Miałem dziś pisać o Rosji, bo tyle tu wkoło mądrych głosów na jej temat, ale co ja się będę zajmował Rosją, jak mamy wokoło samych specjalistów rusofilów, rusofobów i sowietologów. I każdy z nich z odpowiednim zaśpiewem, czyniąc rozmaite zastrzeżenia już to pod adresem tak zwanych „dobrych Rosjan” już to pod adresem „tragicznej sytuacji Rosji i boskich planów z nią związanych” mu się wyjęzyczyć, licząc przy tym, na to, że go czytelnicy potraktują jak proroka. Na temat Rosji bowiem nikt w Polszcze nie pisze, na temat Rosji się prorokuje, a jak ktoś ma mniejszy kaliber mózgu to jedynie dyskutuje potrząsając nerwowo papierosem i głową. Mam to w nosie, będzie wojna czy nie, nic mnie to nie obchodzi. Pogadamy dziś znów o rynku literackim i czynnych na nim autorach, a także o wyższych uczelniach.
Od wczoraj jestem całkowicie pewien, że wystąpienie Malanowskiej pokrzyżowało jakieś plany w gazowni i wywołało niezłą panikę. Skąd ja to wiem? To proste, puścili do sieci wywiad z Witkowskim. Nie wiecie kto to Witkowski? To jest jeden z wybitnych polskich pisarzy, który nie dość, że odniósł sukces to jeszcze na tym sukcesie zarabia. I koniecznie trzeba było go pokazać, żeby jakoś zdyskontować Malanowską i jej nędzne 6800. Witkowski udzielił wywiadu jakimś dziwnym dziewczętom wyglądającym jakby przed chwilą były kimś innym, ale wpadły w łapy Marsjan z filmu „Marsjanie atakują” i teraz są takie jak widać. No i wyraźnie mówi, że na książce potrafi zarobił milion złotych. To jest niesamowite, a jednak można...cały milion złotych...nie to co ta Malanowska, źle pisze, słabo i za wolno i przez to właśnie dostała 6800. Nie ustawajcie więc w wysiłkach młodzi pisarze, nie porzucajcie piór. Oto Witkowski mówi wam co trzeba zrobić, by zdobyć sławę, przede wszystkim operacja plastyczna twarzy oraz dobre kontakty z lobby homoseksualnym....Proszę oto link: http://kafeteria.tv/Polski-pisarz-o-LOBBY-GEJOWSKIM-Cioty-sa-wszedzie-cjGNIXlvyUz
Kim jest pisarz Witkowski? Ja tego dokładnie nie wiem, ale na mieście gadają, że jest synem rektora jakiejś wrocławskiej uczelni. Pisać zaczął dawno temu i od razu właściwie skończył, bo jego książki się nie sprzedawały, a jedyną osobą, która o nim mówiła, w dodatku z przekąsem była Kazimiera Szczuka. No, ale tak jak inni pisarze, był trzymany przez biuro polityczne w zanadrzu, żeby pokazać go gawiedzi jak przyjdzie pora i z szyderczym uśmiechem rzec: ecce homo.
Pora przyszła wczoraj, bo Malanowska swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem spowodowała, że wszyscy młodzi, aspirujący poeci i pisarze stracili sens życia. Gadanie Vargi o misji i o biedzie wszystkich ważnych twórców nie pomogło. Pisarze zaczęli rozchodzić się do domów i mogło się łatwo zdarzyć, że owo rozejście odbierze sens życia i podstawę bytu działom kulturalnym wszystkich ważnych dzienników i tygodników. Bo o kim tu pisać? Z kogo robić durnia, jak nie ma tych aspirujących biedaków? Przecież nie z siebie nawzajem. No, ale na szczęście jest Witkowski, na którego zawsze można liczyć. Witkowski wie zwykle co powiedzieć i nie cofa się przed niczym. Pamiętam, jak kiedyś, gdy na rynku literackim i w okolicach była taka posucha, że nawet żaby wyzdychały, nikt nie wiedział o czym ma pisać, bo nic się nie działo, wyszedł Witkowski i dał wywiad do Dużego Formatu o tym, że on wcale nie jest pedałem. To tylko taka ściema była, a jemu się marzy seks z Dodą. Opowiedział o tym, chyba Szczygłowi, ale głowy nie dam, po czym zniknął. On właśnie do takich rzecz jest potrzebny, ten Michał. Jest czymś w rodzaju ostatniej deski ratunku, dzięki której Varga nie musi pisać o Orlińskim, a Orliński o Szczygle. Wszyscy mają tematy do rozgryzienia i jest fajnie. Kolejny tydzień mija owocnie, a w następnym może znów coś się wydarzy.
Michał Witkowski, jak zauważyliście obnosi się z wystylizowaną niedyskrecją, która jest o tyle krępująca, że nie odkrywa niczego nowego. Dziwić się tym rewelacjom mogą te przerobione przez Marsjan dziewczęta i nikt więcej. Nastąpiła jednak w środowiskach opisywanych przez Michała pewna zmiana – (ja rozumiem że on ma pozwolenie od gangu na gadanie takich rzeczy?) - w dawnych czasach bowiem pedałów czynnych w różnych środowiskach cechowała duża dyskrecja i nikt się raczej z tym swoim życiem wewnętrznym nie obnosił. No, ale czasy się zmieniają, a zmiany jak zwykle zaczynają się od góry, czyli od uniwersytetu. To stamtąd płyną nowe prądy myślowe i inne prądy, których charakteru nie znamy. To tam czai się współczesny Grzegorz z Sanoka, ze swoimi rewelacjami na temat antycznych wierzeń przywiezionymi z Włoch, które za chwilę zacznie rozpowszechniać. Ponieważ ja dawno już na żadnym uniwersytecie nie byłem, a swego czasu oskarżono mnie tutaj o to, że bezpodstawnie atakuję tę instytucję, jakże potrzebną, zamiast ją wesprzeć swoją siłą i talentem, chciałbym się jeszcze raz do tego passusu odnieść. Trudno jest doprawdy pokładać jakiekolwiek zaufanie w uniwersytecie, czy w szkolnictwie wyższym w ogóle, skoro syn rektora jednej z wrocławskich uczelni wynajął się jako dupokrytka dla osobników takich jak Varga i Orliński, i stanowi dziś jedyne właściwie wytłumaczenie ich istnienia. Trudno pokładać nadzieję w uczelniach skoro na stronach jednej z najważniejszych tego typu instytucji w Polsce znajdujemy coś takiego:
https://amu.edu.pl/szybkie-linki/mediow/be/lista-wg-nazwisk/mgr-daniel-falcman,-wydzia-nauk-spoecznych
I niech się Wam nie zdaje, że ja tu szydzę z Witkowskiego czy tego Falzmanna, wcale nie. Ja po prostu uważam, że ludzie ci pobłądzili, bo propagandę traktują jak biznes. I to ma do pewnego momentu sens, póki bowiem są pieniądze do wzięcia „na pedałów”, każdy kto się nie wstydzi może po nie sięgnąć. No, ale jest to pewien cyrograf, jak zaś niedawno napisał na swoim blogu Toyah, rozpowszechnianie tej propagandy może się skończyć właściwie jednego dnia, bo już nie pierwsza to odsłona tego lansu przed nami. Witkowski – kiedy już będzie po wszystkim – znów powie, że tak naprawdę kocha Dodę, ale co z tymi doktorantami, a niedługo już przecież profesorami i uczelniami, które oni reprezentują? Oni też będą udawać, że nic nie było? Być może. Może przyjdzie jakaś inna moda i pieniądze wręczane będą tym, którzy przebierać się będą za krety, albo świstaki. Później zaś wielbicielom nietoperzy i ciepłej wódki zmieszanej z płynem do mycia naczyń. Możliwości jest nieskończenie wiele, powiedzcie mi tylko, dlaczego do propagowania tego wszystkiego koniecznie trzeba wykorzystywać uniwersytet? Czy ktoś mi to może wyjaśnić? I dlaczego ta druga połowa uniwersytetu, która nie przebiera się za kreta czy butelkę płynu ludwik, gotowa jest oddać życie, byle tylko nie padło słowo krytyki pod adresem instytucji, która ich zatrudnia. Już wszystko jest lepsze, krety, nietoperze Witkowski, Falzman...po prostu wszystko, byle nie kwestionować misji. To jest najgorsze. Ja się oczywiście domyślam dlaczego tak jest, ale nie chce mi się o tym nawet pisać, tak jest to biedne i słabe. Pozostańcie więc tam gdzie jesteście mili państwo i bawcie się dalej.
Jeśli ktoś myśli, że chodzi tylko o jakieś deficyty poszczególnych osób, które poza tym dziwnym uczelnianym akwarium nie poradziłyby sobie w życiu, ten jest w błędzie. Tu clou jest coś innego, to mianowicie o czym już niedawno pisałem – ochrona interesów rodzin. Uniwersytet prędzej urządzi wybory mistera penisa niż przyzna się do zgłupienia, a przyczyną jest właśnie to, że dzięki takiej postawie jego prominentni pracownicy uzyskują powoli jaką taką pozycję w mediach, a co za tym idzie zyskują sławę i jeszcze większe pieniądze. Być może nawet większe od tych co je dostała za swoje pisanie Malanowska. Naprawdę może tak być, nie żartuję.
I żeby nie pozostawać przy przykładach związanych ze środowiskiem gazowni i nie dręczyć tego biednego Witkowskiego i jego taty mam takie pytanie: czy Edward Rożek i Tomasz Rożek są ze sobą spokrewnieni? Jeden udziela się jako publicysta w „naszych” mediach, a drugi jest popularyzatorem nauki i jego filmy pokazywane są wszędzie, jak internet długi i szeroki. W gazowni, w salonie i w innych miejscach...Oni są rodziną? Znacie odpowiedź na to pytanie?
Na naszej stronie jest już dostępna nowa książka Krzysztofa Osiejuka zatytułowana „Kto się boi angielskiego listonosza”. 31 marca Grzegorz Braun i ja mamy spotkanie we Wrocławiu w hotelu Tumskim, na wyspie Słodowej, początek o 18.00. W dniach 3-6 kwietnia odbywają się w Warszawie targi książki, na których będziemy z Toyahem, o ile dostanę na czas fakturę, bo jeszcze jej nie mam. W połowie miesiąca mamy targi książki w Białymstoku.
Jak zawsze zapraszam na stronę www.coryllus.pl Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a.No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8.
Inne tematy w dziale Polityka