Na ostatnim wieczorze autorskim pewien pan pożyczył mi fascynującą książkę. Są to eseje Stanisława Kota zebrane w potężnym tomie zatytułowanym „Polska złotego wieku a Europa”.Wstęp do tego dzieła, jak prawie do wszystkich dzieł, traktujących o złotym wieku napisał Henryk Barycz, o którym inny jakiś badacz napisał z kolei książeczkę zatytułowaną „Henryk Barycz – historyk niepokorny”. Ja nie wiem o jaki rodzaj pokory chodziło autorowi, ale mniejsza z tym.
Był Stanisław Kot – o czym wszyscy czytelnicy Stanisława Mackiewicza doskonale pamiętają – dzieckiem ze wsi. Fakt ów niesie ze sobą pewne obciążenia, które nie dają się niestety w żaden sposób zniwelować do końca życia. Ponieważ ja sam pochodzę ze wsi chciałbym w kilku słowach wyjaśnić o co chodzi. Otóż ludzie mający skromne możliwości, ludzie z małych miasteczek i wiosek, starają się zwykle wykorzystywać je maksymalnie. To często ich gubi, bo przestają myśleć o celu, a zaczynają dbać o szczegóły i w tym ich pielęgnowaniu odnajdują sens swoich działań. Kiedy orientują się, że to sens fałszywy, pozorny, a to co było ważne gdzieś im umknęło jest już za późno. W przypadku Stanisława Kota było inaczej. On doskonale wiedział gdzie jest cel i jakie drogi ku niemu prowadzą. Nie pochodził bynajmniej z jakiejś wiejskiej biedoty i nie musiał zmagać się z tysiącznymi trudnościami, był Stanisław synem przedsiębiorczego i zamożnego ojca. Jego kariera przebiegała gładko i typowo dla chłopskich synów z Galicji, którzy – nawet jeśli się buntowali przeciwko cesarzowi – stanowili ważny element w polityce wewnętrznej państwa. Jakie drogi kariery stały przed takimi chłopskimi synami jak Kot? Barycz pisze, że w początkach XX wieku seminarium duchowne nie spełniało już ich aspiracji. Były one mocno rozbudowane i znacznie wyższe. My dziś patrzymy na to wszystko poprzez pryzmat działalności niepodległościowej i poprzez pryzmat Polski, ale przecież w tamtych czasach, nie było Polski, a Austro-Węgry nic nie wiedziały o tym, że zbliża się ich koniec. Było to państwo snujące plany i realizujące politykę dość drobiazgową i złożoną. Polityka nie mogła być inna wobec okoliczności wewnętrznych, wobec tego, że w armii obowiązywały komendy w siedmiu językach. Nie ma chyba póki co żadnej książki opisującej subtelność i zawiłości polityki cesarskich kamer wobec narodów monarchii i ich najwartościowszych przedstawicieli, a bardzo by się taka praca przydała.
Skoro chłopscy synowie nie szukali już spełnienia aspiracji w seminarium duchownym, pozostawała im armia i uniwersytet. Z armią cesarską był ten kłopot, że państwo w swej istocie kultywowało tradycje średniowieczne. O swojej córce Franciszek Józef nie mówił inaczej jak: jej wysokość arcyksiężniczka Gisela. Oficerowie cesarscy byli bandą nadętych bałwanów, a awanse rozdzielano tylko niekiedy według rzeczywistych zasług. Pozostawał więc uniwersytet. Tam synowie chłopscy mogli realizować swoje marzenia o lepszym życiu. Stanisław Kot jest tu najwyrazistszym przykładem takiej kariery. Jego zainteresowania skupiały się wokół XVI wieku i historii wychowania. Tak jak wszyscy pracownicy naukowi cesarskich uniwersytetów traktował on swoją pracę bardzo serio. Dysertacje, które pisał wywołują dziś uśmiech jedynie, ale dla autora i pierwszych czytelników były one zapewne czymś innym. Był Stanisław Kot – co oczywiste – działaczem niepodległościowym. Jego myśli krążyły, co wnosić możemy z treści esejów, wokół odbudowania mitu Polski wielkiej i silnej. Mit ten budował Stanisław Kot zgodnie z zamysłami i zaleceniami tajnych cesarskich kamer, świadomie lub nie, podobnie jak inni polscy uczeni piszący o złotym wieku.
Polityka propagandowa i informacyjna wobec Polaków w monarchii układa się bowiem w następujące sekwencje: mamy oto bogatych ziemian, którym należy się jakiś grant, jakaś legenda o wielkości. Oni mają swoje tradycje rodzinne, w których – bywa – jest miejsce tylko na prawdę i nierzadko – co niepokojące – nie nabierają się oni na produkowane przez cesarskich uczonych plewy. Po prostu wiedzą jak było. Interesuje ich kariera, wpływ na politykę i wielkie pieniądze. Jeśli to dostają, siedzą cicho. Są polscy chłopi i inni chłopi. Ci chcieliby uczestniczyć w czymś ważnym i prawdziwym, co pozwoli im zapomnieć o wiejskiej nędzy i w teorii przynajmniej zrównać się ze szlachtą. Dla nich jest uniwersytet. Są także narody, które należy traktować według różnych kryteriów. Najgroźniejsi dla monarchii są oczywiście Węgrzy, zaraz za nimi idą Czesi, a na końcu są Polacy. Reszta czyli: Ukraińcy, Słoweńcy, Bośniacy to sprzymierzeńcy tronu. Polakom zdaje się, że oni są najbardziej dynamiczną częścią wielonarodowego społeczeństwa i mają szczególną rolę do spełnienia. I cesarz pozwala im ją spełniać. Pozwala im tworzyć mit złotej przeszłości. Czechom, których się w Wiedniu wyjątkowo nie lubi, nie pozwala się na nic, a Węgrom pisze się historię na nowo, według bardzo nieciekawego, ale przemyślanego schematu. Robi się mianowicie z Węgrów grupę ugrofińską, która więcej ma wspólnego z Mongołami niż z kimkolwiek innym, dla jakiegoś niesłychanego szyderstwa wręcz ustala się arbitralnie, że Węgrzy są spokrewnieni z Finami. Niestety Finowie nic o tym nie wiedzą i jedyne co mają dla Węgrów to wzruszenie ramion. Realizacją wszystkich tych przedsięwzięć propagandowych zajmują się pracownicy naukowi wyższych uczelni cesarstwa. Propaganda bowiem ma być bardzo skuteczna i musi wrosnąć w serca i umysły. I to się udało, o czym dobrze wiemy. Bladzi, wielkoocy Węgrzy, z czarnym, prawie sinym zarostem na twarzach, uważani są nadal za typowych Azjatów, a wszystko dzięki niemieckiej nauce, która jak pamiętamy nigdy się nie myli.
Kariery na polskich uniwersytetach przebiegają wręcz wzorowo. Po upadku monarchii II Rzeczpospolita dziedziczyła cały ten system i doskonali go traktując uniwersytet i jego funkcję ze śmiertelną powagą. Nikt nie jest tak szanowany i darzony taką czcią jak profesor uniwersytetu. Co nam zostało do dziś.
Teraz powiedzieć musimy jak pracownicy naukowi i dydaktyczni wyższych uczelni traktowani byli w cesarstwie. Mówi nam o tym Wojciech Kossak w swoich znakomitych „Wspomnieniach” o mówi nam o tym Joseph Roth w cudownej powieści „Marsz Radetzkiego”. Otóż ludzie ci byli przez cesarskich urzędników, oficerów, przez bogatych chłopów ze słoweńskich wiosek, nie wspominając o szlachcie, traktowani z najwyższą i nie znającą miary pogardą. Przede wszystkim dlatego, że brali pieniądze z kasy państwa, a nie dostawali je na mocy dziedzicznych przywilejów lub nie uzyskiwali z posiadanych aktywów. Byli to po prostu pracownicy najemni, którzy wykonywali polecenia, a jeśli ich nie wykonali to się ich zwalniało. I już. Największym sukcesem tajnych kamer cesarskich było zaś ukrycie istotnej funkcji uniwersytetu w państwie, przed Polakami. Myślę, że Czesi, którzy są dużo bystrzejsi i bardziej krytyczni zorientowali się wcześniej o co chodziło i nadal chodzi. No i uniwersytet w Pradze to jest miejsce, co do którego oni akurat nigdy nie mogli mieć złudzeń. Z Polakami było inaczej, oni bowiem uwierzyli we wszystko co niemiecka nauka i propaganda wygenerowały przez cały piękny wiek XIX. Uwierzyli w socjalizm, w misję uczonych i w to, że trzeba ograniczyć wpływy Kościoła na rzecz wpływów państwa. Uwierzyli w strukturę piramidalną, nie rozumiejąc, że nie mają żadnego wierzchołka tej piramidy. Pozbyli się go obstawiając w tej rulecie pole z napisem „socjalizm”. Zniszczyli najsilniejszą organizację jaką dysponowali – ziemiaństwo i uwierzyli w to, że awans chłopskich synów w strukturze w istocie tajnej, gdzie nic nie jest oczywiste i klarowne, czyli na uniwersytecie, przyniesie sukces ich ojczyźnie. Stało się inaczej. I to jest proszę Państwa wielki sukces niemieckich uczonych i niemieckiej polityki, która od czasów kiedy profesor Kot studiował we Lwowie nie zmieniła się ani na jotę.
Na tym dziś kończę, bo muszę pisać III tom „Baśni jak niedźwiedź”. Informuję wszelako, że od wczoraj książki nasze są dostępne w hurtowniach, a przez to można je zamawiać w każdej księgarni na terenie kraju. No i oczywiście także kupować na stronie www.coryllus.pl oraz w sklepach wymienionych niżej:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
Umieszczam tu także drugą część relacji z mojego poniedziałkowego wieczoru autorskiego w Klubie Ronina.
A, jeszcze jedno: dziś o 18.30 w Poniatówce w Błoniu mam kolejny wieczór autorski. Zapraszam wszystkich.
Inne tematy w dziale Polityka