Narzędziem, które ma posłużyć do zwycięstwa w najbliższych wyborach będzie, podobnie jak przy wszystkich poprzednich wyborach – profesjonalizm. Mówił o tym profesor Zybertowicz w swojej sławnej już wypowiedzi o coachingu patriotycznym. Profesjonalnie przeszkoleni ludzie będą pilnować inicjatyw patriotycznych, a w tak zwanym kluczowym momencie mogą – jak przypuszczam – posunąć się nawet do tego, że te inicjatywy przejmą i wykorzystają – w sposób profesjonalny oczywiście – w walce wyborczej. I nie mogę tu powstrzymać się od wyrażenia radości z faktu, że moja akurat patriotyczna inicjatywa podpisywana jest imieniem i nazwiskiem.
O jakich wyborach piszesz człowieku?! Ktoś z pewnością spyta. O najbliższych – odpowiem śmiało. W sieci pojawiają się z głupia frant sondaże wyborcze. Mówi się tam o szansach, o spadkach i przyrostach popularności. Sądzę więc, że nie od biedy będzie skreślić parę słów o wyborach właśnie oraz o tym dlaczego znowu zostaną przegrane. Za przegraną bowiem uznam każdy wynik, który nie da PiS znaczącej większości w Sejmie. Zanim do tego przejdę chciałbym jednak na chwilę zatrzymać się przy ostatnim tekście Toyaha. Który dotyczy tego o czym tu właśnie zaczęliśmy rozmawiać – profesjonalizmu. Pomieszcza oto Toyah fragment tekstu, który swoją niezawodną ręką skreślił ostatnio Eryk Mistewicz, a redakcja „Uważam Rze” wstawiła na kolumnę. Oto ten fragment:
„Dotychczasowe media, sytuując się jako jedyni obrońcy wolności i demokracji, tłamszą demokrację. Obsadzając siebie w roli strażników jej wartości, odmawiają jednocześnie tego prawa innym. Tak jak odmawiają użytkownikom sieci, zbiorowej mądrości”.
To ważny fragment, bo mówi on prawdę o funkcji mediów. I nie przekonujcie mnie, że nie mówi, bo Mistewicz jest manipulatorem i synem ubeka. Kiedy pisała o tym „Niezależna” byłem jedynym autorem, który odniósł się do tematu. Mistewicz to uznany autorytet w dziedzinie manipulacji i mediów, który występuje w charakterze eksperta w arcypolskim i prawicowym tygodniku „Uważam Rze”. Istotna jest tutaj ta relacja pomiędzy Mistewiczem a „Niezależną”. On bowiem mówi wprost do czego został powołany, podobnie jak jego koledzy dziennikarze z arcypolskiego tygodnika. „Niezależna” zaś odgrywa rolę dziewicy, która przypadkowo zabłąkała się pomiędzy żołnierzy frontowych i teraz nie wie co zrobić. Ja to jeszcze raz powtórzę, po raz już nie wiem który - nie ma naszych mediów. Próba budowania sukcesu na „naszych mediach” musi – powtarzam – musi zakończyć się klęską. Wszyscy bowiem widzą doskonale to o czym napisał Mistewicz i zmiana tego stanu rzeczy jest niestety poza politykami i poza elektoratem. Jest ona oczywiście także poza dziennikarzami i pracownikami mediów. Za pomocą mediów tłamszących demokrację nie da się wygrywać demokratycznych wyborów. Mam nadzieję, że to jest czytelne, wyraziste i jasne.
Teraz przejdę do sprawy, którą najbardziej ukochały wszystkie trole wchodzące na blogi mój i Toyaha. Czyli do naszych frustracji związanych z małym zainteresowaniem opinii publicznej. To jest dość istotne w kontekście mediów zwalczających demokrację. Ponieważ ja w przeciwieństwie do wielu dziennikarzy nie czuję się ani trochę sfrustrowany, a nawet jeśli czułem się tak przez jakiś czas to dawno mi przeszło. Czuję się pewnie i spokojnie. I mam głębokie przekonanie, że robię to co powinienem robić przez całe życie. I wiem jednocześnie, że takiego przekonania nie ma na przykład nasz gospodarz pan Igor, z każdej bowiem jego nowej inicjatywy i wypowiedzi, wyziera komunikat – chcę być biznesmenem. Niestety sprawy ułożyły się tak, że nasz gospodarz nie jest biznesmenem (lub jest nim w stopniu daleko go nie satysfakcjonującym), a komentatorem rzeczywistości politycznej. Ze mną jest inaczej. Być może dlatego, że ja postanowiłem zostać sławnym autorem jeszcze w dzieciństwie. I od tamtej chwili cel swój konsekwentnie realizuję nie zwracając uwagi na przeciwności losu i tak zwane okoliczności brzegowe, które – co istotne – nie sprzyjają mi w sposób wprost wyjątkowy. Uważam w dodatku, że jest to jedyna droga do sukcesu prawdziwego. Stąd pewnie bierze się moja niechęć, obrzydzenie wręcz do tego co w naszych czasach zwykło nazywać się profesjonalizmem oraz do wszelkiej taktyki obliczonej na efekt połowiczny. Hier un heute – jak mówią Niemcy – to jest zwycięstwo. Nie ma odkładania na później i wzajemnego czarowania się.
Powtórzymy więc jeszcze raz to co napisał Mistewicz w arcypolskim tygodniku – media niszczą demokrację. Skoro tak, nie mogą być użyte do zwycięstwa w demokratycznych wyborach. Nie mogą i już. Jeśli zaś ktoś próbuje ich do takiej walki używać to jest albo głupi albo złośliwy. Mnoży bowiem pośredników na drodze do sukcesu i sprawia, że budżet na sukces przeznaczony zmniejsza się znacznie, a droga i droga do tegoż sukcesu się wydłuża. Nie można więc mówić o „naszych mediach”. Media są tylko „ich” i żadne z mediów, nawet słynny jasnowidz z Człuchowa Krzysztof Jackowski, nie może się od swojej szkodliwej roli uwolnić.
Powiedzmy sobie teraz wyraźnie na czym sukces polega. Otóż każdy sukces: wyborczy, militarny, biznesowy czy miłosny, polega na zminimalizowany liczby pośredników, a jeśli to możliwe całkowitym ich wyeliminowaniu. Jeśli zajdzie taka skrajna potrzeba również fizycznym. I tak się czyni, wystarczy pooglądać filmy wojenne. Jeśli więc politycy, partia, czy jakaś inna siła polityczna, jakich ruch społeczny, związkowy czy inny, mówi o tym, że w wyborach zwycięży za pomocą „naszych mediów” lub „naszych służb” to przegra. A nie dość, że przegra to jeszcze zniechęci do siebie na długie lata ludzi, którzy mogliby mu pomóc. Komunikat bowiem o „naszych mediach” jest od dawna już komunikatem fałszywym i wszyscy doskonale to czujemy. Czują to także ludzie, którzy nie chodzą do wyborów. Nie są oni bowiem szkodliwymi i głupimi trollami, jak to się wydaje niektórym. Są to ludzie, którzy oczekują na ofertę. Jeśli oferta jest słaba, nie są nią zainteresowani, jeśli z ofertą przychodzi pośrednik również nie są nią zainteresowani, bo pośrednik to ktoś kto pobiera prowizję. I nie wiadomo w jakiej wysokości. W sprawach zaś politycznych prowizje pośredników to temat osobny i wręcz niewyczerpany. Sukces zaś to eliminacja pośredników.
Na ostatnim spotkaniu z Hybrydach celnie w tej sprawie wypowiadał się poseł Pięta z Bielska Białej, z którego troszkę tu ostatnio szydziłem. Otóż poseł Pięta wyznał, że wiele czasu spędza w terenie i rozmawia z wyborcami. To jest jedyna droga i wypada mi wyrazić radość z tego powodu, że pan poseł o tym wie. Tak się jednak składa, że zło nie śpi i kiedy już politycy PiS, przynajmniej ci młodsi zorientowali się, że kontakt bezpośredni to jedyna droga, ktoś podsunął profesorowi Zybertowiczowi pomysł katalogowania inicjatyw patriotycznych i szkolenia liderów przy pomocy coachów. I poseł Pięta, miast postawić na swój naturalny wdzięk, zachowuje się właśnie tak jakby go przeszkolił jakiś patriotyczny coach. I o to się właśnie do niego przyczepiałem.
Mamy więc sytuację taką – wszystko jest pod kontrolą, tylko nie wiemy czyją. Wszelkie obiecanki mają charakter pokusy, a słowem kluczowym, które je demaskuje jest słowo – profesjonalizm. Czy to jest coś nowego? Oczywiście, że nie. To jest sytuacja znana z różnych wcześniejszych odsłon. To jest sytuacja identyczna z tą kiedy to ludziom uczciwym i ciężko pracującym w rolnictwie wmawiano, że jednym ratunkiem dla ich upraw jest środek o nazwie DDT. To jest sytuacja analogiczna z pojawieniem się na rynku polskim fantastycznych zegarków na radzieckiej licencji, zegarków o nazwie „Poljot” i „Raketa”.
Profesjonalne szkolenie liderów to po prostu syf. Innego słowa nie znajduję. Gosze jest już chyba tylko „budowanie nowych elit”.
Odwrotną stroną profesjonalizmu jest populizm. Populistami są wszyscy, którzy wymykają się spod kontroli i zabierają głos publiczne. Ja i Toyah również jesteśmy populistami. Napawa mnie to dumą, bo takim samym populistą być Juliusz Cezar, kiedy przemawiał do swoich żołnierzy w Galii, stojąc na pieńku i pogryzając rzepę, a było to tuż przed wyruszeniem do Italii. My z Toyahem jesteśmy jednak w tej komfortowej sytuacji, że nie zamierzamy robić kariery politycznej. Chcemy być po prostu uznanymi autorami książek i publicystyki. Do tego dążymy i taki jest cel. Argumenty zaś, które przeciw nam wysuwają różne idiotki, jak na przykład osoba podpisująca się nickiem „zukosa”są zwykle tej samej natury – zamknijcie się, bo nie jesteście mianowani. Lub: kto wam pozwolił. To jest dokładne potwierdzenie opinii Mistewicza i wszystkich czarnych przeczuć, które rosną w sercach wielu z nas. Ja specjalnie napisałem o pani podpisującej się nickiem „zukosa” i specjalnie nazwałem ją idiotką. Napisała ona bowiem w komentarzu pod tekstem elig tyczącym się mojej skromnej osoby, że obniżam morale na prawicy. Napisała, również, że gdybym obniżał morale na statku to każdy kapitan wyrzuciłby mnie za burtę. Ona zaś na pewno by tak zrobiła. I można się oczywiście z tego śmiać szczerze, ale ileż w tym jednym prostym komunikacie jest informacji, o tym chociażby jak pani „zukosa” lubi spędzać wolny czas.
Wracajmy do nadchodzących wyborów. Żeby zwycięstwo było ważne, pełne i długotrwałe nie może być darowane. Pisał o tym już Józef Piłsudski. Kiedy więc po kolejnych przegranych wyborach słyszę głosy – bo myśmy nie chcieli wygrać - mam szczerą ochotę zrobić to co każdy kapitan zrobiłby z majtkiem obniżającym morale na statku. Nikt jednak tego z osobami plotącymi te bzdury nie robi, przeciwnie, są one hołubione i dopieszczane medialnie. Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości dlaczego niech wróci do cytatu z Mistewicza.
„Nasze media” zaś to w demokracji jest konsekwencja sukcesu politycznego, nie zaś środek do jego osiągnięcia. To jest środek do osiągnięcia ale celów zgoła innych. To jest środek do umocnienia się nowej oligarchii, która będzie robić to samo co dotychczasowa z innymi hasłami na ustach. I przekona się o tym wkrótce Jarosław Kaczyński. Bo nie ma takiego medium wliczając w to jasnowidza z Człuchowa, które nie chciałoby zminimalizowania jego roli w polityce. Polityczny sukces nie może być darowany – powtarzam – powoływanie się więc na okoliczności, na brak „naszych mediów” albo „naszych służb” jest wprost oszustwem. Józef Piłsudski zdobył władzę w okolicznościach dalece bardziej skomplikowanych. Minimalizowanie celów nie sprzyja politykom i nie czyni z nich bohaterów, trzeba o tym pamiętać, a pokładanie nadziei na zwycięstwo w poparciu z zewnątrz jest błędem. Polski rząd, rząd suwerennego państwa, może mieć oczywiście jakieś złożone relacje z sojusznikami, nawet najpotężniejszymi, nie może być jednak agenturą, nawet amerykańską. Jeśli zaś któryś z polityków ustawia się w tej pozycji, jeśli ma przy tym do zaprezentowania rzeczowe, ważne i profesjonalne argumenty, tym gorzej dla niego i dla nas. Demokracja to system w którym polityk komunikuje się z wyborcą, a nie ze swoim patronem, nie z coachem, nie z nową elitą, tym razem już uczciwą i patriotyczną.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah - dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
Inne tematy w dziale Polityka