Porządki w naszym kraju dalece odbiegają od tego co uważamy za standard na Wyspach. U nas jednak nie zdarzają się takie rzeczy jak tam ostatnio. Nie ma agresywnych wyrostków, którzy wybiegają na ulicę i niszczą samochody i sklepy. Można oczywiście powiedzieć, że przyczyną tego jest brak murzyńskich gett, ale takie stwierdzenie to czysty rasizm i nikt głośno w telewizji tego nie powie. Ja mam jednak wrażenie, że u nas jest o wiele więcej powodów do gwałtownych objawów sprzeciwu niż na Wyspach. Nikt jednak nie protestuje, a jeśli już to tak jak pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu lub na demonstracji 10 kwietnia. Protesty te są całkowicie przewidywalne, jednym zaś nieprzewidywalnym ich elementem jest zachowanie sił porządkowych. Inaczej w Brytanii. Chuligani niszczą i palą co się da, a policja patrzy i nie wie co zrobić. Tak to wygląda z wierzchu i nikt chyba nie zadał sobie jeszcze trudu by zajrzeć pod spód.
Więcej, wszyscy komentujący wieszczą rychły koniec cywilizacji na wyspach, apokalipsę, upadek porządku i zagładę. Tak właśnie. Wszystko to ma nastąpić w Wielkiej Brytanii, bo tam policja nie radzi sobie z demonstrantami. U nas upadku nie będzie bo jest inaczej – policja ma wszystko pod kontrolą i potrafi zapanować nad każdą ruchawką, nawet nad taką która tylko stoi pod krzyżem i się modli.
Czytam te lamenty i wyjść z podziwu nie mogę, że napisali je ludzie inteligentni przecież i rozumiejący wiele. Ludzie, którzy w dodatku na Wyspach mieszkają i zamierzają tam pozostać długo, być może na zawsze. I nie wierze w to, że w ich sercach jest jakaś wątpliwość – mam na myśli szczerą wątpliwość – dotycząca destabilizacji – mam na myśli poważną destabilizację sytuacji w Wielkiej Brytanii. Miło jest po prostu – żyjąc w kraju o mocnej tradycji i silnych więziach łączących obywateli pomartwić się trochę o jego przyszłość. O przyszłość Polski też się można martwić w widowiskowy i sympatyczny sposób kiedy się jest daleko od niej. Natomiast będąc na miejscu można być tylko optymistą. Inaczej nie wypada. U nas bowiem może być tylko lepiej. My mamy wszystko przed sobą, sukces, stabilizację, piękne czasy i nieustającą prosperity. No i nie mamy murzyńskich gett. Nie to co oni. Tam jest naprawdę strasznie. Kradną buty, psują samochody, rabują McDonalds. Koniec świata po prostu.
Oj, dzieci, dzieci. Brytyjczykom nic się nie stanie. Podobnie jak Niemcom i Francuzom. Nawet jeśli spłonie jeszcze kilka samochodów, nawet jeśli potłuką witryny jeszcze kilku sklepów. Naprawdę nic. U nas za to tendencja jest odwrotna. Im więcej spokoju na ulicach, im bardziej zorganizowane i poważne demonstracje suną ulicami, im więcej poważnych dyskusji na forach i troski w głowach i sercach obywateli, im więcej racjonalnych i mądrych pomysłów na reformy tym gorzej. To o nas bowiem tutaj chodzi, nie o tych ogłupiałych czarnych w Londynie. Oni, choćby wykazywali się imbecylizmem doskonałym zawsze będą obywatelami swojego kraju, pełnoprawnymi obywatelami. My zaś, przez swój brak zdecydowania, aspiracyjny rys w charakterze i dziecinną kokieterię wobec obcych możemy co najwyżej awansować na emigranta. Tak jak Ironiczny z Rolexem. I to – w obecnej sytuacji, a także w kilku innych, wcześniejszych sytuacjach, jest dla nas jedynym wyjściem. Tu bowiem wbrew deklaracjom nikt nie będzie traktował nas poważnie. No chyba, że zaczniemy rabować sklepy z butami.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można nabyć książkę Toyaha pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, a także moje książki. Póki co nie ma już na składzie żadnego egzemplarza tomiku poezji (znakomitego) ojca Antoniego Rachmajdy zatytułowanego „Pustelnik północnego ogrodu”. Mam nadzieję jednak, że po 15 sierpnia będziemy sprzedawać tę poezję znowu. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka