieczołowitością przeprowadzane będzie śledztwo w sprawie samobójstwa Andrzeja Leppera. Mówił także ów jegomość o tym, że tak zwane czynności trwać będą jeszcze wiele godzin zanim cokolwiek zostanie wyjaśnione. Nie przestał mówić nawet wtedy kiedy na dole ekranu pojawił się pasek z informacją o tym, że prokuratura wykluczyła już udział osób trzecich w samobójstwie szefa Samoobrony.

 

Możemy sobie tutaj powiedzieć, że to jest oczywiście drobiazg, bo nie takie rzeczy latały w TVN24 i nie ma się co ekscytować jednym głupim, propagandowym lapsusem. Myślę, jednak, że z braku tak zwanego laku może on nam posłużyć jako punkt etapowy do dalszych naszych rozważań na temat sensu zajmowania się internetową publicystyką.

 

Otóż ja sens ten widzę jedynie wtedy kiedy autor jest znany publiczności i kiedy z tą publicznością spotyka się i rozmawia. Naraża to rzecz jasna autora na liczne niebezpieczeństwa, ale per saldo się opłaca. Bo cóż to byłby za autor, który bałby się konfrontacji z czytelnikami oraz ich wątpliwościami? Fakt ten jest istotny także z tego względu, że blogosfera i blogi stanowią punkt wyjścia dla tworzenia pomiędzy autorem a czytelnikiem innego niż znane dotychczas rodzaju więzi. Nie chcę tu jeszcze używać słowa wspólnota, ale ono się narzuca jakoś tak oczywiście i jawnie. Autor anonimowy, mający wszelkie atrybuty mistrzowskiego szermierza i polemisty nie ma żadnych szans z przekazem, o którym napisałem wyżej. Szyderstwo, nawet najostrzejsze przestało już być bronią, a stało się czymś w rodzaju kostiumu, który autorzy przybierają po to by przyzwyczajona do ich występów publiczność klaskała w odpowiednich momentach. Ani na zło, ani nawet na tego przygłupa Michalskiego nie ma ono żadnego wpływu. Posunąłbym się nawet do twierdzenia, że ono im schlebia. Tak właśnie - schlebia. Ja przynajmniej – będąc Michalskim – czułbym się mocno pokrzepiony taką ilością bezsilnych szyderstw na swój temat pojawiających się u autorów uznawanych w blogosferze za wybitnych.

 

Jeśli nie szyderstwo to co? Jeśli nie szyderstwo to oczywiście tak zwana „wiarygodna informacja”. Popyt na wiarygodną informację jest ogromny, ale wobec oceanu informacji niewiarygodnych, nieprawdziwych czyli po prostu kłamstw rozpoznanie informacji wiarygodnej jest trudne. Żeby czytelnik sobie z tym poradził informacja wiarygodna musi być przypisana do określonego autora. Słowem – autor o określonym nicku musi zdobyć sobie pozycję człowieka, który dostarcza informacje wiarygodne. To czy one będą rzeczywiście wiarygodne czy nie jest tutaj kwestią drugorzędną. Liczy się wiara w autora. Jeśli autor ten jest anonimowy, zło nadal pozostaje bezkarne i swobodne, bez względu na liczbę działających aktualnie komisji śledczych i postępowań w sądach, które jak wiadomo nie działają tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Wskazanie zła i jego napiętnowanie ma oczywiście znaczenie, ale już od dawna nie jest to bomba, której eksplozja może kogokolwiek przestraszyć. To fajerwerk służący do prezentacji jakichś nowych osób lub oświetlenia placu boju i dobitnego wskazania widzom jak bardzo jesteśmy słabi i jak silny jest przeciwnik.

 

Część osób wierzy oczywiści w to, że po wyborach wszystko się zmieni, bo nawet jeśli nie zakończą się one sukcesem PiS to dadzą tej partii tyle pola manewru, by mogła ona realnie przeciwstawiać się złu w naszym imieniu i z naszym błogosławieństwem. Oby tak było jak sobie ludzie wyobrażają, ale obawiam się, że będzie inaczej. Nie dojdzie do reformy sądów i nie będzie lustracji. Wszystko pozostanie po staremu, może tylko podejście do publicystów internetowych, jedynych przegranych w tej konfrontacji nieco się zaostrzy i obrażeni politycy różnych opcji wniosą jakieś pozwy do naszych od zawsze niezawisłych sądów. Siła rażenia zaś jaką będziemy wówczas dysponować nie wystarczy już nawet do tego, by połechtać ego Michalskiego, że o Orlińskim nie wspomnę.

 

Wróćmy teraz do więzi pomiędzy autorem a czytelnikami. Oto anonimowi autorzy pozostają anonimowi ponieważ obawiają się, że ujawnienie ich danych może być dla nich niebezpieczne. Nie przeszkadza im to jednakże omawiać szeroko kwestii braku anonimowości w internecie i łatwości wykrycia każdego, kto zabiera się za publikowanie w jednej z blogerskich witryn. Owa rozbieżność jest tutaj bardzo ważna, bo można za jej pomocą ukręcić silną bardzo wątpliwość tyczącą się intencji, która każe autorom pozostawać anonimowymi.

 

Niebezpieczeństwa oczywiście są, ale czy są one tak wielkie jak sądzimy? Jeśli tak, to według mnie należałoby się jak najszybciej ujawnić się, zorganizować konferencję prasową, szereg spotkań z czytelnikami i fanami czyli pokazać na ile jest się silnym i na ile popularnym. Jeśli bowiem cokolwiek jeszcze może przywrócić zło do opamiętania to demonstracja silnych więzi pomiędzy członkami społeczności tworzących się wokół blogów i nie tylko wokół blogów. Ja wiem oczywiście, że Grzegorz Braun ma sprawę w sądzie o pobicie pięciu policjantów w pojedynkę, ja wiem, że sprawa ta toczy się za zamkniętymi drzwiami i wiem, że prócz Brauna nikt na te rozprawy nie przychodzi. A powinien, bo Grzegorz Braun jest człowiekiem rozpoznawalnym i popularnym. Może powinien prowadzić bloga? Może wtedy jego czytelnicy pomogliby mu w jakiś sposób?

 

Wiem także, że kiedy miałem niedawno do rozwiązania poważny problem ze SKOK-iem cały szereg osób związanych emocjonalnie z moim blogiem pomógł mi tę sprawę rozwiązać w sposób zadowalający o tyle, że był to jedyny sposób na jej rozwiązanie. I ja się z tego bardzo cieszę, tym bardziej, że jestem o wiele mniej od Grzegorza Brauna popularnym autorem.

 

W czasie ostatniego spotkania autorskiego w Szklarskiej Porębie zaś poznałem ludzi, którzy poświęcili spory kawał swojego czasu po to tylko by spotkać się ze mną i posłuchać co mam do powiedzenia. Przyjechali tam po prostu z Wrocławia. To duże poświęcenie, za które chciałem niniejszym serdecznie podziękować. Spotkanie to zainicjowane zostało dość spontanicznie przez właścicielkę hotelu Magnes w Szklarskiej Porębie, osobę niezwykłą, o niespotykanej dynamice, która stworzyła tam coś do czego na pewno jeszcze wrócimy, ja i moja rodzina, a mam nadzieję, że także inni sympatycy i czytelnicy tego bloga. Dom pani Justyny świetnie się nadaje na wszelkiego rodzaju spotkania tajemne, wymagające dużych rezerw zaufania od uczestników tych spotkań. Miejsce jest naprawdę niesamowite. Na korytarzach pachnie ambrą, a drzwi – chyba każde – mają więcej niż sto lat.

 

Podają tam także holenderskie naleśniki, wielkie jak sombrero, z zapiekanym w środku serem, grzybami, wędliną i czym tam sobie zechcecie. W hotelu Magnes w Szklarskiej Porębie można także od wczoraj kupować moje książki.

 

Więź pomiędzy autorem a czytelnikami jest ważniejsza nawet niż to co zwykliśmy nazywać niezależnością autorów. Autor bowiem stawiający na czytelników to autor niezależny z założenia. Autorzy, którzy czytelników nie znają i znać z jakichś powodów nie chcą – bo na przykład kojarzy im się to z tanią popularnością, a nie oto przecież chodzi – dają do zrozumienia, że funkcją ich publicystyki jest coś innego niż tylko gromadzenia ludzi wokół określonych i rozpoznawalnych treści.

 

Powtórzę – nic poza silnymi wspólnotami nie jest dziś w stanie powstrzymać sił, którym się tu przeciwstawiamy. By zaś wspólnota taka miała odpowiednią do przeciwstawiania się złu siłę musi być oparta na jawności i nie może być oszukana. To znaczy członkowie takiej wspólnoty nie mogą być traktowani przedmiotowo. Nie będę tego póki co rozwijał, bo przyjdzie jeszcze na to pora. Na razie zostawiam Was z tym do powyżej i oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić książkę Toyaha „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie” a także moje książki oraz ostatni egzemplarz tomiku poezji ojca Antoniego Rachmajdy pod tytułem „Pustelnik północnego ogrodu”. Sprzedaż „Pustelnika” wznowimy jak tylko wydawnictwo „Flos Carmeli” dostarczy mi kolejne egzemplarze. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka